Jest zimny, pochmurny dzień. Krople deszczu bębnią o przednią szybę samochodu. Speaker w lokalnych wiadomościach relacjonuje przebieg wczorajszego meczu. Jakaś kobieta biegnie, uciekając przed ciężkimi kroplami i przy okazji potrąca innych przechodniów, którzy również uciekają przed deszczem, lecz oni nie są tak głupi, jak ta kobieta, bo przynajmniej mają parasolki. Florian przeciera zaparowaną szybę w samochodzie. Ile jest ludzi jak ta kobieta? Ile ludzi ucieka przed czymś, co i tak jest nieuniknione? W pewnym sensie ją podziwia, bo nie boi się tego, że zmoknie, lecz w równym stopniu nią gardzi, bo nie pomyślała o zabezpieczeniu w postaci parasolki.
- Dlaczego to zrobiłeś? - głos Edwina wyrywa Floriana z przemyśleń.
- Co znowu? - odpowiada pytaniem, nawet nie zerkając na swojego starszego brata.
- Dlaczego obciąłeś włosy?
- Taki kaprys - prycha młodszy.
- Matka była załamana...
- Matka mnie nie obchodzi.
- W ogóle ktokolwiek cię obchodzi?
- Poczekaj, no niech pomyślę... Raczej nie, a co? - Florian odwraca głowę w stronę bruneta i przypatruje mu się z pogardą - Powinien mnie ktoś obchodzić? Tak jak ciebie obchodzi pan Johnson?
- Nie wiem, o czym mówisz...
- Doskonale wiesz, o czym mówię, pedale - obelga wypowiedziana przez fioletowookiego jest jak wymierzenie policzka i boli równie mocno - Szczerze to na początku sam byłem zafascynowany twoimi zdolnościami aktorskimi, potem zacząłem tobą gardzić, znaczy, gardziłem tobą jeszcze wcześniej, ale po tym odkryciu zacząłem gardzić tobą jeszcze bardziej - blondyn wyszczerza zęby w psychicznym uśmiechu.
- Nie masz dowodów...- odpowiada Edwin, lecz ktoś, kto dobrze go zna, wyczuje lęk i niepewność w tych słowach. Tym kimś jest Florian.
- Zdziwiłbyś się. Powiedz mi, braciszku jak to jest mieć dziewczynę, ale lubić w dupę? Żyjesz w niezgodzie ze swoją naturą.
- Margo to dziwka - syczy niebieskooki i zaciska tak mocno ręce na kierownicy, że aż mu bieleją kłykcie - Myślisz, że nie wiem, że sypia z każdym z drużyny?
- Tak jak ty, co nie, braciszku?
- Nie mam pojęcia, co ty chcesz osiągnąć, ale wiedz, że ci się nie uda!
- Już mi się udało, kilka miesięcy temu i wystarczy, że kliknę przycisk "Wyślij" a twój cały świat legnie w gruzach. Pan Johnson zapewne ucieszy się ze swojej popularności, bo w końcu on tam odgrywa główną rolę.
- Co ty ode mnie chcesz? Dlaczego mi to robisz? - na twarzy starszego chłopaka maluje się cierpienie.
- Wystarczy, że żyjesz i dzięki za podwózkę, ale pójdę pieszo. Pamiętaj, mam cię w garści. Jeden fałszywy ruch i cię nie ma. - Florian składa dłonie w pistolet i udaje, że strzela do bruneta, po czym otwiera drzwi auta i wychodzi na deszcz.
Nie wie, że właśnie w tym momencie w kącikach oczu Edwina pojawiają się łzy. Albo może wie, ale go to nie obchodzi? Takie osoby jak on rzadko coś obchodzi. Znudzony Londyńską szarówką udaje się na spotkanie z jedyną mu bliską osobą. Gdy dociera na miejsce, deszcz przestaje padać, jakby wyczuł, że właśnie w tej chwili jest zbędny.
- Przepraszam, że tak bez kwiatów, nie miałem czasu, by kupić - mówi czule blondyn i siada na ławeczce, uprzednio przecierając ją rękawem czarnej bluzy- Chciałem ci tylko powiedzieć, że u mnie dobrze, znaczy nadal bez wielkich zmian, ale zaczyna być lepiej. Sprzedałem kilka obrazów i jeżeli będzie mi tak szło, to za niedługi czas się wyprowadzę. No a co tam u ciebie? Jak sobie radzisz? - pyta a po dłuższej chwili milczenia parska niepohamowanym śmiechem- Jak miałabyś mi odpowiedzieć? W końcu nie żyjesz od dwóch lat... -chłopak z goryczą patrzy na grób przykryty jesiennymi liśćmi. - Wiem, że masz dosyć mych żaleń i tych innych ckliwych pierdół, bo nigdy ich nie lubiłaś, ale tęsknię za tobą, Allys, cholernie bardzo... I nie umiem sobie bez ciebie poradzić. Serio! Zobacz na mnie. Znaczy, ja wiem, że zawsze byłem dziwny, ale...- głos mu więźnie w gardle.
Chłopak wstaje i podchodzi do grobu.
-Po prostu wiedz, że cię kocham- mówi i przykłada wargi do zimnej powierzchni marmuru. Kątem dostrzega niedbale położoną na grobku herbacianą różę. Nie dziwi go to zbytnio, bo każdy wiedział, że herbaciane róże to ulubione kwiaty Allyson. Nie dostrzegł natomiast małej wstążeczki zawiązanej na łodydze rośliny, bo gdyby dostrzegł, to być może zmieniłby stosunek co do swojego brata, gdyż na wstążeczce widnieje tylko jedno słowo:
"PRZEPRASZAM"
***
- Josh, nie powinniśmy... - Edwin rzuca szybie spojrzenie na zamknięte drzwi od klasy.
- Daj spokój - starszy mężczyzna prycha rozbawiony - Nikt tu nie wejdzie - mówi, a następnie drapieżnym krokiem zbliża się do dziewiętnastolatka.
To nie jest pierwsza taka sytuacja. Edwin doskonale wiedział, na co się pisze, aczkolwiek nie przypuszczał, że wszystko się tak szybko potoczy. Nie chciał tego. Miał dziewczynę, był kapitanem szkolnej drużyny futbolowej, grono fanek i dobre oceny i te rzeczy ma do dzisiaj, ale na początku pierwszej klasy Furher education zjawił się ON. Człowiek, który przewrócił jego życie do góry nogami. Po śmierci Allys czuł się samotny. To Josh dał mu oparcie. Nie kumple, nie rodzice, nie dziewczyna, tylko n a u c z y c i e l. Początkowa relacja opierała się wyłącznie na wymianie pożądliwych spojrzeń i nieśmiałego flirtu, lecz wiadomo, że na tym nie poprzestali. Gdy dni zrobiły się gorące, a każdy myślał o zbliżających się wakacjach, Edwin pieprzył się ze swoim nauczycielem geografii, w jego klasie i na jego biurku. Każdy z nich wiedział, że nie ma tu mowy o płomiennej i romantycznej miłości. To tylko seks z dziwnymi elementami przyjaźni.
- Mamy 10 minut, wyrobisz się? - brunet seksownie przygryza wargę, jakby tym gestem mógł ukryć swój wzwód.
- Wiesz przecież, że tak... - mężczyzna mruczy do ucha młodszemu chłopakowi i wpija się w jego usta.
10 minut. Tyle wystarczy, by trafić do raju. Edwin o tym wiedział i gdy rozbrzmiał dzwonek, zwiastujący kolejną lekcję był już po jednym z największych orgazmów, jakich miał zaszczyt doświadczyć.
- Co masz teraz? - pyta Joshua, zapinając rozporek.
- Skurcz mięśni - krzywi się brunet, na co Josh parska cicho i czochra Edwina po włosach.
- Wariat, o lekcje pytam.
- Matematykę.
- Co ty tu jeszcze robisz!? Przecież wiesz, że za spóźnienia u Pani Smith są kozy.
- A wtedy przyjdę do ciebie, by móc odrobić szlaban... - w oczach bruneta migoczą diabelskie iskierki.
- Chciałbym, ale nie mogę pozwolić, by coś podejrzewali, więc idź - całuje chłopaka na pożegnanie, a niebieskoooki niechętnie udaje się na następną lekcję.
Po skończonych zajęciach miał w planach pojechać do domu i wziąć relaksującą kąpiel, ale plany jak zawsze szlag trafił przez te blondwłosą zdzirę zwaną jego "dziewczyną".
-Miiiiisiu! Niedługo jest jesienny bal, w sumie to nie bal, tylko impreza Halloweenowa - Edwin krzywi się na tę wiadomość. Nie za bardzo mu się widzi przebierać w jakiś tandetny kostium i pić obrzydliwy poncz - W tamtym roku przebraliśmy się za piratów, może w tym przebierzemy się za diabła i diablicę? Co o tym sądzisz, kochanie?
-Może być - mruczy chłopak znudzony paplaniną blondynki.
Do imprezy został jeszcze miesiąc, a wszyscy tylko o tym nawijają, jakby nie było ważniejszych tematów. Edwin nie lubi imprez, alkoholu i całego tłumu spoconych ciał. Kiedyś takie rzeczy były dla niego priorytetem.
Kiedyś....
Dawno temu.
Dzisiaj już nie.
Tyle że i tak nie ma wyboru, musi tam iść ze względu na swoją pozycję. Zrobi tak jak w tamtym roku. Uda, że za dużo wypił, a Josh odwiezie go do domu. Znaczy, odwiezie go znacznie później, niż odbierze z imprezy. Seks zabiera strasznie dużo czasu....
- Patrz! Te buty są boskie! - krzyczy Margo i podbiega do witryny sklepowej niczym dziecko, które zobaczyło wystawę ze słodyczami - Muszę je mieć! Będą idealnie pasować do czerwonych rogów i czerwonej połyskującej mini!
Edwin właśnie w tym momencie wyobraża sobie, jak blondynka wywala się na tych 13- centymetrowych szpilkach i wpada wprost na poncz. Na coś takiego warto zainwestować.
- Kupię ci je.
- Naprawdę!? Dziękuję, misiaczku!
Koniec końców kupił jej jeszcze torebkę, naszyjnik i kolczyki. Z pustym portfelem wrócił do domu, ale gdy tylko widzi w progu kuchni swoją mamę cała złość i smutek z niego uchodzą. Wtula się w to ciepłe i pełne matczynego dobra ciało niczym mały chłopiec potrzebujący opieki.
- Ed, wszystko w porządku? - głos kobiety również jest kojący, lecz tym razem lekko zmartwiony. Edwin nie odpowiada, tylko wtula się jeszcze bardziej w pulchną brunetkę.
- Florian, też zechcesz się przytulić? - pyta kobieta, widząc schodzącego po schodach młodszego syna. Edwin na te słowa prostuje się jak struna i odsuwa od matki. Nietrudno mu zauważyć jak oziębłe oczy Floriana przenikają go na wylot.
- Z tobą zawsze - zwraca się do matki, lecz nadal nie odrywa spojrzenia od niebieskookiego- Ale nie z nim, jeszcze bym jakiegoś syfu dostał- mówi i bierze jabłko ze stołu.
- Dzwoniła nauczycielka, znowu nie było cię w szkole- kobieta ze smutkiem patrzy się na swoje młodsze dziecko - Co się z tobą dzieje? Możemy ci jakoś pomóc?
- Daj spokój! On tylko szuka atencji!- wybucha brunet, zanim zdąży się ugryźć w język, lecz Florian nawet nie zwraca na to uwagi, tylko spokojnie przeżuwa kawałek jabłka. W pomieszczeniu robi się cicho. - A róbcie co chcecie - przerywa krępującą cisze Edwin- Idę do siebie.
- Zostań - pada komenda, a niebieskooki staje jak wryty. - Mama zrobiła pyszny obiad, zjedzmy go więc jak rodzina - blondyn wygląda jak sam diabeł przebrany za pastereczkę. Brakuje mu tylko rogów. A może już je ma pod tą swoją anielską, blond czupryną?
- Właśnie! Spaghetti zrobiłam, wasze ulubione - kobieta nie ma pojęcia co się właśnie dzieje pomiędzy jej dziećmi, ale chce rozładować napiętą atmosferę, dlatego zaczyna kręcić się po kuchni i nakrywać do stołu. Florian pierwszy zasiada do blatu i z nonszalancją opiera na nim swój prawy łokieć. Edwin siada możliwie jak najdalej od swojego brata i nerwowo wpatruje się w podłogę. Stopy ma skierowane w stronę wyjścia, jakby miał zamiar zaraz stąd uciec, ale gdy ląduje przed nim talerz z pysznie pachnącym jedzeniem, dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak bardzo był głody.
- Kiedy tata przyjedzie? - pyta z pełnymi ustami i kątem oka zerka na blondyna, którego usta bezgłośnie układają się w słowo "ŚWINIA". Chłopak rumieni się nieznacznie.
- Jakoś w przyszłym tygodniu, a co? Tęskno ci do niego? - odpowiada brunetka.
- Pewnie! Chciałbym, żeby pomógł mi naprawić auto, bo ostatnio dziwnie warczy, a poza tym chciałbym...
- Dziękuję, najadłem się - mówi blondyn i odchodzi od stołu. Talerz z jedzeniem pozostał jednak nietknięty.
Edwin nie może wytrzymać tego dłużej. Dopada brata na schodach i wymierza cios w jego szczękę, jednak uderzenie zostaje zwinnie sparowane. Szamocząc się, wpadają do pokoju starszego chłopaka. Edwin dzięki treningom ma więcej siły, niż jego chuderlawy brat więc z łatwością powala go na ziemię. Siada na nim, by udaremnić mu ucieczkę, a następnie pełnym jadu głosem zaczyna mówić:
- Wiem, że mnie nienawidzisz i masz do kurwy nędzy za co, ale nie mieszaj w to naszej matki! Ta kobieta sobie na to nie zasłużyła! Nie musi przez nas cierpieć!
- W tej chwili ze mnie zejdź - cedzi blondyn a w jego oczach płonie czysta odraza.
Sytuacja, w jakiej się znaleźli, jest z lekka niekomfortowa również dla niebieskookiego, więc tym razem odpuszcza i uwalnia ciało blondyna z uścisku.
- Aż tak bardzo chcesz pokoju? Świetnie. To będziesz go miał - siedemnastolatek uśmiecha się słodko, lecz odraza w jego głosie sygnalizuje szybką śmierć. - Daj mi się namalować, a stanę się dla ciebie powietrzem.
- Na-ma-lo-wać?- sylabizuje Edwin niepewny tego, czy dobrze usłyszał, bo co to za absurdalny szantaż? - Ale że w ubraniu?
- Nie, ja chcę cię namalować bez niczego, ale daję ci wybór...
Edwin oddycha z ulgą. Wizja pozowania nagi przed swoim socjopatycznym bratem przywołuje ciarki obrzydzenia na jego ciele.
- Albo zrobisz, co ja chcę, albo pan Johnson straci pracę, ty zyskasz przydomek męskiej dziwki, a nasza kochana mamusia będzie jeszcze bardziej cierpieć- Florian uśmiecha się psychicznie - Więc co wybierasz?
- Chcę mieć pewność, że skasujesz nagranie - odpowiada Edwin po dosyć długiej chwili namysłu.
- Problematyczny jesteś - wzdycha siedemnastolatek - Ale niech ci będzie.
- Chcę mieć pewność, że...
- Zrozumiałem! Sam pozwolę ci je usunąć!
- I będziesz miły dla mamy...
- Postaram się- młodszy chłopak wzdycha z irytacją.
Brunet milczy przez chwilę.
- Dobrze, zgadzam się.
Cyrograf został podpisany.
CZYTASZ
La petite mort
RomanceFlorian ma fioletowe oczy i włosy muśnięte słońcem. Edwin jest jego przeciwieństwem. Razem mają to, czego nie mają osobno. Bo w końcu są braćmi. Ale co to da skoro się nienawidzą? Czy nić porozumienia zakwitnie między nimi jak fiołki tej wiosny? [C...