Rozdział 4. Stajnia.

68 5 0
                                    

Minęło sporo czasu od kąt przyjechałam z Tornadem do Leniuchowa. Od razu po zapoznaniu się z wierzchowcami zaczęłam budować stajnię dla nich. Od tamtego czasu wszystkie konie traktowały Tornada niczym przywódcę stada, a mnie jako ich wiernego przyjaciela. Nocami spałam z głową na siodle Tornada. Każdemu wierzchowcowi nadałam imię. Szczególnie rozbawiał mnie mały czarny rumak który nic tylko chodzi za Tornadem starając się go naśladować. Obecnie dalej pracowałam. Wbijałam gwoździe w kolejne belki drewna. Poczułam szturchnięcie w nogę. Spojrzałam. Był to jeden z źrebiąt. Miał białe umarszczenie z czarnymi kropkami. Przysunął mi kolejną belkę. Kucnęłam przed nim z uśmiechem.

-Dziękuję Diego ale dam radę. Idź lepiej pobawić się z przyjaciółmi.- Powiedziałam, a źrebie pobiegło do reszty maluchów. Nadanie każdemu z koni ułatwiało mi bardzo zadanie. Łatwo zapamiętywałam. Nagle koło mojej ręki pojawił się koszyk. Spojrzałam w stronę z której pojawił się koszyk. Był nią Tornado. Zauważyłam w koszyku jabłka. Wzięłam jedno z lekkim uśmiechem.- Dziękuję Tornado.- Powiedziałam biorąc gryz jabłka. Zrobiłam sobie w ten sposób przerwę na posiłek. Po zjedzeniu owocu wróciłam do pracy. Przyznam, że pracy było bardzo ale to bardzo, bardzo dużo. Napiłam się wody. Nagle poczułam szarpnięcie z tyłu.- Ej!- Krzyknęłam kiedy po chwili w miejsce gdzie stałam spadła belka. Spojrzałam na konia który mnie uratował. Uśmiechnęłam się widząc źrebie.- Dziękuję przyjacielu.- Powiedziałam głaszcząc pysk Eldorada który był właśnie naśladował Tornada. Nagle przybiegł ten cały Sportacus. Wyglądał na przerażonego.

-Wszystko w porządku?- Zapytał się mężczyzna spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się patrząc na mężczyznę.

-Tak jest w porządku.- Powiedziałam patrząc na niego. Podbiegł do nas Tornado który szturchnął mnie w ramię. Uśmiechnęłam się.- Nic mi nie jest przyjacielu. Podziękuj lepiej Eldorado.- Powiedziałam szukając źrebięcia wzrokiem. W pewnej chwili zauważyłam go. Trzymał kapelusz. Kapelusz Zorra. Sportacus i ja zaśmialiśmy się cicho. Podeszłam do źrebięcia i wzięłam przedmiot do rąk.

-Trochę... Dziwny ten kapelusz.- Powiedział po chwili z zawahaniem Sportacus.

-Może dla ciebie. Dla mnie to pamiątka i to bardzo wartościowa.- Powiedziałam zakładając kapelusz na głowę.

-Pamiątka? Jeśli mogę wiedzieć to do kogo?- Zapytał patrząc na mnie.

-Od... Od przyjaciela mojej rodziny. Zawsze mimo wszystko na pierwszym miejscu stawiał ratowanie i pomoc innym, a na ostatnim miejscu dopiero swoje życie i zdrowie. Miał sprzymierzeńców ale i wrogów.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę.

-Rozumiem. Cóż sama tego nie zbudujesz. Jeśli chcesz mogę ci pomóc.- Zaproponował mężczyzna.

-Byłabym bardzo wdzięczna.- Powiedziałam podając mu młotek. Zaczęliśmy dalszą pracę nad stajnią. Pod czas pracy rozmawialiśmy. Świetnie się dogadywaliśmy. Poza tym opowiedział mi o tym jak dzieci odnalazły skarp prawdziwego pirata. Było fajnie dowiedzenie się czegoś o miejscu z moich korzeni. Wiedziałam jednak, że swoją tajemnice muszę ukrywać. Nie wiem ile, nie wiem do kiedy. Nie mogę i nie chce narażać innych na strach, ból, krzywdy i łzy przez moją tajemnice która musi zostać zakopana w mojej duszy.

Księżniczka Leniuchowa.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz