Nazywam się Penèrope Barbossa. Tak, dobrze kojarzycie, jestem córką oficera Hectora Barbossy. Pewnie teraz zadajecie sobie pytanie co z moją matką ? Otóż...morze zabrało mi ją, kiedy miałam zaledwie 5 lat. Do końca swojego życia nie zapomnę jej krzyku, podczas sztormu, kiedy uderzyła głową w barierkę. Każdego dnia, brakuje mi jej, choć od jej śmierci minęło już 22 lata. Teraz mam 27 lat, ale wciąż czuję się jakbym miała 16. Tata czasami się na mnie denerwuje, ale zaraz szybko wybacza. Pływam z nim na Czarnej Perle, już od dłuższego czasu. Lubię życie pirata i wolność, którą mam na morzach i oceanach, lecz istnieje coś co... mi przeszkadza i utrudnia życia, mianowicie jest to klątwa. Ciąży ona na nas...na mnie, ojcu i załodze. Co noc, kiedy wyjdę na światło księżyca moje ciało zmienia się w kościotrupa. Nie czuję bólu, nie da się mnie zabić, nie czuję zimna ani gorąca. Cała ta klątwa jest przez te cholerne złoto Azteków. Razem z ojcem już od ponad 2 miesięcy szukamy ostatniego medalionu, aby zdjąć z nas klątwę.
Obecnie siedziałam z ojcem w jego kajucie i omawialiśmy jakim cudem znaleźć ostatni medalion.
- Nic mi tutaj nie pasuje. - mówię z zamyśleniem, patrząc na ojca i mapę świata.
- I tak przy najbliższych 3 dniach musimy zejść na ląd, aby uzupełnić wodę i zapasy jedzenia.
- Tato, pomyślę jeszcze o tym. - dodałam wychodząc z pomieszczenia. Uśmiechnął się do mnie lekko i puścił oczko.
Kiedy znalazłam się już na pokładzie statku, oparłam się o barierkę Czarnej Perły. Morska bryza rozwiewała moje kasztanowe włosy na kilka różnych stron. W pewnej chwili poczułam się dziwnie. Poczułam impuls i zobaczyłam niebieską, a wręcz błękitną gwiazdę na niebie, wskazywała na północ, czyli Port Royal. Postanowiłam pójść do ojca. Zapukałam cicho w drzwi jego kajuty.
- Wejść ! - usłyszałam donośny głos.
- Tato, płyńmy do Port Royal, tam jest ostatni medalion. - powiedziałam, ze spokojem, patrząc na ojca.
- Jak to ? Port Royal ? - zdziwił się.
- Gwiazda mi pokazała, zresztą poczułam dziwny impuls, a morze się jakoś dziwnie uspokoiło. Wiesz co to znaczy. - patrzyłam mu w oczy.
- Dobrze, w takim razie...płyńmy. - ojciec wyszedł, zostawiając mnie samą. Usłyszałam tylko jego krzyki do załogi, aby zmienić kurs na północ. Następnej nocy dopłynęliśmy do Port Royal. Kompletnie nie wiem dlaczego ojciec kazał ostrzelić fronty portu, po co to ? Tylko zasieje terror wśród ludzi. Po chwili mieliśmy odpływać, ale ja kazałam przyprowadzić do siebie córkę gubernatora. Czułam, że ona ma to czego ja szukam. Po godzinie czekania, na naszym statku zjawiła się dziewczyna w białej koszuli nocnej i kwiecistym długim szlafroku. Ustała przed kapitanem z ostatnim medalionem. Całe szczęście po chwili dyskusji oddała go. Bała się nas, widziałam ten strach w jej oczach. Została zaprowadzona do jednej z kajut. Wzięłam ze swojej szafy, jedną z sukni w których nie chodzę i zeszłam do niej, aby zjadła z nami kolację. Weszłam bez pukania.
- Zjesz kolację z kapitanem, pani Turner. - powiedziałam na przeciw niej.
- Jestem zmuszona odmówić. - powiedziała wyniośle.
- Och! Kapitan przewidział, że odmówisz. Jesteś bardzo przewidywalna, w takim razie...zjesz...kolację z załogą...NAGO. - uśmiechnęłam się do niej wrednie.
- O nie ! Na pewno nie ! Zjem z kapitanem. - powiedziała zła, wyrywając mi z dłoni sukienkę, którą dla niej przyniosłam. Wyszłam z jej kajuty i udałam się do pomieszczenia, gdzie jeden z naszych kucharzy nakrywał do stołu. Po chwili rozpoczęliśmy wspólny posiłek. Elizabeth wzięła nóż i widelec i zaczęła jeść z gracją.
CZYTASZ
Odkrywanie horyzontów #1
AdventureCałkiem nowe przygody wielkiego kapitana Sparrowa i córki oficera.