Część 13

321 10 11
                                    

Do samego wieczoru siedziałam w kajucie, aż nagle usłyszałam głośne przeklinanie ojca. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się na sam ster, gdzie siedział.
- Czego tak klniesz? Cały statek Cię słyszy. - powiedziałam, powoli wchodząc po schodach.
- Nic mi tu nie pasuje. Ta mapa jest jakaś dziwna, gwiazda źle pokazuje.
- Jak źle ? Pokaż. - jeszcze raz spojrzałam na swoją mapę, według mnie wszystko się zgadzało i obraliśmy dobry kurs.
- I ?
- Jest dobrze narysowana, sprawdzałam z chronometrem.
- Skąd miałaś chronometr?
- Katrina ma.
- Zawołaj ją. - zdziwiłam się, ponieważ co ona może mieć z tym wspólnego? Ona nie ma zielonego pojęcia o naukach ścisłych, a uważa się jakby pozjadała wszystkie rozumy. Zbiegłam po schodach i udałam się do kuchni, gdzie coś piekła. Zapukałam do drzwi i pchnęłam je przed siebie.
- Jesteś proszona do kapitana, panno Vasylyk. - spojrzała na mnie.
- W jakiej sprawie?
- Niestety kapitan,nie udzielił mi takich informacji.
- Dobrze, już idę. - zdjęła z siebie fartuch i chciała iść za mną.
- Masz mąkę na policzku. - wskazałam na swojej twarzy w odpowiednim miejscu. Starła szybko biały proszek z twarzy i lekko się uśmiechnęła.
- Jesteś bardzo ciekawą osobą, wiesz ? - zapytała.
- Wiem. - obie jak jeden mąż podeszłyśmy do mojego ojca. Po chwili całą trójką zaczęliśmy patrzeć na mapę pod różnymi kątami.
- Kapitanie, sądzę, że ten punkt powinien być bardziej w lewo, źle obraliśmy kurs. - powiedziała Katrina, pochylając się nad mapą.
- Nie słuchaj jej, nie zna się na astronomii. Też chciała stworzyć mapę, ale coś jej nie wyszło.
- Kapitanie, uważam jednak, że moja przedmówczyni się myli.
- Tato, dobrze wiesz, że to JA znam się na naukach ścisłych, a nie jakaś panna z dekoltem jak z burdelu. - spojrzałam na nią z chytrym uśmiechem.
- Jak śmiesz ? To nie moja wina, że dali mi taką sukienkę!
- A co zrobiłaś z poprzednią ? Rzuciłaś ją na pożarcie rekinom, całe szczęście, że zostawiłaś halkę.
- Jesteś okropna.
- Uuu prawda w oczy kole ?
- Dziewczyny spokój ! Mam już dość tego waszego przekomarzania się ! Macie się uspokoić !
- Kapitanie...
- Milcz, powiedziałem.
- Tato...
- Ty też.
Przez dobrą minutę milczeliśmy jak groby, nikt się nie odzywał. Podeszłam do okna i założyłam ręce na piersiach, patrząc na horyzont.
- Dziewczęta...naprawdę nie wątpię w waszą wiedzę.
- A ja wątpię ! A szczególnie w jej ! - krzyknęłam, unosząc prawą dłoń w górę.
- Poleńko, bardzo Cię proszę, abyś jej nie dogryzała. To nie na miejscu.
- Co jest nie na miejscu ? To, że mówię prawdę? To, że jestem szczera ? Ona nic nie wie o fizyce, matematyce, a już nie mówię o astronomii. Tato, czy ty nie widzisz, że ona nie ma zielonego pojęcia o naukach ścisłych?
- Kochanie...
- Ojcze, ja wiem, że chcesz być teraz miły, gościnny i w ogóle wspaniały...ale...nie słuchaj jej.
- Znalazła się Pani astronom ! - krzyknęła Katrina.
- Owszem ! To ja stworzyłam mapę i to doskonale ! Zgadza się w każdym milimetrze. Ty chciałaś ją stworzyć w dzień !
- To, tylko taka...
- Pomyłka ? Rozgrzewka ? Katrina, błagam Cię nie pogrążaj się jeszcze bardziej niż jesteś. Tato, dlaczego ją w ogóle tutaj prosiłeś ? Ona do niczego się nam nie przyda. Zastrzel ją.

- Co ? - dziewczyna ledwo nie zemdlała. W ojcu, aż gotowało się ze złości.

- Zastrzel ją, nie będzie już nam potrzebna. - powtórzyłam ze spokojem.

- Jesteś okropna!!!
Przez następną godzinę całą trójką kłóciliśmy się. W pewnym momencie, wybiegłam z kajuty. Ujrzałam statek.
- Pola ! Wracaj, słyszysz ? - wybiegł za mną ojciec.
- Ojcze. - powiedziałam, zerkając to na niego to na statek, który coraz bardziej się zbliżał.
- Cholera, Pola podejdź do steru. - wydał w moją stronę komendę.
- Kapitanie, pozwolisz kobiecie prowadzić nasz okręt ? - oburzył się jeden z załogantów.
- To nie średniowiecze, Panie Johson. Musimy płynąć za gwiazdą, inaczej zginiemy. - powiedziałam, groźnie na niego patrząc. Wyjęłam lunetę i patrzyłam na zbliżający się ku nam statek.
- Ten statek, duchy, jak można je wytłumaczyć ? - zapytała mnie Katrina, stojąc blisko steru.
- Morskie legendy wciąż żyją. - powiedziałam, składając lunetę.
- Czy nauka obejmie takie zjawiska ?
- To zależy...
Zauważyłam jak statek zaczyna się oddalać i oddalać. Emocje opadły. Doszedł do nas ojciec, spoglądając na leżący nieopodal dziennik.
- Skąd miałaś dziennik ? Zaginął wiele lat temu. - zaciekawił się tata.
- Dostałam. - odpowiedziała z wyższością w głosie.
- Na okładce, był rubin jakiego nie zapomnę.
- Pamiętnik zostawił mi ojciec. Był człowiekiem nauki.
- Tak jak i ty. - zaśmiałam się próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Możesz choć przez chwilę się ze mnie nie śmiać ?
- Ale czy ja się śmieję ? Skądże. Twój tata to z pewnością człowiek nauki, masz to po nim, jak nic... - ledwo wytrzymywałam, aby nie położyć się na ziemi, ze śmiechu. Wyjęła z kieszeni sukni rubin, Maxsiu natychmiast go wziął i pobiegł przed siebie.
- Był raczej zwykłym złodziejem. - dodał ojciec, za co dostał liścia od dziewczyny. Widziałam jak rosło w niej ciśnienie.
- Mojego ojca nie będą obrażać plugawi piraci ! - krzyczała. - Pamiętnik zostawiono mi na schodach sierocińca, razem z imieniem.
- Jesteś więc sierotką Marysią ? Jakie imię Ci nadano ? - dopytywał ojciec, masując bolący policzek.
- Po najjaśniejszej gwieździe północy. - tata spojrzał na nią z pokorą i empatią w oczach.
- Czyżby Katrina ?
- Vasylyk. Znasz się na gwiazdach ?
- Jestem kapitanem, wiem, które gwiazdy wiodą do domu. - rzekł na odchodne, zszedł ze schodów. Jego oddech był ciężki, oddychał nieregularnie i złapał się za klatkę piersiową w okolicy serca.
- Tato ? Wszystko w porządku ? Dobrze się czujesz ? - zapytałam, kucając przy nim. Nie wyglądał za dobrze, był blady.
- Tak, tylko trochę mi duszno. - rozpiął kilka guzików koszuli. - Przynieś mi szklankę wody. - wysapał.
- Dobrze, już idę. - szybko pobiegłam do kuchni i nalałam do szklanki wody. Nie wiedziałam co się z nim dzieje, kiedy usłyszał jak Katrina się nazywa, poczuł się źle. Mi zaczął pulsować z bólu znak, coś tu nie grało. Bałam się o ojca, martwiłam się, że może mu się coś stać, bardzo się zdenerwował. Kiedy wracałam, ze szklanką wody, zupełnie przypadkiem usłyszałam rozmowę ojca z nadal przywiązanym Jackiem do masztu.
- Vasylyk. Bardzo niezwykłe nazwisko. Czyż nie znaliśmy kogoś kto je znał ? - zapytał Jack.
- Zamknij się ! Penèropa nie może się o niczym dowiedzieć.
- Jak jej tam było ? Mam to na końcu języka. - ojciec wyciągnął szablę i przystawił ją do szyi Jacka.
- Ani słowie Poli ani Katrinie.
- Marina, piękna Ukrainka. Dobijemy targu ? Czy mam wyjawić wiesz jaką prawdę, wiesz komu ? Znienawidzi Cię, jak się dowie.
- Prawda umrze razem z nami.
- Kogo z handlujesz umarłym ? Potrzebujesz mnie. Będę szczery Hector, ale jesteś nad wyraz szpetny. Jak mogłeś spłodzić tak dwie piękne istoty ?
- Maria i Marina nie żyją, lecz po śmierci Mariny odkrzesałem z siebie ostatnie resztki honoru, umieściłem Katrinę w sierocińcu, aby o niej zapomnieć. Zapomnieć o tym, że zdradziłem Marię, że złamałem przysięgę jaką składałem przed Bogiem. Sądziłem, że rubin ułatwi jej żywot, ale nie sądziłem, że dziennik, który jej zostawiłem doprowadzi ją do mnie lub co gorsza do Penèropy.
- Cudowna historia, ale teraz ja jestem w komfortowej sytuacji, tatuśku.
- Czego chcesz ?
- Daj mi mój kompas, 216 beczek rumu i rozwiąż mnie i pozwól w końcu Poli się ze mną spotykać, od zawsze trzymasz ją pod kloszem.
- Ani jedna ani druga nie uwierzą w to.
Kiedy to usłyszałam, aż mnie zatkało. Upuściłam szklankę, która rozbiła się z hukiem na miliony kawałków. Nogi po woli odmawiały mi posłuszeństwa, znak znów zaczął boleć, a w głowie zaczęło mi wszystko wirować.
- Zdradziłeś mamę ?! Jak mogłeś ?! - krzyczałam wściekła.
- Wszystko słyszałaś ? Poleńko, skarbie....to nie tak.
- A jak ?! Jak mogłeś zostawić ją w sierocińcu ?!
- Poleńko, porozmawiajmy na spokojnie. - złapał mnie za ramiona, chcąc przytulić. Natychmiast się wyrwałam.
- O czym ty chcesz rozmawiać ?! Nie dotykaj mnie ! Jak mogłeś zdradzić matkę, co z Ciebie za mąż i ojciec ?! - spoliczkował mnie, pierwszy raz w życiu podniósł na mnie rękę. Własny ojciec, uderzył swoją córkę. W ustach poczułam metaliczny smak krwi, spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
- Nienawidzę Cię! - wysyczałam, płacząc. Szybko pobiegłam do swojej kajuty, zatrzasnęłam drzwi za sobą, furia mną zawładnęła. Złapałam zdjęcie z ojcem i rzuciłam nim o szafę, rozbiło się natychmiast. Serce pękło mi na pół.
- Pola, skarbie. Otwórz. - powiedział, tak dobrze znany mi głos Jacka.
- Odejdź, nie chcę z nikim rozmawiać ! - do ręki wzięłam broń, która leżała na biurku.
- Kochanie, to ja. Jack. - powoli otworzył drzwi, wchodząc przez nie.
- Odejdź, bo strzelę ! - krzyknęłam, celując w niego, nawet nie wiem kiedy ale nacisnęłam spust, broń wystrzeliła. Krzyknęłam przerażona, ale całe szczęście nic nikomu się nie stało. Jack podszedł do mnie i wyrwał mi broń rzucając w kąt kajuty. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Rozpłakałam się na dobre, łzy płynęły po moich policzkach jedna za drugą. Jack głaskał mnie po głowie i próbował uspokoić.
- Już cichutko, spokojnie, słoneczko.

Odkrywanie horyzontów #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz