Część 19

155 7 20
                                    

Chwilę później i mnie wzięli na przesłuchanie. Związali mi mocno sznurami dłonie i prowadzili w stronę kajuty kapitana. Jones siedział z Salazarem po przeciwnej stronie biurka, nic się nie zmienili, jak mieli okropne mordy tak wciąż mają.

- Proszę, proszę...nie sądziłem, że dożyję chwili kiedy Sparrow będzie tak grzecznie siedział. - zakpił Jones.

- Jaka szkoda, myślałem, że nie dożyję tej chwili. - odpowiedziałem, sarkastycznie.

- Jesteś najgorszym piratem o jakim słyszałem.

- Ale jednak o mnie słyszałeś. - zaśmiałem się ironicznie.

- Głupi jesteś! Skazujesz tę dziewczynę na pewną śmierć. - powiedział ze spokojem Salazar.

- Zostawcie ją, ubijcie mnie. I tak nie wiele czasu mi zostało.

- Niech nie prosi. - dodał Jones.

- Szkoda takiej ładnej niewiasty, jest całkiem niczego sobie, nadałaby się do pewnych zabaw.

- Nawet o tym nie myśl.

- Barbossa ma całkiem dobre geny. Hector nie był głupi, tak jak i ona. - kontynuował.

- Mówcie czego chcecie.

- Waszej śmierci, sprowadziliście nas oboje na dno ! - Jones walnął pięścią w stół, a wszystko co na nim było podskoczyło. Patrzyłem na niego kompletnie nie wzruszony.

- Moją śmierć możesz otrzymać, nawet i teraz.

- O nie, nie... Sparrow...myślisz, że tak poprostu Cię zabijemy ? Nic bardziej mylnego, wy jesteście nam potrzebni. Penèropa jest nam do czegoś potrzebna. - spojrzeli na siebie znacząco.

- Calipso Ci nie wystarcza? - zapytałem z kpiną w głosie.

- Średnio. Kiepska jest w łóżku. Słuchaj Sparrow, mamy dla Ciebie pewną propozycję. Otóż...Penèropa będzie musiała rozpoznać Cię wśród 100 Sparrow'ów. Jeśli Cię pozna wypuścimy ją wolno, jeśli odda nam wasze kompasy i zdradzi rytułał jaki trzeba wykonać. Jeśli Cię nie pozna, to zastrzelę ją, na twoich oczach, umrze w kałuży krwi w twojej obecności. A zaraz później będziesz ty jej towarzyszył. - jego propozycja była dość trudna, nie wiedziałem czy się na to pisać. Pola zna mnie na tyle, aby poznać mnie wśród 100 takich samych osób ? Tutaj waży się jej życie i zdrowie, musiałem zaryzykować.

- Zgoda.

POV PENÈROPE

Po kilku chwilach, ktoś zszedł do mnie i nałożył mi worek na głowę, popychał mnie do przodu, czułam, że nie był to ani Salazar ani Jones. Ten, który mnie prowadził był dużo bardziej delikatniejszy. Po chwili jednak nieznajomy zdjął mi z głowy worek, a ja ujrzałam blask światła dziennego, który niesamowicie mnie oślepiał. Przed sobą po kilku sekundach ujrzałam uśmiechających się wrednie Salazara i Jonesa.

- Witaj, maleńka. - powiedział Salazar, podchodząc bliżej mnie.

- Czego jeszcze chcecie ? Powiedziałam wszystko co wiedziałam.

- Masz do spłacenia jeszcze u mnie dług, zaciągnięty po mamusi, ale tym się zajmę trochę później. Teraz masz do wykonania zadanie, jeśli choć raz się pomylisz, zastrzelimy Cię. - wyszeptał mi do ucha, trzymając za kark. Czułam się jak najgorsza szmata.

- Co to za zadanie ? - zapytałam, ciężkim głosem.

- Musisz poznać swojego kochasia. - klasnął w dłonie, a przed nami ukazało się 100 Sparrow'ów. Każdy z nich miał w ręku kawałek pergaminu ze swoim numerem.

Odkrywanie horyzontów #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz