Rozdział 8
Jesień zbliżała się, ciągnąc za sobą szarość dni straconych i chmury przysłaniające blask naszemu życiu. W Pinestone był dziś pogrzeb. Nie starszej osoby, która swoje już przeżyła, tyle zobaczyła, lecz młodej Catherine Carrie. Rzęsisty deszcz zdawał się być ukoronowaniem rozpaczy, która panowała dzisiejszego dnia. W oziębłej kaplicy stały rzędy cmentarnych kwiatów i niewielka trumna ze zdjęciem na wierzchu. Zdjęcie było kompletnym zaprzeczeniem atmosfery, pokazując uśmiechniętą, młodą dziewczynę, zupełnie tak, jakby Kate nie rozumiała powagi sytuacji.
Matka i córka stały pod rękę, przyjmując kondolencje od osób, które niewiele dla nich znaczyły. Czy były istotne dla Kate? Wydawało się, że jest tu całe miasteczko, każdy kto wiedział o dzisiejszym pogrzebie. Matka płakała, szukając pocieszenia u swojej przyjaciółki, pani Brown, jednak Elizabeth pewnie stała, starając się nie myśleć o tym, co się dzieje, ale o tym, by jak najlepiej powiedzieć swoje przemówienie, przez co wydawała się być bardziej martwa od swej siostry - stojąc tak, jak pomnik z brakiem jakiejkolwiek mimiki na twarzy. Po drugiej, równoległej do niej stronie gości stał Michael Spencer.
Spojrzała w jego stronę, ubrany był w czarny garnitur, oraz krawat, a na ramionach zawisał swobodnie długi czarny płaszcz. Patrzył na zdjęcie Kate, tak jakby szukał w nim drugiego dna. Elizabeth wyszła ze swojego rzędu i poszła wprost do niego.
-Cześć.- wyszeptała. Odwrócił głowę w jej stronę, jakby wrócił z zaświatów.
-Witam. Jak się czujesz?- Był pierwszą osobą po za panią Brown, która ją o to pytała. Choć, nie ukrywajmy, Pani Brown nie pytała z czysto współczujących pobudek. Lizzy delikatnie sztucznie uśmiechnęła się.
- A jak mam się czuć? Jestem winna wszystkiemu, co dziś się dzieje. Może gdybym była na miejscu, Kate by teraz żyła.
-Być może - jednak - może tak miało być od początku...- stwierdził nostalgicznie Spencer.
- Wierzysz w to, że nasz los jest nam pisany od urodzenia?- zdziwiła się Carrie, patrząc dokładnie na twarz Spencera, która nie wyrażała żadnych emocji, choć patrzył wprost na nią.
- W coś trzeba wierzyć, a ja już nie raz zdążyłem zwątpić w to, iż posiadamy, jakąkolwiek wolną wolę.
- To niedorzeczne.
- Być może - odparł twierdząco, patrząc za Elizabeth na jej matkę, która od dobrych paru minut im się przypatrywała. - Powinnaś już przejść na swoją stronę. Ceremonia zaraz się zacznie.- Lizzy spojrzała za nim patrząc na pojedynczo zajęte ławy.
-Chyba masz rację.- Wyszła na zewnątrz, udając się na drugą stronę. Nagle coś jej się przypomniało.
- Dziękuję ci, za twoje słowa, iż powinnam pogodzić się z matką.- Mike uśmiechnął się, patrząc, jak odchodzi do bliskich, zostawiając go samego w ławie.
***
Uwielbiam, gdy ksiądz czuje, że musi coś powiedzieć i gada trzy po trzy, aby zapełnić czas! Gdyby nie fakt, że obiecałem Carrie rozmowę w ogóle by mnie tu nie było. Siedząc tak w tej marynarce pod krawatem, byłem w zupełnie innej skórze - na pewno nie mojej.
W końcu proboszcz przestał mówić, a wtedy ustawił się kondukt na czele z Elizabeth i starą Carrie. Poszedłem na sam koniec i nie zrobiłem źle - dopadł mnie Draby, nie wyglądał dobrze.
- Mógłbyś odebrać kiedyś telefon, wiesz... -Zignorowałem jego słowa.- Tak myślałem, że cię tu znajdę. Ostatnio bardzo często kręcisz się koło Elizabeth Carrie. Czy wydaje mi się, że ci na niej zależy? Chcesz sobie ją dopisać do panteonu byłych? - Co on insynuował? Wkurzyłem się, ale nie zamierzałem publicznie tego okazywać.
CZYTASZ
Cisza
Mystery / ThrillerCisza choć utożsamiana ze spokojem bywa przerażająca... Miasteczko Pinestone dotąd osada spokoju, wkrótce zostaje zbrukane przez fanatycznego morderce, który za swój cel obiera sobie młodą dziewczynę. Te wydarzenia powodują, że jej siostra wraca do...