rozdział jedenasty

131 20 12
                                    


*Kyouka*

Dzięki obecności Kuoyou zdecydowanie mniej się stresowałam. Nie dość, że była doświadczoną profesjonalistką, to od zawsze była bliską mi osobą. Zapewniała mi bezpieczeństwo i spokój umysłu. Podążając za nią, spojrzałam na wysoką przewodniczkę. Zadbane włosy jak zawsze upięła w wysoki, perfekcyjny kok. Szła do przodu zgrabnym krokiem i z wysoko uniesionym podbródkiem. Wyglądała na taką silną. Chowając się przed jej polem widzenia, próbowałam jak najdokładniej ją naśladować. Choć wyszło mi zapewne dość koślawo, dało mi to jakiś zastrzyk radości. Resztę drogi przebyłam z głową skierowaną mocno ku górze, podążając w pobliżu Kuoyou.

Czas minął dość szybko, zajęłam się bowiem precyzyjnym dopracowywaniem szczegółów postawy à la Kuoyou. O mało wszystkiego nie zepsułam, od razu pokazując się Hawthornowi przez roztargnienie. Kuoyou musiała przyciągnąć mnie do siebie, chwytając za ubranie. Obawiałam się, że mogłam ją rozzłościć, jednak na jej twarzy zobaczyłam jedynie matczyny, opiekuńczy wzrok, który tak bardzo przypominał mamę. W starszej towarzyszce zobaczyłam kobietę, która dała mi życie. Niemal doprowadziło mnie to do łez, jednak opanowałam się ze względu na czyhającego za rogiem wroga. Uśmiechnęłam się lekko i bezgłośnie powiedziałam „przepraszam". Kuoyou włożyła wystające pasmo włosów za moje ucho i wstała, starając się to zrobić jak najciszej. Zdążyłyśmy ustalić, że jako pierwsza ujawi się Hawthornowi, tak więc też zrobiła. Z gracją wystąpiła za ścianę spełniającą rolę kryjówki. Jeszcze nie przywołała Złotego Demona. Czekała według planu. Przysunęłam się bliżej ściany, nie wydając przy tym żadnego odgłosu. Pilnowałam też przyspieszony oddech, bo wydawało mi się, jakby robił okropny hałas.

- Co sprowadza cię na to piętro, Ozaki? – zapytał nieprzyjaciel – Nie powinnaś być w pokoju wraz z Chuuyą i czekać na polecenia pana?

- Ze spokojem, zmierzam jedynie po nasze nieziemskie zapasy herbat z całego świata- odpowiedziała z wdziękiem wyprzedzając go, tak by spoglądał za nią.

- O ile się nie mylę znajdują się na samym dole budynku wraz z winem – w tej chwili bezgłośnie, niczym cichy morderca, którym właściwie można mnie nazwać, wyskoczyłam zza ściany, przywołując przy tym Śnieżnego Demona. Przyjazna postać zamachnęła się ostrzem tworząc ciągnącą się wzdłuż pleców ranę na ciele Hawthorna. Na chwilę zamarł, widać było, że go to zabolało, jednak po paru sekundach, z krwi wypłynęły słowa tworzące sobą równie groźne ostrze. W międzyczasie jednak, z drugiej strony korytarza powstał Złoty Demon będący niemalże szklanym odbiciem mego daru. Zanim dzieło pobożnego przeciwnika zdążyło się we mnie wbić, został zaatakowany przez mą współpracowniczkę. Teraz łatwo było zauważyć, co należało do słabości Hawthorna. Zdecydowanie walka dwie na jednego nie przypadła mu do gustu, nie wiedział bowiem, co czynić i jak nas przechytrzyć. Teoretycznie mógłby wysłać dwa różne ataki słowne w tym samym czasie, jednak nie tylko by go to osłabiło, ale również na nic by się nie zdało. Demony z natury były przebiegłe, umiały poradzić sobie z trudniejszymi sytuacjami niż taka.

W oczach Hawthorna widziałam nie tylko strach. Była tam też panika, adrenalina i bezradność. Wszystkie te emocje w połączeniu sprawiały, że człowiek kompletnie tracił nad sobą kontrolę. Oglądanie bezsensownych starań wroga sprawiało mi niemałą przyjemność. Może nie należało to do najlepszych moich cech, ale w końcu zostałam wychowana na morderczynię, tak mnie nauczono. I właściwie w niczym to nie przeszkadzało. Pozwalało mi się jedynie przygotować na kolejny ruch Hawthorna, który wiązał się z utratą panowania nad sobą i paniczną obroną. Tak jak zakładałam, nie myślał już wiele nad sensem swych ataków, po prostu wypuścił ich dziesiątki w jednej sekundzie. Wszystkie kierowały się raczej ku górze, gdzie łatwo zostały znokautowane przez Śnieżnego i Złotego Demona. Hawthorn usłyszał, jak Kuoyou przysunęła się bliżej jego pleców i obrócił się w jej stronę, chcąc ochronić się przed atakiem jej własnej broni trzymanej zręcznie w dłoniach. W napływie emocji nie domyślił się jednak, że wszystko zadziało się zgodnie z naszym planem. Nie pomyślał również, że tak łatwo wsunę się pod zmierzające ku górze ataki utworzone z biblijnych słów. Nie przewidział pewnie, że tak szybko znajdę się tuż przy jego szyi, a mój kieszonkowy nóż z tak śmieszną łatwością dosięgnie tętnicy szyjnej znajdującej się dokładnie tam, gdzie przymierzyłam.

Patrzyłam, jak jego ciało powoli opada na ziemię. Z opinii o nim słyszanych, sądziłam, że jest mocniejszym przeciwnikiem. W rzeczywistości wytrzymał w walce jedynie dwie minuty i parę sekund dłużej. Spojrzałam na Kuoyou. Choć jej uśmiech mówił o bezwzględnym zadowoleniu, oczy świadczyły raczej o wewnętrznej melancholii. Wiem, że pewnie nie chciała dla mnie tego życia, ale nie powinna się tym przejmować. W końcu to ona nauczyła mnie jak w ogóle je przetrwać. Podbiegłam do niej i uścisnęłam najmocniej jak potrafiłam, jednocześnie nie dając jej złapać oddechu. Poczułam jak kładzie dłoń na mych włosach i również się we mnie wtula. Stałyśmy tak dłuższą chwilę jak córka i matka, które się za sobą stęskniły. Znów czułam się jak przy mamie. Nie wiem, czy pochwalałaby to, co robię, choć sama żyła pewnie podobnie. Można by przypuszczać, że wolałaby, bym realizowała się w trochę inny sposób, jak to matka. Jednak wiem, że i tak by mnie wspierała i dlatego chciałabym, by tu była. Zawsze jej potrzebowałam, a jej nigdy nie było.

Dlatego wdzięczna byłam za obecność Kuoyou.

Kiedyś powiem ci, jak wiele istniejących we mnie pustek wypełniasz.

Nie mogąc nacieszyć się tą beztroską, stałyśmy wtulone w siebie nawzajem jeszcze przez chwilę. W pewnym momencie jednak dobiegły naszych uszu czyjeś kroki. Nie spodziewałyśmy się nikogo tu spotkać, wcześniej wszędzie świeciło pustkami. Jednak jeszcze większym zaskoczeniem było to, kogo ujrzałyśmy.

Atsushi. Z panem Morim na plecach.

Twarz Kuoyou ogarnęło zdziwienie. Nie wiedziała co powiedzieć, zupełnie zresztą jak ja. Domyślam się, że nie wiedziała wcześniej, w jakim dokładnie stanie był Ougai Mori. Dodatkowo, Atsushi najpewniej powinien być gdzieś, gdzie znajdywał się Akutagawa. A go tutaj nie widziałam.

- Wiem, nie taki był plan. Ale potrzebuję waszej pomocy.

bungou stray dogs: atak na obdarzonychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz