Kino, zoo, teatr i Starbucks. Te miejsca przez te kilka dni odwiedzili chyba z tysiąc razy. Na szczęście Florian nie ciągał go po galeriach sztuki, chodź kilka spektakli operowych i baletowych, też zaliczyli. Fioletowooki stwierdził, że starszy O'Connor ma liczne braki kulturowe, które wręcz trzeba nadrobić by "jakoś" przy nim wyglądał. Dosłownie użył tego słowa. Co w ogóle oznacza to "jakoś"? To słowo powinno być usunięte ze słownika, bo wprowadza zbyt wiele zamętu. I co on ma począć teraz z tą wiedzą? Do czego może wykorzystać to, że dziadek do orzechów jest zaklętym księciem? Albo to, że Severus Snape jest najciekawszą postacią z uniwersum Harrego Pottera? Do niczego! Dosłownie do niczego mu się to nie przyda! Został przez to nawet zwyzywany od aroganckiego, impertynenckiego i napuszonego krukona. Jakby nawet wiedział co lub kto to jest. W sumie czasem jest nie wiedzieć, bo przynajmniej może puszczać te obelgi mimo uszu i udawać, że go to nie dotyka. Wtorek też nie zaczął się najlepiej. Jakby samo spóźnienie na lekcje przez te pieprzone korki było jedyną rzeczą, która go wkurwiła tego dnia, to mógłby to wybaczyć, ale pilne zebranie drużyny po lekcjach to już było przegięcie. Do 16:00 mają odebrać wyniki. Szlag by to! Nie może pozwolić Florianowi iść tam samemu, ale nie może też opuścić drużyny, skoro jest kapitanem. Dopiero za dwa miesiące rozgrywają mecz...co jest tak pilne, by zwoływać ludzi, nie uprzedzając o tym!?
- Hej, Dean - Edwin dotyka ramienia chłopaka, który stoi obok niego - Wiesz może, dlaczego trener nie uprzedził nas o zebraniu?
- Cholera go wie - warczy w odpowiedzi - Miałem dzisiaj zaplanowaną randkę z dziewczyną, a przez tego dzbana musiałem wszystko odwołać. Zresztą Ed, jesteś kapitanem. To dziwne, że nawet tobie nie powiedział. Może chce powołać nowego kapitana, jak sądzisz? - Dean daje brunetowi kuksańca w żebra.
- I że niby ty miałbyś nim zostać? - Edwin układa usta w zuchwałym uśmiechu.
- No oczywiście! Jestem do tego stworzony - chłopak odpowiada mu tym samym uśmiechem.
Nie czekają długo na pojawienie się trenera. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich nie wchodzi sam. Towarzyszy mu chłopak wyglądem zupełnie odbiegającym od wyglądu typowego Anglika.
- To Diego - mężczyzna przedstawia nowoprzybyłego - Przybył do nas z Hiszpanii. Będzie zastępował kontuzjowanego Alexa, do czasu aż mu się nie poprawi. Zaopiekujcie się nim, by poczuł, że jest częścią drużyny, liczę na was.
- Tak jest, trenerze! - odpowiadają wszyscy chórem i wianuszkiem otaczają Diega. Chłopak wydaje się być skrępowany zaistniałą sytuacją, dlatego Edwin wyciąga do niego rękę.
- Jestem Edwin O'Connor, kapitan drużyny i środkowy napastnik. Miło mi cię poznać, Diego.
Chłopak chwyta rękę i ściska ją lekko, lecz pewnie.- Diego Garcia, lewy obrońca - odpowiada poprawną angielszczyzną i uśmiecha się szeroko, ukazując białe i równe zęby.
- Trzeba opić nowego członka naszej drużyny, chodźmy na piwo! - krzyczy Dean i natychmiast zostaje poparty głośnymi okrzykami - Co ty na to Ed? Przywitamy nowego?
- Chętnie, ale nie tym razem, mam coś do załatwienia...
- Edwinie, robisz nam przeogromna przykrość - chłopak kładzie rękę na sercu i układa usta w podkowę - Ale jak nie to nie, więcej dla nas!
- Taaaa, bawcie się dobrze - brunet mruga okiem do Diega, a następnie szybko wychodzi. Przed budynkiem dostrzega zirytowanego Floriana i wie, że jazda do ośrodka zdrowia nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.
- Dłużej się nie dało? - fioletowooki gasi papierosa na mokrej od deszczu ławce.
- Dlaczego stoisz tu, gdy pada? Pochorujesz się.
CZYTASZ
La petite mort
RomanceFlorian ma fioletowe oczy i włosy muśnięte słońcem. Edwin jest jego przeciwieństwem. Razem mają to, czego nie mają osobno. Bo w końcu są braćmi. Ale co to da skoro się nienawidzą? Czy nić porozumienia zakwitnie między nimi jak fiołki tej wiosny? [C...