ROZDZIAŁ 6

343 27 5
                                    

Jak to mówią: nadzieja umiera ostatnia. Kol nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o swojej ukochanej. Nie mógł nawet pić bez myślenia o niej. Dla niego wszystko znaczyło nic, jeśli obok nie było Ronnie.

Był w Nowym Orleanie i miał taki widok z okna, ale w sumie mógłby być i w Mystic Falls. Nie miało to znaczenia, bo był zbyt pochłonięty spędzaniem nocy na czytaniu starych wiadomości od niej. Ona była uczuciem, którego mu brakowało. Przez które odczuwał pustke.

Próbował iść dalej, zapomnieć, lecz się wstrzymywał. Przypominał sobie jak ona o niego walczyła i on nie mógł się poddać. Nie chciał jej zawieść mimo, że wiedział iż ona wcale nie miałaby mu tego za złe. Krew, która płynęła w jego żyłach, krew Mikaelson'ów nie pozwalała mu się poddać. Nie to mieli w zwyczaju.

Kiedy tylko usłyszał kroki Elijah'y dobiegające z dołu, zbiegł po schodach aby szybko go złapać.

- Mogę pójść z tobą, bracie? - spytał, choć i tak wiedział, że nie ważne co odpowie jego brat, pójdzie.

- Nie jestem pewien czy Davina cię wpuści. Poza tym będę czekał aż rozwiąże te zaklęcie, a to może chwilę potrwać - odparł.

- Elijah, tu chodzi o Ronnie. Muszę iść. Nie mógłbym spojrzeć w lustro gdybym nie poszedł.

- Dobrze, ale obiecaj, że nie będziesz spokojny i nie wybuchniesz gniewem - rzekł.

- Obiecuję... no chyba, że będę musiał - uśmiechnął się i z bratem opuścił willę.

Przez większość drogi Kol był bardzo nerwowy. Stresował się, że Davina Claire nie podoła zadaniu, które wymyślił Elijah, a tym bardziej nie podoła wskrzeszeniu Veronicy.

- Naprawdę ją kochasz? - zapytał Elijah zbliżając się do budynku.

- Tak. Przez całe moje długie przechodzące Przez mękę życie nie czułem nic podobnego do nikogo. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, jej blask w oczach wiedziałem, że jest wyjątkowa. Nie mogę jej stracić. Nie potrafię bez niej żyć - powiedział wyobrażając sobię sylwetkę dziewczyny przed oczami.

- To się nazywa miłość bracie. Tak długo czekałem, aby ktoś odciągnął cię od ciągłego zabijania niewinnych osób. I cieszę się, że padło właśnie na nią. Veronica nie jest wyjątkowa tylko dlatego, że jest pierwszą trybrydą. Co w ogóle jest niespotykane, bo jak ona nie utraciła przy tym swoich mocy... ale dlatego, że nie poddaje się. Chcę zrobić wszystko dla osób, na których jej zależy. Nawet jeśli grozi jej śmierć. Nie ma dla niej nic strasznego. Jestem pewien, że wkrótce będziesz ponownie miał ją w swoich ramionach - przemówił. Przerwał kiedy znaleźli się pod drzwiami pokoju czarownicy. - Davino? - zawołał.

- Elijah! Wejdź! - powiedziała. - A on co tutaj robi? - dostrzegła Kol'a.

- To mój brat, Kol. Masz moje słowo, że nic ci nie zrobi. Ma dobre zamiary.

- Jesteś pewien? Jeśli zrobi coś podejrzanego nie zawaham się bronić - rzekła.

- Masz moje słowo - odpowiedział.

- No dobrze, wejdź - zaprosiła bruneta do środka.

Kol był zaskoczony wiekiem dziewczyny. Nie spodziewał się, że życie jego dziewczyny zależy od 17 latki.

- Tak, jak obiecałem, przyniosłem jedno z zaklęć mojej matki - podał jej kawałek papieru.

- Dziękuję Ci bardzo. Nie wiem jak ci dziękować - z uśmiechem przyjęła kartkę.

- Tak właściwie jest taka jedna rzecz... - wtrącił się Kol.

- Jaka, powiedz proszę - odparła brunetka.

It's always gonna be you || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz