7. Pani Evans życzy smacznego

98 10 43
                                    



– A może... Ale to tylko taka delikatna sugestia, nie przejmuj się tym za bardzo. Może zamiast wymyślać zamachy na ministrów, należałoby powstrzymać coś złego, co rzeczywiście miało się wydarzyć?

Role niespodziewanie się odwróciły. Teraz to teoretycznie starszy ze Snape'ów klęczał na podłodze w kacopodobnym stanie, dramatycznym gestem trzymając się za głowę, podczas gdy młodszy krążył wokół niego z przemądrzałą miną. Zaczął wierzyć w to, że naprawdę mógłby być nauczycielem. Czuł się zaskakująco dobrze, kiedy tak przemawiał z wyższością, nie napotykając żadnego sprzeciwu.

No, prawie żadnego.

Niewyspany, rozczochrany Severus Numer Dwa rzucił mu mordercze spojrzenie z poziomu dywanu. Wokół niego poniewierał się chaotyczny stos map i notatek, które stanowiły efekt całonocnego planowania zbrodni doskonałej.

– Powiedz mi uprzejmie, ile intrygujących szczegółów pamiętasz z zeszłego wtorku? – skontrował bystro. – Spróbuj spamiętać trzy lata dzień po dniu. Skąd mam, u diabła, wiedzieć, co się zaraz wydarzy?!

– To znaczy... Tak całkiem nic?

Starszy Severus prychnął, próbując ukryć zakłopotanie.

– Przypominam też, że ja zjawiłem się na pewnym intymnym rendez vous z naszymi wspólnymi znajomymi, które ty byłeś łaskaw zignorować. Takie... znakowanie bydła to potężna magia. Kolejne dni... tygodnie to jedna wielka, czarna plama. Szkoda, że umiejscowiona akurat w tym miejscu współczesnej historii, które najbardziej by nam się przydało.

Za oknem coraz odważniej rozlegały się ptasie trele. Pierwsze promienie wstającego słońca zaglądały ciekawsko przez okno, podejmując wędrówkę wzdłuż ścian. Noc dobiegła końca, zaczął się nowy dzień – bynajmniej nie świeży i wolny od błędów. Severus Numer Jeden w końcu też odczuł jego ciężar. Spadł z wysokiego C, na którym dryfował od minionego wieczoru, gdy po raz pierwszy usłyszał o obłąkanym planie. Zmęczenie uderzyło ze zdwojoną siłą, więc on również osunął się na podłogę. Podnosił i bez większego zainteresowania oglądał pergaminy z pośpiesznie nagryzmolonymi pomysłami. Obraz nędzy i rozpaczy.

– Nie ma to za grosz sensu – ocenił.

– Potrzebujemy bardziej szczegółowego planu ministerstwa – kontynuował niestrudzenie starszy Severus. – Ktoś będzie tam musiał pójść i... Albo biblioteka. Może w Hogwarcie...

Młodszy patrzył na niego z rosnącym zwątpieniem. Podkrążone oczy zdawały się dwa razy większe i ciemniejsze w bladej, mizernej twarzy. Zmęczenie w połączeniu z rozczarowaniem pozwoliło mu dostrzec więcej – coś nowego, co wcześniej mu umknęło. Widząc swoją dojrzalszą, charyzmatyczną wersję niemal dał się nabrać. Pozwolił zamydlić sobie oczy sztuczkami, które przecież dobrze znał. Teraz znacznie wyraźniej widział po drugiej stronie... siebie.

– Czyli nie było żadnego planu? Dziejowej misji zleconej przez wielkiego czarodzieja? Dwa lata później nadal jesteśmy nikim.

Severus Numer Dwa nerwowym ruchem odgarnął do tyłu tłuste włosy i spojrzał prawdzie w oczy.

– Mniej więcej – przyznał ostrożnie.

– To jedna, gigantyczna improwizacja?

– Cóż...

– A zmieniacz czasu?

– Ukradłem.

Młodszemu Snape'owi zadrżały ramiona, podczas gdy starszy jeszcze zaledwie przez moment wyglądał na nabzdyczonego. Zdradziły go ostatecznie kąciki ust i własny wewnętrzny cynik, który wył ze śmiechu, obserwując tę piękną katastrofę. Nie mogło być gorzej, ale przynajmniej było zabawnie.

Tempus opportunum | SnilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz