I Morderstwo Idealne

1.5K 85 44
                                    

Rozdział 1

Stoję na pomoście z siekierą .Dookoła mnie cisza. Błoga cisza. Żaden krzyk już jej nie zakłóci. Przynajmniej do następnego razu.

Jakże to naiwne, że moje ofiary zawsze krzyczą, tak jakby wierzyli, że ktoś uratuje ich na pustkowiu. Jestem mistrzem planowania, nigdy nie pozwoliłbym sobie na żaden błąd. Wszystko ma swoje zasady, wszystko musi być zaplanowane, wszystko musi być idealne.

Moje ręce ociekają krwią, która o dziwo jeszcze jest ciepła. Spływa powoli drażniąc miło skórę dłoni i za pomocą grawitacji wsiąka w ziemię karmiąc ją, sobą. 

Której z ofiar?

Uwierz, że już mi się gubią. Do końca życia będzie mnie to kręcić. Ja- łowca, oni- moje ofiary. I ten znajomy swąd. Swąd zgnilizny. No niestety estetą zapachowym nie jestem ale ma to duże plusy w mojej misji na tym padole. Wszyscy byli tacy plugawi. Odrażające ich twarze zlewały się w jeden ten sam syf

Jednak wyjątek też może się zdarzyć. Ostatnia była dziewczyna, która jako jedyna zachowała spokój. Siedziała w kącie skulona. Tylko się trzęsła. Czyżby pogodziła się z losem, który ją czekał? Tego nie wiem. Ale takich lubię najbardziej są nieproblematyczni. Można się pobawić, nie musząc używać siły na szamotaniny, sama radocha. 

Umyłem ich poranione ciała, aby zmyć swoje DNA. Jeden po drugim wyrwałem paznokcie i zęby, żeby FBI i policja nie mogła ich tak łatwo zidentyfikować- i głęboko zakopałem w ziemi. Osobno głowy, osobno ciała. To jeden z sposobów by zatrzeć ślady, nawet idiota jest wstanie to pojąć. Ciało się rozłoży, a kości pozwolą co najwyżej powiedzieć, czy to kobieta, czy mężczyzna i w jakim wieku...

W końcu nadszedł ten dzień. Zdanie, które teraz czytasz piszę w zatęchłym barze śniadaniowym, po tym jak zamordowałem swoją żonę. Można by powiedzieć, że głoduję, bo moja nowa partnerka zupełnie nie umie gotować. Trzeba sobie jakoś radzić, wtedy często przychodzę tu. Właśnie weszła do lokalu urocza młoda blondynka. Zajęła miejsce przy stole parę metrów od mojego. Czy ona na mnie spogląda? Mam co prawda ponad trzydzieści lat, ale dalej jestem atrakcyjny. Wybaczcie, muszę lecieć. Później opowiem jak zabijać piękne blondynki.

***

Błękitne do tej pory niebo, wschodziło właśnie w poświatę koloru fuksji, wieńcząc kolejny dzień. Kate Carrie weszła do nie specjalnie dużego sklepiku, a i tak jedynego większego w tej mieścinie.

-Dzień dobry kochanie, jak miło cię widzieć! Właśnie niedawno słyszałam ciekawe plotki akurat o tobie.- Pani Brown- wszechwiedząca w miasteczku, nigdy nie spocznie dopóki nie znajdzie gorącego newsa, tym bardziej kiedy chodziło o córkę jej przyjaciółki. Tak, Kate w jej mniemaniu miała wyjątkowo bujne życie, wprost idealne na plotki. Teraz, kiedy podobno u młodej Carrie znów coś się działo, to ona oczywiście musiała wiedzieć pierwsza. Sklepikarka niewinnie uśmiechnęła się czekając na jakąś odpowiedź.

-Dzień dobry, o jakich plotkach znowu pani mówi ?- Kate zmarszczyła brwi, nie do końca będąc pewna, co pani Brown ma na myśli mówiąc „plotki".

-Oh nie żartuj sobie, skarbeńku- Sprzedawczyni zmieniła głos z ciekawskiego na obrzydliwie słodki. Kate zrobiła minę numer 20816, pod tytułem „Nie wiem o co chodzi, pani Brown." Wtedy sklepikarka zrozumiała, że jednak Carrie miała rację- Ekhm, ty naprawdę nie wiesz.

-Przykro mi ale jak widać nie bardzo.-

Myśli pani Brown zmieniły swoje tory aż o sto osiemdziesiąt stopni. „To rodziło pewne wątpliwości"- myślała właścicielka sklepu. Czyżby sama zainteresowana nic nie wiedziała? Nie, to było wprost niemożliwe, co jak, co ale taką sprawę ciężko ukryć. Sprzedawczyni uniosła się na pięcie, całkowicie zmieniając minę która, ewidentnie jej teraz zrzedła i podchodząc do blatu z politowaniem spojrzała na drobną Kate. Nikt nie mógł mieć zawsze racji tak jak pani Brown.

CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz