4.

177 19 5
                                    


Dzisiaj jest dzień, na który Edwin oczekiwał bardzo długo, a Florian nawet nie dopuszcza do świadomości, że dzisiaj jest TEN dzień. Dziś przyjeżdża Richard O'Connor.

Niby nic nadzwyczajnego, ale gdy się nie widziało kogoś kilka miesięcy, to takie zwykłe wydarzenie jest czymś bardzo ekscytującym. Już od początku tygodnia trwają przygotowania. Piękne, białe firanki dumnie prezentują się tuż przy nieskazitelnie czystych oknach. Najlepsza zastawa pyszni się na najnowszym obrusie, a unoszący się w powietrzu zapach piekącego się ciasta może przywodzić na myśl święta Bożego Narodzenia. Niestety do niego jeszcze kilka miesięcy.

- Chłopcy! Widzieliście gdzieś moje kolczyki? - Helena biega po domu, wszystko poprawiając, a jednocześnie starając się wyglądać perfekcyjnie.

- Masz już je na uszach, mamo! - Odkrzykuje Edwin, próbując zawiązać krawat - Cholera! - klnie zdenerwowany kolejnym niepowodzeniem. Florian patrzy na niego z typowym dla siebie rozbawieniem.

- Nie zakładaj krawatu. To nie ślub ani pogrzeb - mówi powoli młodszy O'Connor, na co Edwin rzuca mu rozwścieczone spojrzenie. Fioletowooki wzdycha z rozdrażnieniem i podchodzi do brata.

- Mogę? - pyta.

- Jak umiesz - odpowiada lekceważąco Edwin.

Florian musi stanąć na palcach, by dosięgnąć zarzuconego niechlujnie na pierś bruneta niezawiązanego krawatu. Jego szczupłe dłonie zwinnie przekładają część materiału pod drugą, by po chwili uformować się w idealny węzeł. Chłopak zrobił to tak szybko, że Edwin nawet nie zdążył zarejestrować, kiedy skończył. Florian szybko się odsuwa i zaczyna podziwiać swoje dzieło.

- No jak na pedała... - zaczyna, a brunet blednie - wyglądasz niesamowicie męsko - kończy, a Edwin tym razem czerwienieje.

Blondyn nawet nie wie, dlaczego to powiedział, ale wie, że kłamał wtedy przy portrecie, bo jego starszy brat jest idealnym kandydatem na modela, sportowca czy gwiazdę porno.

- A ty nie zamierzasz się przebrać? - Edwin krytycznym wzrokiem lustruje ubranie Floriana, na które składa się gruby, szary sweter i jeansy.

- Tak, jak wspomniałem, nie jest to ślub ani pogrzeb, ale jeżeli ty chcesz wyglądać jak pajac, to proszę bardzo.

Niebieskooki już zamierza odwarknąć, ale rozprasza go czarne BMW wjeżdżające na parking. Wybiega z domu, a gdy mężczyzna wysiada z samochodu, rzuca się w jego objęcia, niczym małe dziecko, które czeka na rodzica, gdy ten wróci z pracy. Trudno mu się dziwić, w końcu nie widział ojca pół roku.

- Zmężniałeś synu - odpowiada Richard i z radością klepie swojego pierworodnego po ramieniu.

- Jesteś wcześniej, jeszcze nie wszystko gotowe - Edwin wyrywa się z uścisku.

- Nie cieszysz się, że widzisz staruszka?

- Też pytanie, oczywiście, że się cieszę - chłopak uśmiecha się szeroko - Na długo przyjechałeś?

- Takie pytania później. Najpierw chcę się przywitać z moją żoną i coś zjeść.

- Oczywiście.

Gdy tylko przekraczają próg domu, wpada na nie tornado potocznie zwane kobietą. Edwin chce im dać chwilę prywatności, więc usuwa się w głąb domu, gdzie natrafia na blondyna siedzącego na schodach pomiędzy parterem a pierwszym piętrem i bacznie obserwującego sytuacje na dole.

- A ty co tak siedzisz? - zagaja go niebieskooki- Chodź się przywitać.

- Nie chcę mi się.

- Żartujesz. Chyba nie zamierzasz tu tak siedzieć?

- A czemu by nie?

- Tata przyjechał... wypadałoby się przywitać.

Florian wzdycha z rezygnacją i powoli się podnosi. Przecież nie będzie się ukrywał przed NIM do końca życia. Chociaż...

Edwin, widząc chęć ucieczki w oczach brata, reaguje natychmiast. Chwyta go za przegub nadgarstka i ciągnie w dół po schodach. O dziwo blondyn nie protestuje, jest zbyt zestresowany, by zareagować w jakikolwiek sposób. Dlaczego nie mógł zamknąć się w swoim pokoju i udawać, że nie istnieje? Cholera jasna...

Gdy obaj chłopcy wchodzą do jadalni atmosfera towarzysząca rodzinnemu obiadu, zmienia się diametralnie. Oczy Richarda bacznie przypatrują się Florianowi, a ten patrzy wszędzie, byle nie na ojca.

- Nic się nie zmieniłeś - słowa mężczyzny są jak śmignięcia batem. Bolesne i pełne pogardy - Ale przynajmniej nie wyglądasz już jak lesbijka.

- Richard! - w głosie Heleny można słyszeć szok, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robi.

- Te twoje włosy, oczy...

- Przepraszam. Pójdę już do siebie.

- Siadaj! - pada rozkaz ze strony starszego mężczyzny - Przebyłem szmat drogi, żeby się z wami zobaczyć. Spędźmy ten czas jak normalna rodzina, zanim znowu wyjadę.

Florian chce wykrzyczeć temu człowiekowi w twarz, że nigdy nie będą rodziną, nie z nim, że się nim brzydzi, że nie chce go znać, że jest sadystą i psycholem, ale... jest zbyt słaby psychicznie na usłyszenie tego samego. Wystarczająco już usłyszał, wystarczająco wiele doświadczył, dlatego nie chce przez swój głupi brak kontroli nad wypowiadanymi słowami rozpętać wojny, którą i tak przegrałby.

Posłusznie zajmuje miejsce obok Edwina, który już dawno zarezerwował sobie miejsce przy stole. Nie patrzy na niego. Na nikogo nie patrzy. Tak jest lepiej.

- Co u ciebie słychać, Edwinie? Wybrałeś już uczelnie? - Starszy mężczyzna jakby nigdy nic zagaduje Edwina i kładzie sobie na talerz duże udo kurczaka.

- Chcą mnie do Cambridge i do Oxfordu. Nie wiem, którą uczelnie wybiorę, no i jeszcze się zastanawiam nad kierunkiem. Rozważam pomiędzy finansami i rachunkowością a gospodarką nieruchomościami.

- Widzę, że idziesz w moje ślady, dobry chłopak! Gdziekolwiek byś nie poszedł, miejsce w mojej firmie masz już zagwarantowane. Przyda nam się taki umysł - mówi z dumą i przelotnie zerka na pusty talerz drugiego syna- Dlaczego nie jesz? - ton głosu Richarda obniża się o kilkadziesiąt stopni.

Florian wzdryga się na to nagłe zainteresowanie swoją osobą.

- Nie jestem głodny... - odpowiada tak cicho, że ledwie go słychać.

- Ciężko haruję na twoje utrzymanie, darmozjadzie, a ty mi mówisz, że nie jesteś głodny!? - grzmi.

- Zarabiam sam na siebie - fioletowooki zaciska mocno pięści, ostatkiem sił powstrzymując się, by nie wybiec z płaczem.

- Zarabiasz? Tymi marnymi obrazami?- prycha- Na machaniu pędzelkiem nie da się zarobić, gówniarzu. Na pewno dajesz dupy na prawo i lewo...

- DOŚĆ! - krzyczy Edwin i podnosi się z miejsca tak energicznie, że krzesełko, na którym siedział, głośno upada na podłogę. W pomieszczeniu robi się cicho. - Jeszcze jedno słowo a przestaniesz być moim ojcem-patrzy się z furią na Richarda - Nie życzę sobie takich słów w stosunku do Floriana, a ty nie becz, idioto - fuka na blondyna, któremu łzy zaczęły skapywać po policzkach- Dziękuję za obiad, ale straciłem apetyt- po tych słowach odchodzi od stołu i udaje się do drzwi wyjściowych.

- Poczekaj! - Florian biegnie za nim - Idę z tobą.

- Nie, nie idziesz, nie spodoba ci się miejsce, do którego pójdę.

- Albo mogę iść z tobą, albo zostać w domu. Pierwsza opcja wydaje mi się bardziej rozsądna- wzrusza ramionami i przyśpiesza, by zrównać się z niebieskookim - Gdzie idziemy?

- Do Apers Casino.

- Do największego kasyna w Londynie!? Dlaczego tam?

- Jestem umówiony na partyjkę szachów. Rozumiem, że ciebie to może nudzić, więc zostaw mnie w spokoju- odpowiada sardonicznie chłopak i przyspiesza. Zatrzymuje się zdumiony, gdy Florian chwyta go za rękaw koszuli.

- W jakie gówno się wpakowałeś? - ton fioletowookiego jest poważny.

- To moja sprawa - odpowiada zirytowany Edwin.

- Dobra, rób sobie, co chcesz - chłopak puszcza zabiera rękę z koszuli brata, jednak nie rusza się z miejsca.

- Dziękuję za pozwolenie, mamusiu.

- Tyle że ja idę z tobą - odpowiada twardo niezniechęcony sarkastycznymi odpowiedziami Edwina.

- Mój młodszy brat będzie robił za moją nianię, jakie to urocze - prycha znowu a policzki fioletowookiego różowieją ze złości. - Ale co ja ci będę zabraniał, chodź, jeśli chcesz. Najwyżej przegrasz wszystkie pieniądze.

- A chcesz się założyć?-w fioletowych oczach Floriana Edwin dostrzega psotne iskierki. Starając się ukryć uśmiech, kieruje się w stronę stacji metra.

***
Edwin zna to kasyno jak własną kieszeń. Kiedyś bywał tu prawie codziennie i trwonił pieniądze. Czasem udało mu się coś wygrać, ale bardzo rzadko.
Nie był tu dosyć długo. Wystrój nieco się zmienił, doszły nowe atrakcje, ale za barem teraz, czy kilka lat temu jest ta sama osoba.

- Lizzie! - woła brunet ucieszony widokiem drobnej kobiety o ognistych włosach.

- Ed! Co za niespodzianka! - kobieta wychodzi zza baru i ściska chłopaka - Dawno cię tu nie było. O, a ten blondynek to kto? - jej głos wyraża zaciekawienie i zaczyna lustrować wzrokiem chłopaka.

- To mój młodszy brat, Florian.

- Ach, młodszy O'Connor. W ogóle to fajne masz imię, młody i zajebiste soczewki. Chyba też kupię sobie podobne.

Florian już otwiera usta, by wyjaśnić, iż jest to jego naturalny kolor tęczówek, ale uprzedza go Edwin, zmieniając temat.

- Co tak tutaj pusto?

Lizzie zaczyna się śmiać.

- Kochanie, jest dzień. Zobaczysz za kilka godzin.

- Nie zamierzamy tu zostawać kilka godzin - Florian po raz pierwszy zabiera głos.

- Jasne. Edwin pilnuj brata - ognistowłosa puszcza mu oczko i wraca do pracy.

Starszy z braci nie czekając na tego drugiego (który jest całkowicie zbulwersowany tym, że ktoś uważa go za dziecko, skoro on tu robi za niańkę) z ekscytacją idzie w stronę jednej z maszyn. Nie dba nawet o to, czy Florian podąża za nim, czy też nie. A tymczasem młodszy chłopak został przy barze.

- Whisky z colą poproszę.

- A 18 lat to masz ukończone?

- Oczywiście - prycha - Nie widać?

- Znam was, O'Connor. Kilka lat temu usłyszałam podobny tekst od twojego brata. Bez dowodu mogę ci jedynie samej coli nalać.

- Dobrze, nalej mi coli, a do drugiej szklanki wlej whisky, zaniosę Edwinowi.

- Hymm... chyba cię polubię - odpowiada kobieta, ukrywając uśmiech, po czym bierze dwie szklanki i wypełnia jedną gazowanym napojem a drugą alkoholem - Edwin zna zasady, ale możesz mu przypomnieć, że przed wyjściem rachunek ma być uregulowany, bo kolega czy nie to i tak psami poszczuję, jasne?

- Jak słońce - odpowiada znudzony, bierze szklanki i idzie do pochłoniętego grą bruneta. Czeka, jak skończy grać, po czym wręcza mu szklankę z colą.

- Cola? - pyta zdziwiony chłopak.

- Lizzie powiedziała, że nie umiesz się kontrolować po alkoholu - na ten przytyk policzki niebieskookiego delikatnie różowieją.

- A ty co masz? Bo na pewno nie colę.

- Wodę gazowaną. Chcesz? - Florian wyciąga rękę ze szklanką w stronę chłopaka, a ten się krzywi i odsuwa.

- Wiesz przecież, że nie lubię gazowanej. Nie ważne, chodź, pogramy.

- Wątpię, żeby były tu rozrywki, które by mnie zadowoliły-Florian zamacza usta w trunku i bierze duży łyk. Nawet się nie krzywi.

- Umiesz grać w pokera?

- Umiem.

- Ale ja nie umiem...

- Daruj sobie. Po prostu będę patrzył, jak ty grasz.

- A rób, co chcesz - odpowiada Edwin i zerka na pustą szklankę- Idź po dolewkę, bo długo tu zostaniemy.

***
Minęła godzina. Następnie druga. Po drugiej trzecia, a po trzeciej czwarta.
Niedługo minie piąta.
Jest już grubo po 22.00. Jak mówiła Lizzie, w kasynie zrobiło się tłoczno, choć to wcale nadal nie jest godzina szczytu.

Florian pomimo wypitej dużej ilości alkoholu wygląda i zachowuje się, jakby był zupełnie trzeźwy. Jedynym skutkiem ubocznym jest to, że zrobiło mu się gorąco, dlatego zdjął sweter i przewiązał go sobie w pasie. Z niesmakiem obserwuje dwie kobiety uwieszone na ramionach Edwina i flirtujące z nim. To nie tak, że blondyn jest zazdrosny. Jego nie interesują takie rzeczy, on po prostu nie rozumie sposobu działania swojego starszego brata. Dlaczego gej ma powodzenie u kobiet? I dlaczego mu to nie przeszkadza? Bo powinno, prawda? A tymczasem brunet się świetnie bawi. Nienormalne jakieś...

Florian, sięgając po szklankę z trunkiem, napotyka wzrok stojącej przed nim młodej kobiety.

- Twój brat ma niezłe powodzenie - owa kobieta bez pardonu bierze szklankę z dłoni Floriana i siada obok niego. Chłopak odsuwa się nieznacznie zbulwersowany postawą blondynki w czerwonej, obcisłej sukience.

- Skąd ta pewność, że to mój brat?

- Hym - kobieta umacza usta w napoju i swoimi ciemnobrązowymi oczami wpatruje się w siedzącego obok niej chłopaka. Florian odsuwa się jeszcze bardziej - Od kilku godzin nie spuszczasz go z oczu... Albo to twój brat, albo kochanek.

- Jedno nie wyklucza drugiego - odpowiada chłopak nad wyraz spokojnie, choć w środku gotuje się ze złości. Kim ta dziewuch w ogóle jest? Jak śmie go w ogóle o coś pytać!? Siedział sobie spokojnie i analizował zachowania ludzkie, a tu nagle przyplątała się do niego jakaś cizia. Niech ją cholera weźmie!

- Uroczy z ciebie dzieciak - dziewczyna prycha w szklankę.

Tego już było za wiele. Florian energicznie podnosi się z miejsca. Pech chce, że przypadkowo potrąca łokieć kobiety, a zawartość szklanki wylewa się na jej sukienkę.

-Ty gówniarzu! - krzyczy - To sukienka od Diora! Jest więcej warta niż twoje życie!

- Oh, jak przykro - odpowiada sarkastycznie i nie przejmując się gapiami, udaje się do wyjścia.

Edwin dopada go na zewnątrz budynku.

- Co to miało być!?

- Nie lubię nachalnych ludzi, nie wiedziałeś?

Niebieskooki wzdycha i przeczesuje włosy.

- Idziesz do domu? - pyta.

- Nie wiem...

-Wezmę ci taksówkę.

- Pojadę metrem.

- Wolałbym, żebyś w nocy nie szlajał się metrem - mówi cicho Edwin i kładzie rękę na ramieniu blondyna.

- Ile razy mam ci mówić, żebyś mnie nie dotykał!? - krzyczy, wyrywając się - Wracaj to tych swoich lafirynd, do tych swoich dziwnych znajomych, do tego swojego popieprzonego świata, ale mnie zostaw w spokoju - mówi fioletoowookoi i odchodzi, pozostawiając Edwina w całkowitym szoku.

Gdy Florian znika za rogiem, Edwin wyciąga telefon i wyszukuje w kontaktach numer Josha. Jego kciuk zawisa przed ekranem. Rezygnuje i chowa telefon do kieszeni. Siada na betonowych schodach i wyciąga papierosa. Wkłada go do ust i zaczyna szukać zapalniczki. Zaklina, zdając sobie sprawę, że jej nie ma. Nagle przed jego oczami bucha płomień.

- Kolejny raz ci pomagam, O'Connor - mówi Lizzie, wymachując przed oczami chłopaka płomieniem z zapalniczki. Brunet przystawia papierosa do ognia i mocno się zaciąga. Kobieta siada obok niego - Nie powinieneś pójść za nim?

- Nie - odpowiada pewnie Edwin - Nic mu nie będzie. Poradzi sobie.

- Uważaj na niego, O' Connor, bo kiedyś możesz go stracić.

Brunet nic nie odpowiada, tylko kolejny raz mocno się zaciąga i wypuszcza dym w ciemną przestrzeń.

- Już dawno go straciłem, wątpię, czy da się stracić kogoś jeszcze bardziej - mówi po chwili.

- Ale nadal jest obecny w twoim życiu. Widzisz go codziennie i rozmawiasz z nim. Ja już tego nie mam - mówi smutno ognistowłosa - Dlatego doceń to, co masz, debilu i nie pozwól, by to się spierdoliło - mówi ze złością i zostawia chłopaka pogrążonego w rozmyśleniach.

Z papierosa został już tylko filtr. Edwin depcze niedopałek i podnosi się z zimnych schodów, a następnie udaje się w stronę stacji metra.

Oby pociąg jeszcze nie odjechał.

***

Raczej po macoszemu potraktowałam Richarda, ale trudno. On nie odgrywa tutaj aż tak dużej roli. Jakie macie plany na wakacje :>? 

La petite mortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz