Przepraszam za opóźnienie, ale ja również dałam się zaszczepić trucizną :) Zmiotło mnie to z planszy na 2 dni, podczas których mogłam tylko oglądać Sailor Moon.
W każdym razie... W nowym rozdziale puszczam oko do tych, którzy znają „Pusty pokój" (a jeśli nie, to zapraszam). Poznajemy też bliżej Severa i jego, hm, plan. No i jak zwykle nie lubimy Hunćwoków...
Hotel był obskurny, naprawdę podły. Przybytek z gatunku takich, które wybierają ludzie kompletnie pozbawieni wyboru – czyli dokładnie tacy jak oni. Ponieważ to Severus kierował łączoną teleportacją, Lily nie była nawet pewna, gdzie się znajdują. Wiedziała tylko, że po mugolskiej stronie. Nikt znający czary nie zapuściłby tak bardzo swojej własności. Dyżurujący na portierni dziadyga posłał im obleśny uśmieszek, po czym odprowadził wzrokiem aż do skrzypiących schodów na piętro. Severusa ani trochę to nie ubodło. Rozglądał się uważnie, szukając na drzwiach numeru zgadzającego się z kluczem.
– To tutaj – oświadczył w końcu.
Otworzył odrapane drzwi, zapalił światło, które przez chwilę migotało niepewnie. Najpierw sam skontrolował pokój, zanim pozwolił jej wejść. Lily zobaczyła poszarzałe ściany i brudne okna, pod butami poczuła klejącą się podłogę. Nic ponad standard, za to dużo pod. Wreszcie zatrzymała wzrok na tym najbardziej istotnym elemencie wystroju, unosząc w zdumieniu brew.
– Tylko jedno łóżko?
– Zaledwie na tyle mnie stać. Wybacz, że pośród szalejącej apokalipsy nie zdążyłem skoczyć do banku, żeby wybrać oszczędności. Nie mam przy sobie prawie nic. Ale może ty zdążyłaś zgarnąć z wesela jakieś koperty?
– Niestety nie – wyburczała niezadowolona zarówno z przytyku, jak i tego, że w ogóle rozpoczęła niewygodny temat.
– Możesz z czystym sumieniem zająć łóżko, ja zadowolę się fotelem. Wygląda mniej obleśnie.
– Och, wielkie dzięki.
Severus rzeczywiście nie miał przy sobie prawie nic. Po wejściu do hotelowego pokoju rzucił na stolik jedynie papierową torbę z drobnymi zakupami spożywczymi. Później zajrzał do łazienki.
– Przynajmniej brak karaluchów – usłyszała po chwili jego stłumiony głos.
– Czy nie powinniśmy rzucić podstawowych zaklęć osłonowych?
– Nie wśród mugoli. – Severus ponownie pojawił się w pokoju. Zdjął z siebie lekki prochowiec, strzepnął go. Płaszcz przemienił się w szeroką pelerynę. – Każde zaklęcie zostawia łatwe do wyśledzenia echo, lepiej nie ryzykować bez potrzeby. Dzisiaj musimy się przyczaić, ale do jutra z pewnością wszystko się uspokoi i będziemy mogli zacząć działać.
– Co to konkretnie znaczy?
– Sam chciałbym wiedzieć – westchnął szczerze. – Najpierw muszę zebrać wszystkie środki, jakie mi pozostały w tej linii czasowej. Prawdopodobnie zejdzie mi na tym cały dzień, to nie będzie proste.
– Mogę ci jakoś pomóc?
– Nie powinnaś dzisiaj wychodzić. Zostań tutaj i odpocznij. Na szafce stoi telewizor. Kto wie, może działa?
Wyglądała na nieco naburmuszoną. Lily była energiczną dziewczyną, czasem wręcz choleryczną. Lubiła działać, nie znosiła siedzieć i czekać. Prawdopodobnie właśnie intensywnego działania spodziewała się, gdy opuszczała tego ranka rodzinny dom. Tymczasem Severus zachowywał absolutny spokój, rozkładając swoje nieliczne rzeczy, oglądając pokój i najwyraźniej pilnie coś rozważając. Lily nie odniosła wrażenia, jakby specjalnie jej potrzebował. Mogła go tylko obserwować... I coraz bardziej dziwiło ją to, co widziała.
CZYTASZ
Tempus opportunum | Snily
RomanceGdy Severus odwiedził gabinet dyrektora po śmierci Lily Potter, liczył na coś więcej niż puste frazesy i gadki o poświęceniu. Frazesy już słyszał, a poświęcenie nic mu nie dało. Na szczęście nie ma takiego problemu, z którym nie zdołałby sobie porad...