4. Wszyscy są podejrzani

273 22 34
                                    


Lily Evans i Severus Snape po raz pierwszy wystąpili razem jeszcze tego samego wieczoru. Zaledwie dzień po ślubie, który nie doszedł do skutku, pojawili się na progu kwatery głównej Zakonu Feniksa – Severus dla przyzwoitości z opaską na oczach. Nie miał przecież prawa wiedzieć, że Zakon rezyduje w domu należącym do jakiegoś starego przyjaciela Dumbledore'a. Gdy się przed nim aportowali, całkiem zgodnie zawahali się na moment. Mogli się tylko domyślać, co już działo się za drzwiami tego przybytku.

– A więc... Jesteś gotowy, Sev? – zapytała Lily, odruchowo zwracając się do niego dawnym zdrobnieniem.

– Bardziej gotowy nie będę – mruknął, poprawiając niewygodną opaskę.

– W porządku. Pukam – ostrzegła na wszelki wypadek.

– Proszę bardzo.

Za magicznie wzmocnionymi drzwiami panowała idealna cisza. Dopiero gdy wrota się otworzyły, zaatakowała ich kakofonia dźwięków. Wszyscy – dosłownie WSZYSCY – tłoczyli się na progu i wychylali jeden przez drugiego. Zapewne spodziewali się wspaniałego widowiska.

– Lily!

– Och, Lily!

– Cała i zdrowa, mówiłam.

– Jak to dobrze, tak się martwiliśmy.

– Co się stało?

Okrzykom nie było końca. Severus pozbył się już zasłony na oczach, ale mimo to nawet nie próbował dopasowywać słów do twarzy – za dużo było tego wszystkiego. Rozpoznawał oczywiście większość członków. Byli tam Longbottomowie, Meadowes i McKinnon (przyjaciółki Lily z czasów szkolnych) oraz naturalnie... Hunćwoki. Widział Pottera, Blacka i... Tak, Pettigrew również czaił się w pobliżu. Cichy i wycofany. Obserwator zdarzeń. Brakowało Lupina, ale on – zdaje się – nie był przesadnie aktywny na początku wojny. Sama młodzież. A gdzie podziały się najważniejsze elementy układanki?

– Lily! – James Potter przepchnął się przez tłum, po czym bez ostrzeżenia wciągnął ją głębiej do korytarza, a potem prosto w swoje ramiona. – Lils, co się stało? Dlaczego to zrobiłaś?

Miał minę nie gorszą od zbitego psa, podobnie zresztą jak Kundel we własnej osobie, który następował mu na pięty.

– Wystraszyłaś nas! – oświadczył z wyrzutem Syriusz Black.

– Ja... Ja po prostu... – jąkał się wyraźnie poruszony Potter. – Byłem pewien, że ktoś cię porwał!

– Co być może nie jest aż takie odległe od prawdy – dorzucił jego kumpel.

W panującym zamieszaniu prawie nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że Lily nie pojawiła się sama. Tylko zawsze czujny Syriusz od razu wywęszył nieprzyjaciela. Wpatrywał się w Snape'a pełnym nienawiści wzrokiem, jakby chciał go na miejscu spopielić siłą samego spojrzenia.

– Co on tu robi? – warknął.

– Lils, przyprowadziłaś go tutaj?! – rzucił z niedowierzaniem James. – Co ci strzeliło do głowy?

– Zdradziłaś mu adres? Dlaczego miałabyś zrobić coś tak idiotycznego? Zaraz sprowadzi tu całe towarzystwo w czarnych pelerynach!

Szum wokół narastał. Severus ani trochę się tym nie przejmował. Stał na swoim miejscu idealnie obojętny, wręcz wyłączony z narracji.

– Lily, wytłumacz się – prosił James, posyłając w stronę Snape'a podejrzliwe spojrzenia. – O co tutaj chodzi?

Było jej trudno, zwłaszcza skoro tak błyskawicznie, niemal od razu znalazła się w jego ramionach. W końcu zdołała się jakoś pozbierać. Westchnęła, zdecydowanie wplątując się z jego uścisków. Pottera zdecydowanie zdziwiła jej chłodna postawa.

Tempus opportunum | SnilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz