XII Droga Marzeń

227 22 21
                                    

Rozdział 12

Rozgoryczona usiadłam na kamieniu przy aucie, z oddali już było słychać grzmoty ulewy. Objęłam rękami kolana, nie tak wyobrażałam sobie tą rozmowę. Wszystko we mnie umarło. Marzenia i wspomnienia tylko to mi zostało. Poczułam się opuszczona. Niechciane chwile mojego życia wracały do mnie ze stukrotną siłą. Jak głupia liczyłam, że łatwo będzie znaleźć prawdę.

Jak byłam mała żyłam w ciągłych zakazach i obietnicach. Nasiąkając tym co dobre, a co złe. Nie potrafiłam zinterpretować siebie. Będąc pod szklaną bańką stawałam się krucha jak tafla szkła. Może to i głupie, ale wyzwoliła mnie dopiero ucieczka. Wtedy poznałam to ile w świecie naprawdę jestem warta. Nigdy nie było to wiele i zawsze oscylowało na granicy zera. Ale kiedyś jak ukrywałam się w dzielnicy slamsów pracując na wysypisku obiecałam sobie, że nigdy się nie poddam. Więc teraz też nie mogłam. 

Rodzimy się z krzykiem. Z buntem dorastamy. W szalonym pędzie życia gubimy cenne perełki czasu, nikt nam ich nigdy nie zwróci. Pociągając marzenia niedościgłe, chwytając chwile nieuchwytne, marzę o cofnięciu czasu. Chciałabym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku. Nie mam już zbyt wiele czasu, by być szczęśliwą. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze mojej przyszłości wpisuję marzenia, a jakaś niewidzialna ręka mi je przekreśla. Nie mam już żadnego wyboru.

-Wszystko w porządku? Zbladłaś!-Spencer przyklęknął naprzeciw mnie unosząc mi dłonią brodę do góry. Nie odsunęłam jego ręki. Spojrzałam mu prosto w oczy.

-A jaką chcesz odpowiedź usłyszeć?- Usiadł koło mnie, przesunęłam się lekko robiąc mu miejsce.

-Ta sprawa jest do rozwiązania.-powiedział z pasją, tak jak by czytał mi w myślach. Ponuro uśmiechnęłam się, prawie mu uwierzyłam, zacisnęłam ręce w pięści i wstrzymałam na chwilę oddech.

-Mam już tego dość, to wszystko jest bez sensu. Nie mamy żadnej szansy znaleźć tego mordercy. Otwórz oczy Spencer. Mamy tylko poszlaki i nic po za tym. Wierzysz, że głupia biała tablica zdradzi ci nazwisko tego psychopaty?

-Co ty bredzisz? Co, więc wystarczyło jedno niepowodzenie a ty postanawiasz wywiesić białą flagę i się poddać? Przecież to nie jest jeszcze koniec, są inne tropy. Musimy ich tylko poszukać. Już zapomniałaś o swojej siostrze? Tylko tak możesz ją pomścić! Dopóki ten skurwysyn żyje i zabija jest dla nas nadzieja na zdemaskowanie go!- Po policzkach spłynęły mi pierwsze słone łzy. Starałam się oddychać spokojnie nie chcąc mu pokazywać swojej słabości. Zacisnęłam zęby i zebrałam się w sobie. On nic nie rozumiał. Nie mieliśmy nic, nawet na krok nie zbliżyliśmy się do mordercy. A on eufemistycznie twierdził, że jesteśmy blisko. Kogo chciał tym pocieszyć bardziej? Mnie czy siebie?

-Minęły już dni, nie dwa, nie trzy, lecz więcej a my nic nie mamy. Uważasz, że nie myślę o swojej siostrze? Co ty możesz wiedzieć, myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, że dla ciebie ona jest tylko numerem twojej kolejnej sprawy? Wierzysz w to, że jestem tak naiwna, żeby się nie domyśleć, że masz mnie za tarczę obronną, na którą będzie można zrzucić winę w razie niepowodzenia. Chcę dać spokój duszy Kate. Niech ziemia jej lekką będzie, przecież i ty, i ja skończymy tak samo! Nie liczy się w jaki sposób. To wszystko wyniszcza mnie, każdego dnia tracę część siebie tkwiąc w tym zawieszeniu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to jest, iść na ulicy patrzyć na obcych ludzi i mieć nagłą potrzebę zdradzenia im wszystkiego. Bez konsekwencji, bez zrozumienia, po prostu stać się wolnym człowiekiem z czystym sumieniem, chodź na chwilę.- Wstałam czekając na odpowiedź, jednak jej nie usłyszałam. Spencer również wstał.

-Wracajmy do Pinestone.- rzucił zawiedziony wyprzedzając mnie. Nagle w moim sercu zrodziło się dziwne uczucie. Czy to był zawód? Żal? Byłam święcie przekonana, że kto jak kto, ale on odgryzie mi się jakąś złośliwością, a nie walkowerem wszystko odpuści. Zrobiło mi się jakoś głupio i to bardzo, przecież ja myślałam tylko o sobie. Ani razu nie zapytałam się go jak on sobie z tym wszystkim radzi. Przecież odebrano mu sprawę, musi użerać się zemną, a jego znajoma jest w szpitalu. Przyśpieszyłam kroku aby go dogonić, powinnam przeprosić.

CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz