Część 15

265 8 26
                                    

Udałam się na pokład Zemsty. Zapukałam cicho do drzwi, przez moment czułam się, tak, jakbym znów wchodziła do ojca, nawet po cichu myślałam, że tam będzie, że znów mnie przytuli, wesprze...niestety on przecież zginął na moich oczach...Pola pogódź się w końcu z tym.

- Proszę ! - krzyknął męski głos.

- Witam, Penèropa Barbossa. - przedstawiłam się.

- Och! Milady, bardzo przepraszam. - uklęknął na jedno kolano.

- Nic się nie stało, podobno chciał pan ze mną pomówić. O co chodzi ? Nie ukrywam, że śpieszę się, więc proszę przejść do rzeczy.

- Jestem Olivier Ivan, brat Leona Ivana, który pływał na Zemście z pani ojcem. Chodzi o to, żeby pani sprzedała mi ten okręt i oficjalnie mianowała na kapitana. - zaśmiałam się ironicznie i podeszłam do biurka.

- Panie Ivan, prawnie i oficjalnie to ja wraz z siostrą jesteśmy kapitanami. Nigdy się nie zgodzę na to, aby sprzedać ten statek, jest za dużo wart, nie stać pana.

- Czyżby ? Daję 1.000.000 szylingów. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i pokręciłam głową z zażenowaniem.

- Nigdy w życiu...

- Ale przecież Vasylyk zrzekła się praw do floty.

- Jeszcze się nie zrzekła, zresztą skąd Pan o tym wie ? Wszystkie 10 okrętów są moje i siostry, a pan nie odgrywa w tym, żadnej roli.

- Z tego co wiem to, pani wraz ze Sparrowem jesteście kapitanami Czarnej Perły, nie wystarczy pani ?

- Ale co to ma do rzeczy ? Perła jest okrętem flagowym, reszta statków to flota, dobrze zbudowana flota. Nie rozumiem do czego pan zmierza, nie sprzedam panu tego okrętu nigdy w życiu.

- A pozycja kapitana ? Bardzo ułatwiłoby mi to zarządzanie załogą i interesami.

- Jakimi interesami ? Wszystkie umowy jakie pan dotychczas zawarł powinny być konsultowane ze mną lub siostrą, a nie widziałam jeszcze żadnej umowy, wszystko na lewo. Załoga również jest moja.

- Czyli mam rozumieć...

- ...że nie mianuję pana na żadnego kapitana, żadnego okrętu. Zemsta Królowej Anny nie zostanie sprzedana, a napewno nie panu. Żegnam. - wyszłam z pomieszczenia. Czyżby ojciec przed śmiercią coś mu obiecał ? A ten teraz tego ode mnie oczekuje ? Ta rozmowa nie dawała mi spokoju, po weselu koniecznie muszę jeszcze raz przeczytać testament. Wróciłam do Jacka i usiadłam obok niego, uśmiechając się, aby niczego nie podejrzewał.

- Słoneczko, wszystko w porządku ? - zapytał, biorąc mnie za rękę.

- Tak, tak.

Nadszedł moment, kiedy Henry stał już przed kapłanem, brakowało jeszcze tylko mojej siostry. Stała na początku dywanu w prześlicznej, białej sukni. Za nią ciągnął się długi welon, a jej naturalne, ciemne loki opadały swobodnie na ramiona. Trzymała za ramię Willa, który dumnie prowadził ją do ołtarza. Niedaleko księdza stała dziewczyna, która śpiewała Barkę, widać było, że cała uroczystość została dopięta na ostatni guzik. Katrina uśmiechnęła się do mnie i posłała radosne spojrzenie. Ustała obok Henrego i spojrzała mu w oczy.

- Zebraliśmy się dziś tutaj, aby Bóg złączył te dwie dusze w całość. Pomódlmy się za nich, ich potomstwo, szczęście i dostatek. Abyście żyli w szczęściu, wierze, miłości, abyście unikali nieporozumień i kłótni. - wyrecytował smętnie ksiądz. - Podajcie sobie prawe dłonie. Panie Turner, proszę powtarzać za mną.

- Ja, Henry Turner biorę Ciebie Katrino Vasylyk - Barbossa za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - powtórzył chłopak, Jack nachylił się nade mną.

Odkrywanie horyzontów #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz