- Po raz ostatni ci powtarzam - syczy Florian - Wypierdalaj z mojego łóżka!
- Nieee chce, daj mi spać, człowieku - mruczy Edwin i przekręca się na lewy bok.
- Jak stąd zaraz nie pójdziesz to... to...
- To? - brunet znów się przekręca i patrzy młodszemu chłopakowi prosto w oczy. - To, co zrobisz, hmmm? Znów mnie pocałujesz?
- To nie ma nic do rzeczy! - wrzeszczy blondyn zarumieniony aż po koniuszki uszu. Pod wzrokiem Edwina uderza w niego kolejna fala gorąca, która sprawia, że aż musi zasłonić twarz ręką. Był świadom, że ten wczorajszy pocałunek wszystko zmieni, ale nie sądził, że Edwin od razu wpakuje mu się do łóżka i zaśnie przy nim ot tak sobie bez żadnego skrępowania czy wstydu. Bo Florian się wstydził. I to bardzo. Ale nie tego, co wczoraj zrobił. Wstydzi się tego, jak jego policzki reagują na obecność chłopaka i tego, jak mocno musi zaciskać ręką pościel, by nie powędrowała ona w miejsce, w którym nie powinna być.
- Jasne braciszku, tak sobie wmawiaj.
- Oh przestań już z tym braciszkiem! To uwłaczające... - Florian spuszcza wzrok i gapi się beznamiętnie w pościel.
- Ale taka jest prawda, Florian. Nic na to nie mogę poradzić... Możemy albo to zaakceptować, albo się torturować.
- Nie będę się z tobą pieprzyć, jeżeli o to ci chodzi - blondyn podniósł głowę, a spojrzenie ma mocne - Nie będę jednym z twoich chłopców, którego będziesz rozbierać i ubierać, kiedy tylko ci się spodoba.
- Nie sypiałem już z nikim od ponad pół roku, zresztą ciebie to bym nawet kijem nie tknął - chłopak wytyka język.
- Dzieciak - parska Florian i wstaje z łóżka.- Możesz wyjść? Chce się przebrać.
Edwin dopiero teraz zauważył, że blondyn ma na sobie tylko biały T-shirt i czarne materiałowe spodenki, podczas gdy on sam zasnął w jeansach i bluzie.
-Nie jest ci zimno? Jest zima przecież.
- Na pewno nie tak zimno by spać w jeansach - Florian krytycznie lustruje nogawkę spodni bruneta. - Nie wiem, jak to się stało, że wczoraj się tutaj doczołgałeś, ale jak chcesz tu spać, to masz się przynajmniej przebrać w coś czystego, bo ja nie mam zamiaru spać obok czegoś, co jest wymiętoszone, spocone i ubrudzone.
- Pozwalasz mi tutaj spać? - usta Edwina układają się w szeroki uśmiech.
- Do jasnej cholery, czy tylko tyle do ciebie dotarło!? - Florian blednie, bo właśnie zdał sobie sprawę, że wyraził zgodę na coś, na co do końca nie jest pewien - Ale owszem, możesz tu spać... czasem, nie za często, bo chrapiesz jak stary dziad. Nawet Dafne przed tobą uciekła. A teraz z łaski swojej rusz ten swój gruby zad, bo chcę się przebrać.- Przebieraj się, ja popatrzę - lewy kącik ust bruneta unosi się w zawadiackim uśmiechu.
Blondyn wzdycha i wznosi oczy ku sufitowi. Za jakie grzechy musi się teraz użerać z tym człowiekiem? Owszem, pocałował go, ale gdyby wiedział, że dzień później Edwin będzie wymagał od niego gorącego striptizu, to prędzej zrzuciłby go w przepaść, niż pocałowałby.
- Tylko się z tobą droczę, nie bierz wszystkiego na poważnie - mówi Edwin i powoli podnosi się do pozycji siedzącej, a następnie przeciąga się, głośno ziewając. - Jaki dzień dzisiaj mamy?
- Nie wiem... może poniedziałek? - odpowiada zgryźliwie fioletoowooki i zagłębia się w czeluściach szafy, szukając swoich sztruksowych spodni.
Brunet wzdycha z udręką. Poniedziałek zdecydowanie nie jest jego ulubionym dniem tygodnia w szczególności, że jeszcze ma dzisiaj z Johnsonem. Całkowicie go to dobija, bo stosunki z Joshem wcale a wcale się nie poprawiły i Edwin szczerze wątpi, by kiedykolwiek uległy zmianie na lepsze. Za pół roku kończy szkołę, a wtedy wyjedzie gdzieś na uniwerek i nigdy więcej nie spotka pana profesora Joshuy Johnsona. Może to i lepiej... Josh pozna jakąś piękną kobietę, ożeni się, będzie mieć dzieci, a on sam skupi się na pięknym i smutnym artyście, który w tym momencie łypie na niego złowrogo.
- Tak, tak... nie musisz mi przypominać. Już sobie idę.
- Jak się zamyślasz, robisz taką minę, jakby cię coś bolało.
- Co na przykład? - brunet marszy brwi.
- Nie wiem, odbyt chociażby - Florian wzrusza ramionami, a niebieskooki nie może się powstrzymać i parska głośnym śmiechem. - Wyjdziesz w końcu? Mam na pierwszej angielski, nie chcę się spóźnić.
Edwin wstaje z łóżka i będąc już przy drzwiach, odwraca się do blondyna.
- Załóż to różowe coś, wyglądasz w nim uroczo.
Florian rumieni się jak to różowe „coś", które trzyma w dłoniach. Lubi swój pudrowy kardigan, ale nie sądził, że wygląda w nim u r o c z o. Owszem, interesuje się modą i lubi ciekawe połączenia, ale nie po to, by wyglądać u r o c z o, tylko aby poprzez stroje pokazać swoją artystyczną duszę. Edwin musi być naprawdę dużym ignorantem, by tego nie dostrzegać. Ale jego już nie ma w tym pokoju, a Florian siedzi na podłodze, zaciskając pięści na bladoróżowym materiale po to, by po chwili wrzucić go z powrotem w głąb szafy.
CZYTASZ
La petite mort
RomanceFlorian ma fioletowe oczy i włosy muśnięte słońcem. Edwin jest jego przeciwieństwem. Razem mają to, czego nie mają osobno. Bo w końcu są braćmi. Ale co to da skoro się nienawidzą? Czy nić porozumienia zakwitnie między nimi jak fiołki tej wiosny? [C...