Rozdział 10

119 8 80
                                    

*Amelia*16maj2020

Umówiłam się dziś z Lorenzo, że pójdziemy na wyścigi do Avoice. To taka dzielnica w której wyścigi są kontrolowane przez kilka patroli, dlatego uczestnicy muszą wyrobić się z dotarciem na metę w 5 minut, w ciągu których następuje zmiana patrolu.

Gdy byliśmy już na miejscu, spacerem szliśmy po ulicy, na której zebrane było tylu ludzi, że nie zmieściliby się chyba w tysiącu!
Przyznaję się, że wzrokiem szukałam Anthonego. Chłopak zyskał moje zaufanie po wczorajszym dniu i chociaż wiem, że Lorenzo jest wobec niego podejrzliwy, ja mu wierzę. Przyznaję, że jest mi go trochę szkoda. Sama wzmianka gdy mówił, że miał 1% szans, że wróci do swojej pasji, złapała mnie za serce. Chłopak po prostu przegrał o jeden raz z dużo.

-O czym myślisz?

Lorenzo ścisnął moją dłoń, którą nie zdawałam sobie nawet sprawy, że trzyma. Spojrzałam na niego z uśmiechem.

-O tym, że jestem z ciebie dumna, że chcesz przeprosić Anthonego. - uśmiechnęłam się.

-Nie powiedziałem, że chcę go przeprosić. - prychnął. Moja mina zmieniła się o 180 stopni.

-Przecież wczoraj...

-Nie wspomniałem nawet słowem o tym, że go przeproszę. - zaśmiał się - W naszym świecie nie ma czegoś takiego. Są albo ci którzy nad kimś górują, albo ci którzy na nich patrzą z dołu. Nauczyłem się tego poniekąd w więzieniu.

-Nie, Lorenzo. - odpowiedziałam- Są ci co mają jaja i ci co są tchórzami.- wkurzona wyrwałam swoją rękę z jego i ruszyłam na przód. Nie obchodziło mnie, że zrobiłam 'awanturę' o nic, zresztą! To nie była nawet kłótnia, po prostu się ze sobą nie zgodziliśmy, a nie jesteśmy parą, żeby we wszystkim mieć to samo zdanie.

Bądź co bądź, myślałam jednak, że Lorenzo ruszy za mną. Chociażby po to, żeby upewnić się, że będę bezpieczna, w końcu sam mówił, że wyścigi to nie jest strefa bezpieczeństwa. Wyobraźcie sobie moje zawiedzenie, kiedy go za mną nie było.

-Amelia! - usłyszałam krzyk i moje serce podskoczyło. Obejrzałam się znów, ale zamiast zobaczyć Lorenzo, w moim kierunku biegł Anthony. - Nie wiedziałem, że tu będziesz!- zawołał uśmiechnięty.

-No popatrz, a ja byłam pewna, że Ty będziesz. - zaśmiałam się. Chłopak chichocząc obejrzał się dookoła.

-A gdzie Enzo? - zmarszczył brew - Przyszłaś tu sama, Amelio? - jego postawa od razu się zmieniła. Stanął bliżej mnie, a jego ręka owinęła się wokół mojej talii, ciągnąć w kierunku bliżej mi nieznanym.

-Nie,nie. Lorenzo jest ze mną, on tylko... - szukałam odpowiedniego słowa, gdy spostrzegłam figurę chłopaka, który z zaciśniętymi ustami wpatrywał się w nas. Może lepszym stwierdzeniem było, że wpatrywał się w rękę, którą Ant miał owiniętą wokół mojej talii - Tam jest! - krzyknęłam mu do ucha-Pójdę już. Miłego oglądania!

Pomachałam do chłopaka, który życzył mi tego samego i odeszłam szybkim krokiem w kierunku Lorenzo.

-No co?! - rzuciłam z wyrzutem.

-Nie lubię go obok ciebie. - mruknął chyba bardziej do siebie niż do mnie, ale to usłyszałam. Byłam pewna, że punkt w który teraz wbija swój wzrok to właśnie Anthony.

-Bo co? Bo mi pomaga? - prychnęłam- Bo się martwi? Czy bo nie chce mi zrobić krzywdy, choć uważasz, że na początku chciał.

-Coś mi w nim nie gra! - krzyknął, gdy tłum zaczął wiwatować. Najpewniej wyścig się już zaczął.- On nigdy nie jest miły. I zawsze był podstępną gnidą.

Lorenzo (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz