8. Nie poradzimy sobie sami

75 6 2
                                    



Wagarujący Severus Numer Jeden gorzko żałował, że taka okazja trafiła mu się akurat w dzień zwyczajowo wolny. Znacznie utrudniało to ogarnięcie pewnych spraw, które wręcz go paliły. Z pamięcią tego Drugiego rzeczywiście musiało być źle, skoro zapomniał o tak istotnym drobiazgu, jak utrzymanie płynności finansowej. A z tym było krucho, bo w tym właśnie okresie młody Snape utrzymywał się na powierzchni wyłącznie dzięki ciemnym interesom kręconym na Nokturnie – z ludźmi, których oczekiwań absolutnie nie należało zawodzić. W tym wypadku słowo deadline miało śmierć dosłownie wpisaną w zakres ewentualnych skutków ubocznych skojarzonych z niewywiązaniem się ze zlecenia.

Szczęśliwie obowiązkowy Severus od dawna miał wszystko przygotowane, musiał tylko na chwilę wyrwać się z domu, aby dokonać przekazania dóbr. Świeża gotówka bardzo, ale to bardzo by mu się przydała. Nie miał złudzeń. Wprawdzie Bank Gringotta był w niedzielę zamknięty na cztery spusty, jednak nawet gdyby Severus – TEN Severus – postanowił się tam teraz udać, na pewno zastałby wyczyszczoną do cna skrytkę, bo Severus – TAMTEN Severus – z pewnością już poczęstował się jej zawartością. Przecież skoczył w czas dokładnie tak, jak stał. Bez planu, bez wyposażenia, bez budżetu i bez sensu. No dobra, może tkwił w tym jakiś głębszy sens, ale środków na pewno brakowało. Severus – TAMTEN Severus – sam to przyznał, a Severus – TEN Severus – szczerze mu wierzył. Wszak dobrze go – SIEBIE – znał.

„Trzeba wymyślić jakieś zamienne imiona", uznał, gdy zakręciło mu się w głowie od tej ekwilibrystyki językowo-koncepcyjnej. „ To jest zwyczajnie męczące".

Nie chodzi o to, że narzekał na swój los. Jeśli w pierwotnej linii czasowej wszystko miało przebiegać tak, jak przedstawił to Severus, to... W zasadzie cieszył się, że ktoś inny przejął stery. On zupełnie nie czuł się na siłach. Nieważne, że kiedyś – w innym wszechświecie – zdołał to wszystko przeżyć i jakoś dał radę. Teraz nie był w stanie sobie tego wyobrazić.

Owinął się ciaśniej skórzaną peleryną premium i przemknął ciemną ścieżką prowadzącą w głąb najmroczniejszych trzewi Nokturnu. Niewielu porządnych (mniej lub bardziej) czarodziejów zapuszczało się aż tak daleko. Severus pomyślał gorzko, że że najwidoczniej da się usunąć człowieka z patologii, ale patologii z człowieka już nie, skoro w dorosłym życiu znowu musiał szorować po równie wątpliwej jakości zakamarkach, ale mówi się trudno. Galeony nie śmierdzą, galeony karmią.

Na samym końcu bocznej uliczki znajdował się wyjątkowo niezachęcająco wyglądający obiekt, hm, mieszkalny, a w jego ścianie – niewielkie okienko chronione zamykaną klapą. Severus wsunął w widoczny poniżej otwór specjalną monetę i okno stanęło przed nim otworem. Wygrzebał z kieszeni kilka fiolek i starannie, jak od linijki, ułożył na brudnej półce. Zamknął klapę, zdając w ten sposób zamówiony towar, po czym ponownie otworzył. Wymiana polegała na tym, że teraz powinien zobaczyć w środku sakiewkę z wynagrodzeniem. Zamiast tego znajdowała się tam jednak trupioblada dłoń, która wysunęła się ze środka niczym atakująca kobra, po czym chwyciła go za fraki. Po chwili za ręką podążył cały czarodziej, który zmaterializował się obok Snape'a z niezadowoloną miną. Na Nokturnie może nie był to widok niespotykany, ale z pewnością źle wróżący na przyszłość. Szczególnie w kwestii interesów.

– Spóźniłeś się – odezwał się grobowym głosem ponury czarodziej. Mimo zgarbionych, wręcz okrągłych pleców zdecydowanie nad nim górował, a blada i żylasta ręka nie zamierzała poluzować uchwytu.

– Coś mi wypadło – wykręcał się Snape, rozpaczliwie próbując się odsunąć. Nie zdołał cofnąć się ani o milimetr.

– To niedobrze.

Tempus opportunum | SnilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz