Gdy nadeszła godzina osiemnasta, zjadłam kolację z państwem Roberts i małą May, która opowiadała, co robiłyśmy przez ten czas, gdy nie było jej rodziców, a następnie przygotowałam się do wyjścia.
– Cieszę się bardzo, że mam okazję do opieki nad May. – powiedziałam do pana i pani Roberts, kiedy stałam gotowa do wyjścia.
– My się cieszymy, że znalazł się szybko ktoś dobry i ktoś, kogo lubi May. – westchnęła pani Elizabeth. – Dylan, którego już poznałaś... – po feralnym spotkaniu dziś rano, owszem. – ...nie lubi siedzieć w domu i dużo wychodzi. Stąd nie mogliśmy go uprosić, żeby zajmował się siostrą.
Niezauważalnie się skrzywiłam. Niby taki super brat, ogląda bajki z siostrą i sobie miło rozmawiają, ale nie zaopiekuje się nią, wtedy, gdy to potrzebne?
Westchnęłam cicho. Mam nadzieję, że w takim razie nie będzie go niemal codziennie. Nie będę musiała znosić jego towarzystwa i słuchać tego głupiego sposobu, w jaki wymawia moje imię.
– Nie szkodzi. – machnęłam ręką, a na moje usta powrócił uśmiech. – z May dajemy sobie świetnie radę. No i jest Melly.
Gospodarze uśmiechnęli się: pani Elizabeth bardziej, pan Aiden trochę delikatniej.
– Jutro mamy samolot o ósmej rano, chcemy się przed wyjazdem pożegnać z dziećmi. Jako, że jutro jest sobota, możesz wedle umowy przyjść później, o dziesiątej. – wyjaśnił na koniec mężczyzna w okularach.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
Nagle za kobietą i jej mężem skrzypnęły schody donośnie i wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. May stała na krańcu schodów, ubrana w swoją żółtą piżamkę w stokrotki, a za nią wyglądała głowa suczki.
Jaki przeuroczy widok...
– Jutro też przyjdziesz, prawda? – spytała czarnowłosa.
– Oczywiście, że tak. – potwierdziłam z radością.
Mała skinęła głową i z uśmiechem powiedziała wszystkim dobranoc i pobiegła z powrotem na górę.
– Nie biegaj po schodach, May! – zawołała łagodnie za nią pani Roberts.
Pożegnałam się z mężczyzną i kobietą, po czym wyszłam z domu. Był piękny zachód słońca i niebo pokryło się złocisto-czerwonymi barwami. Odetchnęłam rześkim, wieczornym powietrzem i poprawiłam ramiączka plecaka.
– I co, zostajesz? – usłyszałam nagle pytanie.
Otworzyłam zaskoczona oczy i zobaczyłam po lewej, na podjeździe niebieskie Mitsubishi i opartego o nie Dylana, z papierosem między palcami.
Nie widziałam go po tym, jak zostawił mnie i May w salonie, ale teraz miał na sobie ciemne jeansy, w biodrach przewiązane czerwoną koszulą w czarną kratę, białą, zwykłą koszulkę i skórzaną kurtkę. Miał zmęczony, ale zaciekawiony wyraz twarzy i był dużo spokojniejszy, niż rankiem.Podniósł papierosa do ust, zaciągnął się powoli, po czym wypuszczając dym z płuc, rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał.
– Na moje nieszczęście, zostaję. – odparłam obojętnym tonem.
Chłopak uniósł brew i skrzyżował ramiona.
– Nie lubisz May?
– Raczej ciebie. – prychnęłam i odwróciłam się, żeby odejść na przystanek autobusowy.
Będę musiała spojrzeć na rozkład jazdy, żeby wiedzieć kiedy wstać...
Usłyszałam za plecami cichy śmiech.
CZYTASZ
Babysitter
RomanceRozpoczynają się wakacje, więc wielu nastolatków szuka pracy, żeby sobie dorobić. Katherine ma szczęście i dostaje pracę jako opiekunka do dziecka na cały lipiec. Gdy poznaje dziesięcioletnią May, którą to ma się zajmować, odkrywa, że dziewczynka je...