Rozdział 22

3.6K 73 33
                                    

Przetarłam oczy i otworzyłam je, od razu mrużąc od nagłej fali światła, jaka do nich dotarła. Obróciłam się na bok i dopiero całkowicie zlustrowałam połowę mojego pokoju. Jęknęłam i sięgnęłam dłonią w górę, szukając telefonu na szafeczce nocnej.

Oczywiście, że go tam nie było.

Podniosłam się do siadu i niemrawo spojrzałam na rzuconą na krzesło skórzaną kurtkę. Przypomniałam sobie wczorajszą noc i uśmiechnęłam delikatnie.

- Czyli kiedyś zamierzasz stąd wyjechać? - spytał czarnowłosy, gładząc dłonią moje ramię.

- My wyjedziemy, kochanie. - zaakcentowałam i spojrzałam w górę, w jego piękne, błękitne oczy.

- Uwielbiam, kiedy tak do mnie mówisz. - zamruczał Dylan i złożył mały, czuły pocałunek na moim czole.

Ziewnęłam głośno i oboje się roześmialiśmy, patrząc sobie w oczy.

- Która już godzina?

- Dochodzi trzecia. Odwiozę cię, musisz się wyspać. - chłopak zaczął się podnosić, przez co niestety przestał mnie obejmować.

Spojrzałam ostatni raz na panoramę miasta, którego już nieliczne światła się paliły i wstałam, łapiąc dłoń Dylana. Wciąż była ciepła i miękka, trzymała mnie tak delikatnie, jakbym była z bardzo drogiej porcelany. Dlaczego on zawsze umiał mnie zaskakiwać?

Wyszłam spod ciepłej i wymiętoszonej pościeli, po czym podeszłam do biurka. Znalazłam na nim telefon, podłączony do gniazdka, który szybko odblokowałam i z ulgą zauważyłam, że mama do mnie nie wydzwaniała i nie wypisywała, podobnie Amelie. Czyli moja nocna wycieczka zostanie słodką tajemnicą, którą dzielę jedynie ja, Dylan, no i trochę moja siostra. Kochałam ją, mimo, że często się kłóciłyśmy i raczej byłyśmy swoimi przeciwieństwami. Nie ważne o co byśmy się posprzeczały, jeśli trzeba było, kryłyśmy się nawzajem bez zarzutu. Nie powiem ile razy przekonywałam mamę, że Amelie nie siedzi do czwartej nad ranem przy konsoli...

Kiedy jednak spojrzałam na godzinę, moje bicie serca przyśpieszyło. Była już trzynasta, a mnie nie było u May!

Zostawiłam telefon na biurku i rzuciłam się w stronę szafy. Chwyciłam pierwsze lepsze czyste ciuchy i wpadłam do łazienki. Umyłam zęby i twarz, związałam włosy w przyzwoity warkocz i przebrałam się w czarne legginsy i błękitną bluzę oversize, którą kupiłam kiedyś na zakupach z Natalie. Zrobiłam sobie szybki i delikatny makijaż, po czym wróciłam do pokoju. Wrzuciłam do mojego plecaka telefon, portfel i inne niezbędne rzeczy, założyłam czarne adidasy i bez śniadania wybiegłam z domu.

Zjem coś u Dylana.

Dzisiaj był mój ostatni dzień z May. Jutro niedziela, a więc mam wolne, a w poniedziałek będą już państwo Roberts. Może zamiast siedzieć w domu, wybierzemy się na jakiś spacer? Pogoda dopisuje, więc nie ma żadnych przeszkód. Przejdziemy się do parku, na plac zabaw. Tam zawsze było ciekawie i była obecna masa innych dzieciaków do poznania.

Z tą pozytywną myślą, wsiadłam do autobusu miejskiego i już niedługo znalazłam się przed przestronną działką Robertsów.

Wkroczyłam pewna siebie na posesję i po chwili weszłam do środka domu. Usłyszałam rozbawione głosy z salonu i po zdjęciu butów przeszłam do pomieszczenia. Moim oczom ukazali się oczywiście Melly, May i Dylan. Chłopak trzymał mocno kółko hula hop, a May pouczała psinę, trzymając w zaciśniętej piąstce psie smakołyki. Po chwili nawoływania, Melly przeskoczyła przez obręcz sprawnie i, merdając radośnie ogonem, przyjęła nagrodę. Roześmiałam się, przez co mała i jej brat obrócili się i zauważyli mnie. Golden retriever poczuwszy mój zapach, zaszczekał i podbiegł do mnie, skacząc na dwóch łapach i liżąc moje dłonie.

BabysitterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz