rozdział ósmy

180 15 27
                                    

*Akutagawa*

Tygrys dziś dziwnie się zachowywał, ale nie mogłem skupiać na tym całej swojej uwagi. Naszym priorytetem było powierzone nam zadanie. Starałem się skierować myśli w stronę nadchodzącej walki. Miałem wątpliwości co do planu Atsushiego. Mimo że dość jednoznacznie wyraziłem swoje zaufanie, czułem, że w którymś miejscu popełniliśmy jakiś błąd, który mógł skazać nas na niepowodzenie. Próbowałem to rozgryźć, ale nie potrafiłem. Nieważne jak długo się nad tym zastanawiałem, wciąż nic nie przychodziło mi do głowy. Postanowiłem porzucić tę myśl i przekonać się o wszystkim podczas starcia z Fyodorem.

Moje myśli mimowolnie powędrowały do mojego towarzysza, krótko po zakończeniu długiej debaty w mej głowie. Atsushi zawsze jakimś cudem sprawiał, że czułem się bardziej spokojny. W życiu bym tego nie przyznał, ale jego obecność na misjach zawsze znacznie mi pomagała. Mając go u swego boku, czułem się bardzo pewnie. Potrafił uporządkować wszystko, co mnie dręczyło, mimo że sam strasznie się wszystkim stresował. Mój umysł w jego towarzystwie stawał się spokojny i zrelaksowany. Jednak od jakiegoś czasu czułem się, jakby Atsushi ciągnął moje myśli w kompletnie innym, nowym kierunku. Niepokoiło mnie to i nie dawało mi spać. Próbowałem ignorować wszystkie między nami zmiany, ale wszystko działo się tak szybko, że nie nadążałem. Ostatecznie ja, zawsze chłodny i oschły, czułem jak dotyk kompana rozpala me ciało i bawi się sercem w sposób, jaki dotąd był dla mnie nieznany. Każde jego słowo brzmiało jak melodia ulubionej piosenki, a każde spojrzenie wydawało się hipnotyzujące. W chwilach, gdy fioletowo-żółte oczy spoglądały na mnie tym osobliwym wzrokiem, coś się we mnie łamało. Nie miałem pojęcia, co się ze mną działo i co mnie opanowywało. Pogubiłem się i nie wiedziałem, jak znaleźć właściwą dla siebie drogę.

Wędrując w stronę najwyższych pięter budynku, ciągle o nim myślałem. Wydawało się, jakby zupełnie ogarnął mój umysł. Gdy po raz pierwszy go poznałem, było zdecydowanie łatwiej. Żyłem wtedy w przekonaniu o mojej nienawiści co do Tygrysa. Łatwiej żywić do kogoś negatywne uczucia niż nie wiedzieć, co właściwie się czuje.

Cały czas widziałem przed sobą obraz Atsushiego spoglądającego na mnie z boku, myślącego, że nie wiem, co właśnie robi. Mając to przed oczami, zacząłem się zastanawiać nad tym, co on może czuć. Ewidentnie również zmienił swoje nastawienie do mnie. Zachowywał się... jak nie on.

Nie.... Nie mogę tak po prostu tego ignorować. Nie dam rady. Muszę coś zrobić, choć mogę tego żałować. Ale jak zacząć? Co mu w ogóle powiedzieć? Co jeśli tylko ja się tak czuję? Ugh. Przecież mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Jak ja mogę się tym przejmować?

W końcu wiedziałem już, że dłużej nie wytrzymam w milczeniu i zwyczajnie przygotowałem się na porażkę i niezręczną atmosferę.

- Do cholery! – nie sądziłem, że aż tak mnie poniesie, a jednak właśnie usłyszałem swój podniesiony głos odbijający się po kolei od każdej ze ścian. W tym momencie przeniosłem wzrok na Atsushiego i spojrzałem mu głęboko w oczy. Widziałem jego wyraz twarzy, był wyraźnie przestraszony moim nagłym wybuchem – Muszę wiedzieć... Ty też to czujesz? Coś między nami zaszło, a ja nie mam pojęcia co i duszę się tą niewiedzą. Powiedz – szybkim krokiem podszedłem w jego stronę, tak, że znalazł się pod samą ścianą, której kurczowo się trzymał palcami obu dłoni – Ty też tak się czujesz? – wyszeptałem zmęczony pochylając głowę tuż przy jego twarzy. Nawet nie zorientowałem się, kiedy moja ręka powędrowała w kierunku ściany nad jego ramieniem. Przez parę sekund słyszałem tylko jego przyspieszony oddech, który jeszcze bardziej wytrącał mnie z równowagi.

- Wiem, że to dla ciebie ważne, ale naprawdę nie możemy się tym teraz rozpraszać – odpowiedział ledwo słyszalnie. Byłem jednak dostatecznie blisko, by usłyszeć całe zdanie wyraźnie. Poczułem wyżerające od środka rozczarowanie. Mimo to wiedziałem, że Atsushi ma rację. Trudno było mi to zaakceptować, ale musiałem się z nim zgodzić. Nie mieliśmy teraz czasu na takie bzdury. Musiałem zdusić to w sobie i wytrzymać, by dać nam jak największe szanse na powodzenie. Powoli się odsunąłem podnosząc swój wzrok znów w kierunku twarzy kompana. Jego policzki wyglądały, jakby ktoś obsypał je nadmierną ilością różu. Oczy miał szeroko rozpostarte, widać było, że go zaskoczyłem.

- Pewnie masz rację.

Ale pamiętaj, że ci tego nie odpuszczę.

Powoli odwróciłem wzrok i odszedłem od towarzysza. Znów skierowałem się w odpowiednią stronę. Po tej krótkiej rozmowie, przedzieraliśmy się przez kolejne korytarze w milczeniu z zachowanym odstępem paru metrów.

Nie... To zdecydowanie nie było moim celem. Nie miałam zamiaru oddalić nas od siebie. Cholera. Będzie sporo do naprawiania. Jak zwykle udało mi się namieszać.




Znowu wyszło dość krótkie, ale to ze względu na tylko jedną perspektywę. Mam nadzieję, że to nie przeszkadza<3. W kolejnych rozdziałach zamierzam wrócić do starego stylu z paroma perspektywami wydarzeń.

bungou stray dogs: atak na obdarzonychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz