Część 4

372 11 0
                                    

Przez kilka następnych dni, próbowałam pomóc Jackowi coś sobie przypomnieć, ale nic z tego. Pewnego dnia, a raczej już wieczoru, chodziłam po pokładzie sprawdzając rzeczy organizacyjne, aż nagle Jack złapał mnie za ramię i kurczowo się mnie trzymał.

- Jack, coś się stało ? - zapytałam, a on pokiwał głową na znak, że nie.

- Boli Cię coś ? - znów pokiwał głową. Nie chciał się ode mnie odlepić, chodził wszędzie za mną, kurczowo się trzymając. Ojciec, wyszedł z kajuty i podszedł do mnie, szybkim krokiem.

- Sparrow ! Puść ją ! - krzyknął ojciec.

- Aaaaa! - zaczął krzyczeć Jack, z przerażeniem. Schował się za moimi plecami.

- Tato, nie krzycz.

- Co nie krzycz ? Co nie krzycz ? Krew mnie zalewa, jak widzę go blisko Ciebie !

- On jest chory, nie widzisz tego ? Boi się.

- Dobrze, wiem, że udaje !

Złapałam Jacka za nadgarstek.

- Nie krzycz, nie widzisz, że się boi ?

Ojciec, wyciągnął broń, celując ją w Jacka.

- Tato ! Proszę Cię... - powiedziałam, opuszczając jego spluwę. Gotowało się w nim, ze złości.

- I tak Ci...nie wierzę... - warknął na mnie i odszedł. Jack wciąż stał, za mną ze zwieszoną głową. Zaprowadziłam go do kajuty, gdzie usiadł na łóżku. Tam się uspokoił i uśmiechnął się.

- Moja perełka, ona jest ładna, wiesz ? - zapytał całkiem znienacka.

- Nie wiem, a powiesz mi jak bardzo ?

- A nie powiesz jej ?

- Nie powiem.

- Obiecujesz ?

- Obiecuję. Masz słowo kapitana. - położyłam rękę na sercu.

- Jest śliczna, nigdy takiej ładnej istotki nie widziałem. Bardzo kocha zwierzęta, wiesz ? Na zebraniu piratów...

- Co na zebraniu piratów?

- Chyba...się...zakochałem, ale jej ojciec to trzyma ją na krótkiej smyczy, rzadko kiedy pozwalał jej iść na dyskotekę. - uśmiechnęłam się na te wspomnienia z mojej młodości.

- Pamiętasz coś jeszcze ?

- Ale wiesz czego nie robi?

- Czego ?

- Nie zabija...i...nie rumieni się, jest twarda jak skała, prawie w ogóle nie płacze.

Po chwili tej rozmowy, byłam zdziwiona, że tyle pamięta, szkoda tylko, że nie wiem kim jestem ja, ani inni. Weszłam do siebie i usiadłam przy biurku, wpatrując się w jeden punkt. Dokładnie analizowałam jego objawy,ma takie same jak moja matka przed śmiercią...

Kilka minut później przyszedł ojciec.

- Co z tym wariatem ? - zapytał ostro.

- Bez zmian, jest źle, bardzo źle. - spojrzałam mu w oczy.

- Strzelić mu w ten, pusty łeb.

- Nie żartuj sobie, stracił pamięć, to nie jego wina.

- Jeszcze go bronisz ? Stajesz przeciwko mnie ?

- Nie staję i nie bronię go. Zrozum, że jest chory.

- Chory ?! Głupi chyba!

- Nic nie rozumiesz, jak zwykle.

Odkrywanie horyzontów #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz