ROZDZIAŁ 5

368 28 15
                                    

Veronica urozmaicała każdy dzień Kol'a. Kiedy ona była blisko, jego poranek, południe, popołudnie, wieczór i noc nie polegały tylko na ciągłym zaspokajaniu głodu poprzez zabijanie kogo popadnie. On dla niej chciał być lepszym człowiekiem mimo, że ona nawet nie pomyślała aby go o to prosić. Akceptowała go takim jakim był. Każdą jego zaletę traktowała jak złoto, a każdą wadę jak diament. Ona kochała go całego, nie ważne od miesiąca, tygodnia, dnia czy godziny. Zawsze go kochała, nawet kiedy była martwa.

Kol budził się każdego ranka tymi mijającymi dniami. Miał wrażenie gubienia wszystkich tych wspomnień, które przez rok uzbierał z swoją ukochaną u boku. Czuł jakby nie były jego. Zaczynało brakować mu czasu. Wszystko robił w pośpiechu, aby jak najszybciej ponownie przytulić Veronice. To wszystko robił dla niej. Myślał tylko o niej.

Prowadziło go nie bijące serce Ronnie. Czuł się jakby utkwił we własnym koszmarze. Chciał aby ona obudziła go, kiedy to wszystko się skończy. Cały czas szukał siebie i nie wiedział, że się zgubił. Zgubił swoje myśli przez śmierć jedynej osoby, na której mu zależało. Całe dnie spędzał przy książkach z szklanką bourbonu w ręce. Próbował unieść ten ciężar, jaki sprowadził na niego świat. Lecz czuł się bezsilny.

Gryzł się w język, choć chciał wykrzyczeć jak bardzo brakuje mu dziewczyny. Cała jego rodzina nie wiedziała jak bardzo ich brat cierpi. Mieli własne problemy z Hayley, Daviną i Marcelem. Nikt nie skupiał się na tym, aby mu pomóc. Miał wrażenie, że nikt nie pamiętał o śmierci jego ukochanej. Ona jako jedyna kochała światło w jego oczach i ciemność w jego sercu. Ona jako jedyna widziała jego mroczność, ujrzała w nim potwora, a i tak postanowiła z nim zostać. Nie po to pracował tak cholernie ciężko nad tą relacją, aby teraz się poddać.

Każda noc z nią miała swój dzień, tak magiczny. Jeżeli na tym świecie jest miłość, nie ma przeszkód, których nie dałoby się pokonać. Nawet tyran uroni łzę współczucia. W każdej zagubionej duszy jest potencjał cudu. Dla każdego marzyciela znajdzie się marzenie. Nic nas nie powstrzyma, gdy mamy w co wierzyć. Próbował trzymać się tej myśli, lecz coraz ciężej mu szło.

Nieważne dokąd pójdzie, zawsze będzie chciał ją z powrotem. Nieważne jak długo jej nie będzie, zawsze będzie chciał ją z powrotem. Wiedział, że ona to wie, że on nigdy o niej nie zapomni. 

Kiedy na zewnątrz powoli zapadał mrok w domu zrobiło się bardzo gwarno. Zaciekawiony Kol wyszedł z sypialni i ze swoją wampirzą prędkością udał się do kuchni, gdzie było całe zbiegowisko.

W tylnich drzwiach domu, które znajdowały się w kuchni stał Elijah. Wszyscy byli zdziwieni na jego widok. W końcu sami mieli go odebrać od Marcela. Wszystko, co zrobili było na nic, bo koniec końców Elijah sam o siebie zadbał, jak zawsze.

W pokoju stały również Rebekah, Hayley i Klaus. Ich miny były bezcenne. Na twarzy Elijah pojawił się szeroki uśmiech. W końcu zobaczył swoją rodzinę. Kol stał na tyle kuchni, zaraz przy schodach. Przyglądał się wszystkiemu z daleka. Dla niego tak było najlepiej.

Widać było kto najbardziej stęsknił się za bratem. Bex podbiegła do Elijah'y i przytuliła go najmocniej jak potrafiła pokazując swoją tęsknotę. Ponownie czuła się bezpieczna.

- Elijah - odparła z ulgą. - Jesteś bezpieczny - odetchnęła.

- Bracie... jak dobrze, że wróciłeś - odezwał się Nik. Nawet nie przeprosił brata za oddanie go w ręce Marcela. Nie pomyślał o tym, jak wiele bólu sprawił rodzinie.

- Widzę, że się stęskniliście - rzekł. - Nie przywitasz się? - zapytał Kol'a. - Tak się składa, że mam dla ciebie wspaniałe wieści.

- Świetnie, że wróciłeś. Kiedy ciebie nie ma Nik jest nie do wytrzymania - zaśmiał się i podszedł uścisnąć brata. - To jakie masz dla mnie wieści? - spytał zaciekawiony.

- Mogę powiedzieć ci później? - zobaczył Hayley opuszczającą pomieszczenie z uśmiechem na twarzy.

- .... - odwrócił się dostrzegając dziewczynę przekraczającą próg salonu. - aaaaa jasne - powiedział.

Elijah wyszedł z salonu zaraz po Hayley. Każdy wiedział, że oni mają coś ku sobie i oni sami chyba też zaczęli to dostrzegać.

- Wróciłeś - powiedziała dostrzegając Mikaelson'a, który właśnie wchodzi na balkon, na którym się znajduje.

- Wróciłem - uśmiechnął się.

Wtedy stało się niespodziewane. Nagle z twarzy Marshall zniknął uśmiech. Spojrzała się Elijah'owi prosto w oczy po czym... spoliczkowała go. Elijah tego się nie spodziewał i spojrzał na nią pytającym wyrazem twarzy.

- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać - powiedziała, a później opuściła balkon zostawiając Elijah'e samego.

Mężczyzna nawet z tego był dumny. Podobała mu się odwaga dziewczyny. Stawiała na swoim i nie bała się tego.

- Problemy w raju? - zakradł się Kol.

- Czegoś potrzebujesz bracie? - zaśmiał się Elijah.

- Miałeś mi coś przekazać.

- A tak. Chodźmy do środka - zawołał. - Kiedy Niklaus mnie oddał w ręce Marcela przebywałem u

- Daviny - dokończył za niego.

- Dokładnie. Musisz wiedzieć jedną rzecz. Davina jest bardzo potężną wiedźmą. Ma w sobie moc łączenie 4 osób. Swoją i 3 innych dziewczynek, które brały udział w rytuale żniw - powiedział. - Zawarłem z nią układ, że kiedy mnie wypuści to przyniosę jej kilka z zaklęć naszej matki. Najpierw zaniosę jej to - wyrwał kartkę z księgi. - Jeżeli rozwiąże ten magiczny supeł za pomocą tego zaklęcia to nauczy się kontrolować swoje moce i...

- Będzie w stanie wskrzesić Ronnie - rzekł, po czym zaniemówił.

- Dokładnie tak - uśmiechnął się.

- Kocham cię bracie - przytulił go. - Kiedy wręczysz zaklęcie Davinie? - zapytał.

- Jutro z samego rana, teraz idźmy spać - odpowiedział.

Kol był zaskoczony, że ktokolwiek oprócz niego szuka sposobu na wskrzeszenie Veronicy. W nocy nie mógł spać przez podekscytowanie. Cieszył się, że już niedługo będzie mógł ponownie usłyszeć bicie serca Martin.

Obudził się rano i w podskokach zszedł do kuchni aby napić się krwi. Sięgnął torebkę, a następnie otworzył szafkę żeby wziąć z niej szklankę. I wtedy zobaczył kubek, z którego zawsze piła Veronica. Jej ulubiony. Nikt z niego nie korzystał, bo wiedzieli, że kiedy Ronnie będzie chciała coś wypić, a go nie będzie w szafce każdy dostanie po uszach. Teraz wziął kawałek szkła do ręki i podziwiał. Z jednej strony wciąż był ślad jej czerwonej szminki z balu, który się nie zmył. Uśmiechał się na sam jego widok.

Nie chciał nikogo tylko jej i chciał usłyszeć, że ona chce go równie mocno. Moment, w którym się poznali wciąż chodził mu po głowie. Nigdy nie stracił jej na tak długo. Pragnął ponownie zobaczyć jej uśmiech, ciągłą nadzieję w jej pięknych, brązowych oczach, jej lśniące, brązowe włosy i jej delikatne usta.

Kol zawsze celował wysoko, choć nie było go na to stać. Może i był czasem bez grosza, ale nigdy bez planu. Tym razem role się odwrocły. W najważniejszym momencie, kiedy stracił ukochaną nie miał pojęcia co powinien zrobić. Był więc dumny, że ktoś o nim pomyślał. Elijah wiedział, że odkąd Kol zauroczył się w Ronnie ona również należy do rodziny. Dlatego nawet kiedy nie było tego widzieć, myślał nad jej powrotem.

_____________________________________

Mam nadzieję, że spodobał wam się nowy rozdział <3

Stworzyłam playlistę na Spotify do trylogii, więc jeśli macie ochotę, możecie przesłuchać! Tutaj macie link oraz w opisie mojego profilu!

https://open.spotify.com/playlist/3slAbPthILoEoxBYuyzRfG?si=TKpywPqwRMG8WEw-cqalYw&utm_source=copy-link&dl_branch=1

_chxrrycola_

It's always gonna be you || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz