1. Nie będę prosić

244 27 31
                                    


24 maja 1979 roku, sobota.

Severus nie musiał się długo zastanawiać, do którego momentu w czasie powinien się cofnąć. Datę miał od bardzo dawna wydrukowaną wielkimi literami gdzieś z tyłu głowy. Dzień, w którym wszystko się skończyło, w którym stracił resztki nadziei i ostatecznie osunął się w cień.

Ślub panny Lily Evans z panem Przeklętym Debilem, Esq.

Dobrze pamiętał tę sobotę, nie potrafił jej zapomnieć. Do końca liczył, że coś się wydarzy... Ziemia się rozstąpi, piekło zamarznie, z nieba runie meteoryt. Ale nie. Lily ani myślała w ostatniej chwili otrząsnąć się z tego fatalnego zauroczenia. Wyszła za niego, tego nic niewartego dupka z Gryffindoru. Złotego młodzieńca, który dręczył go – ich! – przez pierwsze pięć lat nauki w Hogwarcie, dopóki nie ocknęły się w nim hormony i nie dostrzegł, jak śliczna jest Lily. Severusowi nikt nie musiał tego tłumaczyć, już wówczas był nią zauroczony po uszy. Tylko co z tego? Kochał ją po swojemu, w ciszy, nie robiąc z tego przedstawienia na całą szkołę. I oczywiście przegrał. Wybrała cudownego Pottera, jak każda pierwsza lepsza kretynka.

Wyszła za niego, dała sobie zrobić mityczne, magiczne, wywróżone w przepowiedniach dziecko-niespodziankę, a potem pozwoliła się zabić.

Idiotka, skończona oszołomka!
Jednak nie tym razem. Nie, gdy Severus czuwał na posterunku i zamierzał w końcu przystąpić do czynu. A skoro i tak musiał zmienić ten jeden element, to dlaczego nie więcej? Dlaczego nie miałby naprawić całej tej historii, która tak tragicznie źle się potoczyła? Zacząć jeszcze raz, od początku, z drobną przewagą, jaką dawała znajomość przyszłości.

Znał ten dzień na pamięć, nieustannie powracał do niego w koszmarnych snach, dlatego znakomicie się w nim odnajdywał. Wiedział dokładnie, kto będzie się znajdował gdzie i w którym momencie. Idealnie. O poranku opuścił pusty gabinet dyrektora (Zmieniacz Czasu nie pozwalał dowolnie wybrać lokacji, więc z tym musiał sobie jakoś poradzić) i odziany w swoje mroczne szaty czym prędzej opuścił Hogwart. Byłoby nieciekawie, gdyby ktoś go zauważył, ale... Kto nie ryzykuje, nie pije Felixa. Już podczas nauki poznał wiele tajnych ścieżek, resztę wiedzy nadrobił, gdy został nauczycielem. Potrafił poruszać się po zamku niezauważony i nie niepokojony. Następnie udał się do Zakazanego Lasu i stamtąd aportował do Cokeworth. Nienawidził tego miejsca, zatem docenił fakt, że nie musiał go oglądać od strony podłych rejonów, które zamieszkiwał w dzieciństwie. Pojawił się od razu w zielonej, porośniętej wysokimi drzewami alejce tej lepszej części miasteczka, gdzie znajdowały się schludne domki klasy średniej. Uświadomił sobie, że nigdy się nie dowiedział, czym zajmował się ojciec Lily. Sądząc jednak po tym, że stać go było na taką posiadłość, być może należał do ludzi, którzy kilka lat wcześniej przyjechali do Cokeworth, aby zmodernizować (czyli zamknąć) fabrykę – jedyne miejsce stabilnego zatrudnienia w całym regionie. Tylko takim mętom dobrze żyło się w podupadającej, zatrutej przemysłowymi oparami mieścinie.

Mniej więcej w tym czasie pracę stracił Tobiasz Snape, co naturalnie go załamało i tym samym zapoczątkowało niekończący się koszmar małego Severusa: urocze dzieciństwo hojnie przyprawione niewydolnym socjalem i tanim alkoholem.

Zdecydowanie zepchnął te wspomnienia na samo dno pamięci. Nie miał teraz czasu na użalanie się nad sobą, musiał się skupić na celu.

Domek Evansów znajdował się daleko od cuchnącej rzeki, oparów wszechogarniającego smutku i szpecącego krajobraz komina. Nie był może zbyt duży, ale ładnie utrzymany i komfortowo wyposażony – z drewnianymi okiennicami, świeżo odmalowanym płotkiem i rozległym ogrodem na tyłach. Severus dobrze go znał. Regularnie przychodził tam, żeby bawić się z Lily... I Petunią, naturalnie, bo niełatwo było pozbyć się starszej, wiecznie skrzywionej i nieznośnej Evansówny, która nie miała własnych przyjaciół, więc zazdrośnie kleiła się do nich jak rzep.

Tempus opportunum | SnilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz