Część 3

554 14 9
                                    

Wieczorem tak jak powiedział Jack, dotarliśmy na miejsce, od razu weszliśmy do jednej z knajp. 

- Kochanie... - Jack przepuścił mnie w drzwiach, skłaniając się szarmancko.

- Nie denerwuj mnie. - posłałam mu zimne spojrzenie, a on zacmokał w usta, przesyłając mi całusa. Pan Gibbs przeprowadzał casting na pirata. Ja z Jackiem rozsiadłam się przy stoliku, zakładając nogi na stół. 

- Co pijemy ? - zapytałam. 
- Co powiesz, na piwo ? - zaproponował. 
- Jestem za. - siedziałam przy stoliku czekając na Sparrowa, zdziwiłam się, ponieważ minęło 15 minut, a jego wciąż nie było. Dosiadł się do mnie jeden facet, nie wyglądał na przyjaznego. 
- Witaj, maleńka. - przywitał się, uśmiechając się szyderczo. 
- Dla Ciebie pani kapitan Barbossa. - odpowiedziałam z wyższością, ten przysunął się jeszcze bliżej mnie, zaczęłam się go trochę bać. 
- Masz ochotę się trochę zabawić ? Ja stawiam. Niedaleko stąd jest przestronne miejsce. 
- Nie, dzięki. Nie jestem dziwką. - odpowiedziałam z pogardą w głosie, patrząc na niego z obrzydzeniem. 
- Może jednak ? - położył swoją dłoń na moim kolanie. 
- Zostaw mnie, poszukaj sobie innej panny zboczeńcu ! - krzyknęłam, kopiąc jego krzesło. Bogu dzięki, że zjawił się Jack. 
- Kochanie, czy ten pan Ci się naprzykrza ? - zapytał. 
- Owszem. - cofnęłam się w tył. Jack złapał go za fraki i wyniósł go. 
- Uważaj, znam karate 5 stopnia. - zagroził nieznajomy, przygotowując się do ataku. 
- Już się boję. - zakpił sobie Sparrow. 
Facet chciał zaatakować Jacka, nogą, lecz pirat złapał go za kończynę i wygiął ją tak, że tamten krzyczał z bólu. 
- Pokaż jeszcze co potrafisz, laleczko. - powiedział Jack, zdejmując z siebie płaszcz i oddając mi go. - Skarbie, potrzymasz ? - zapytał. Pokiwałam głową na znak, że tak. 
Nieznajomy znów rzucił się na niego, lecz Jack skręcił mu obie dłonie. Wszyscy zebrani byli pod ogromnym wrażeniem i to bez wyjątku, ja również. Nieznajomy wyszedł czołgając się na czworakach z knajpy. Chwilę później Jack, był spowrotem z dwoma kuflami piwa. Jeden wręczył mi. 
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego. - I dziękuję Ci bardzo za wstawienie się za mną... 
- Ależ nie ma za co, perełko. Nawet się nie spociłem. 
- Ale i tak dziękuję, nie wyglądał na osobę przyjazną. 
- Tylko z wyglądu, w rzeczywistości to chuchro. 
Uśmiechnęłam się do niego i upiłam łyk mojego napoju. 
- Chyba zasłużyłem, na całusa, co ? - zapytał Jack, uśmiechając się chytrze. Przewróciłam oczami z zażenowaniem. 
- No zasłużyłeś. - nachyliłam się nad nim i pocałowałam w policzek. Pirat spojrzał na mnie z rozmarzeniem i szepnął po cichutku: - Kocham Cię. 

Po chwili Jack wyjął swój kompas i zaczął nim potrząsać. 
- Wiem czego chcę. - szepnął do busoli. Otworzył go, lecz tym razem zły rzucił nim o stolik. 
- Jack, to nic nie da. - powiedziałam, sącząc trunek. 
- Weź ty spróbuj. - wepchnął mi kompas w dłonie. Otworzyłam go i spojrzałam. Strzałka wskazywała na schody, które prowadziły do sypialni, które można było wynająć. 
- O moja droga ! Chyba czas na Ciebie. - powiedział Jack, łapiąc mnie za rękę, prowadząc do baru. - Możemy prosić dwa pokoje ? Jeden dla tej pięknej damy ? - zapytał Jack, barmana. 
- Niestety, mamy tylko pokoje dwu osobowe. 
- Może być. Przyzwyczaiłam się do spania z Tobą w jednym pomieszczeniu. - odezwałam się. 
- Ale z jednym łóżku, małżeńskim. - Jack uśmiechnął się szeroko. 
- Idealnie, poprosimy. - powiedział z uśmiechem. 
Po kilku chwilach byliśmy już w wielkim pokoju wraz z ogromnym królewskim, łóżkiem. Padłam plackiem, a Jack obok mnie. 
- Ty śpisz na podłodze. - powiedziałam z przymkniętymi oczyma. 
- Chyba śnisz. To moja jedyna okazja, przespać się w królewskim łóżku, jeszcze z Tobą na dodatek. 
- Bardzo śmieszne. Idź po deskę. 
- Jaką deskę ? 
- Drewnianą lub do prasowania. Obojętnie. 
- Nigdzie nie idę. 
Zerwałam się z łóżka i wyszłam z pokoju, kierując się do recepcji. 
- Witam. - powiedziałam, uśmiechając się. 
- W czym mogę panience służyć ? 
- Otóż potrzebuję dwu metrowej deski. 
- Deski ? 
- Tak. 
- Zapraszam za mną. - po chwili wchodziłam już po schodach z dużą, dwu metrową deską. Weszłam do pokoju, a Jack spał jak zabity. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po plecach. 
- Niczego nie ukradłem. - mówił, przez sen. 
- Jack...posuniesz się, troszkę ? - zapytałam, delikatnym głosem. Nie chciałam go przestraszyć, nigdy nie wolno budzić głośno śpiącego, tak powtarzała moja mama. 
- Yhym... - posunął się na swoją połowę. Między nim, a mną położyłam swoją zdobycz, która idealnie odgradzała mnie od Sparrowa. 
- Nie wiem w jakim celu to przyniosłaś, ale ok. - wymruczał. 
Położyliśmy się spać, zgasiłam jeszcze tylko lampę oliwną i ułożyłam się wygodnie na swojej połowie łóżka. Od wielu, wielu lat nie spałam na tak wspaniałym łóżku. Nie zdążyłam jeszcze dobrze zasnąć, a poczułam jak ten łoś wyjmuje deskę i kładzie ją po cichu na podłodze. Nie miałam już siły się z nim kłócić, odpuściłam. Kiedy rano się obudziłam, byłam zamknięta w stalowym uścisku Jacka. Nie mogłam wydostać się z jego ramion. 
- Zostań jeszcze. - mruknął, jeszcze bardziej się do mnie przytulając. 
- Puść mnie. 
- Ale ty jesteś taka cieplutka i pięknie pachniesz, jak kwiatuszek. - czułam jego oddech na szyi i plecach. 
- Jack, ja mówię poważnie. 
- Ja też. 
- Zabieraj te łapy. 
- No dobra, no... - puścił mnie wolno. Wstałam i założyłam na siebie pas, buty i płaszcz. Chciałam już wychodzić z pokoju, ale zatrzymał mnie Jack. 
- Dobry z Ciebie szermier. Kto Cię tego nauczył ? 
- Ojciec, a co ? Znów chcesz, żebym Cię pokonała ? - uśmiechnęłam się chytrze.  
- Co powiesz na rewanż ? - usiadł po turecku. 
- Co ty kombinujesz ? I tak Cię pokonam. 
- To jak ? 
- Zgoda, tylko powiedz mi kiedy i gdzie. - chciałam pociągnąć za klamkę, ale znów mnie zatrzymał. 
- Tu i teraz. - patrzył na mnie wyczekująco. 
- Nie ma problemu. - oboje wyciągnęliśmy szable i zaczęliśmy się pojedynkować, dźwięk stali uderzającej o stal, rozbrzmiewał w całym pokoju. Nawet nie wiem, w którym momencie oboje znaleźliśmy się na dachu. Walka nie miała końca, nie mogłam za wszelką cenę pozwolić, aby wygrał. To ja jestem tą lepszą. W pewnym momencie, noga ześlizgnęła mi się z dachówki i o mały włos spadłabym 10 metrów w dół, przy okazji zabijając się. Jack, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Patrzył mi głęboko w oczy. 
- Uważaj, kochanie. - skomentował. 
- Dzięki, ale i tak wygrałam. - uśmiechnęłam się chytrze. 
- Tylko dziś, jeszcze się zrewanżuję. - musnął swoimi ustami moje, ja wpatrywałam się w jego czarne jak węgiel oczy. - Jeszcze będziesz moim słoneczkiem. W zasadzie już nim jesteś, tylko jeszcze nie oficjalnie. - zacmokał w usta, przesyłając mi całusa. 
Zeszliśmy razem na dół. Tam wszyscy nadal się hucznie bawili. 
- Czy jestem godzien służyć u boku pani kapitan Barbossy i kapitana Sparrowa? - jakiś koleś krzyczał na środku sali. Wycelował w nas broń. Niemal natychmiast zareagowałam tym samym. - Czy od razu was ukatrupić ? - zapytał ponownie. 
- Zaciągnąłeś się. - skomentowałam. 
- Wybacz, dawne przyzwyczajenie. - jak na zawołanie nasza załoga rzuciła się jak się później okazało byłego komodora Norringtona, który obecnie wyglądał jak szczur z kanału. 
- Jak śmiesz celować w naszych kapitanów ?! - zapytał Gibbs. Po tym rozpoczęła się niezła hulanka. Ja z Jackiem szliśmy powolnym krokiem po schodach. Po chwili byliśmy już w drodze na nasz pokład. 
- Kapitanie Sparrow ! - ktoś krzyknął w tle. Jack odwrócił się i spojrzał na drobną osóbkę. 
- Słucham ? - zapytał, wciąż idąc przed siebie. 
- Szukam ukochanego. 
- Schlebiasz mi synu, ale moją jedyną miłością jest morze i ta tutaj, panna o kasztanowych włosach i oczach czarnych jak noc. - pokazał na mnie, na co przewróciłam oczyma. 
- Mam na myśli Williama Turnera. - oboje odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na ciało nieznajomego, bądź nieznajomej. 
- Elizabeth ? - zapytał. - Potrzymaj, skarbie. - wepchnął mi w dłonie butelkę rumu, którą trzymał w rękach. 
- Kochana, nie twarzowy strój. Tylko różowe sukienki pasują do urody twej lub w ewentualności nic. - dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. - A ty śliczności moje... - pokazała na mnie palcem, robiąc spory krok w moją stronę. - ...w mojej kajucie, przepraszam, w NASZEJ kajucie, kochanie, także nie ma sukienek, więc pozostaje Ci tylko wyskakiwać z tych ciuszków. Dużo lepiej by Ci było w...niczym... 

Odkrywanie horyzontów #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz