ROZDZIAŁ 1

564 45 4
                                    

Elijah nie dopuszczał do siebie informacji, że nadzieja na nowy start dla jego rodziny może zostać zabita jeszcze przed narodzinami. To było dla niego bardzo ważne. Obiecał tej kobiecie bezpieczeństwo. Powiedział, że nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić, tymczasem jego brat próbował złamać jego słowo. Chciał, aby zabito matkę oraz dziecko. 

Brat wybiegł z krypty zaraz po Klaus'ie. Miał plan na zmienienie zdania hybrydy. Zawarł układ z Sophie Deveraux, żeby dała mu jeszcze chwilę, a na pewno się uda. 

- To podstęp, Elijah - powiedział Klaus, kiedy przed oczami zobaczył swego brata.

- Nie, bracie. To dar. Twoja szansa... nasza szansa - odparł.

- Niby na co? - zatrzymał się Niklaus.

- Na nowy start. By odzyskać wszystko, co straciliśmy. Wszystko, co nam odebrano - rzekł. - Przez naszych rodziców nasza rodzina się rozpadła. Byliśmy w rozsypce. Od tamtego czasu, wszystkim czego chciałeś. Wszystkim czego chcieliśmy, była rodzina - w oczach hybrydy pojawiły się łzy. 

- Nie dam sobą manipulować - powiedział stanowczo i zaczął iść dalej. 

Elijah nie chciał się poddać, nie mógł. Dalsze losy jego rodziny i tej dziewczyny leżały w jego rękach. Od tego, czy przekona Niklaus'a, czy też nie. Dla niego była to walka o wszystko. Bo rodzina była dla niego wszystkim.

- Nawet jeśli tobą manipulują, i co z tego? - stanął przed nim. - Przy nich ta dziewczyna i jej dziecko, twoje dziecko przeżyją.

- Zabiję każdego, co do jednego - położył ręce na barkach brata. 

- I co wtedy? Wrócisz do Mystic Falls? Wrócisz do życia jako znienawidzona i zła hybryda? Czy to naprawdę takie ważne dla ciebie, żeby ludzie drżeli na twój widok i bali się za każdym razem kiedy usłyszą twoje imię? Naprawdę jest to dla ciebie ważniejsze od rodziny i dziecka, które sam spłodziłeś? 

- Ludzie drżą ze strachu ponieważ, jestem dość silny, by wywoływać przerażenie - uniósł się. - Co da mi to dziecko? Zagwarantuje mi władzę i potęgę? 

- Rodzina jest siłą, Niklaus. Miłość, lojalność jest siłą. Właśnie to sobie przysięgliśmy tysiąc lat temu zanim życie wyrwało z ciebie resztę człowieczeństwa. Zanim ego, zło i paranoja stworzyły mężczyznę, który stoi teraz przede mną, w którym ledwo rozpoznaję mojego brata, dla którego kiedyś rodzina była wszystkim. To właśnie my, rodzina pierwotnych. Teraz pozostaniemy razem... zawsze i na zawsze. Proszę cię, zostań tu. Będę ci pomagał, będę zawsze przy tobie. Będę twoim bratem. Razem zbudujemy tu dom, jaki zbudowaliśmy zanim nas wygnano. Więc ocalmy tę dziewczynę. Ocalmy twoje dziecko - powiedział z uśmiechem na twarzy. Już był z siebie dumny, bo widział, że jego słowa wzruszyły jego brata. 

- Nie. - rzekł prosto w oczy Elijah i poszedł dalej.

- A co z twoją chęcią posiadania władzy w tym mieście. Zapomniałeś już o tym? Ratując tę kobietę pozbyłbyś się Marcela z twojej funkcji. Dowiedziałbyś się o wszystkich jego sekretach. Wszystko wróciłoby do normalności - odparł, co zaintrygowało Klaus'a. Najwyraźniej nie pomyślał o tym w ten sposób.

- To miasto było kiedyś moim domem, a podczas mojej nieobecności Marcel zyskał wszystko, czego chciałem. Władzę. Lojalność. Rodzinę. Uczyniłem go na swoje podobieństwo, a on mnie przerósł. Chcę tego, co ma. Chcę to odzyskać. Chcę być królem. 

- A co z Hayley i jej dzieckiem? - spytał spokojnie Elijah. 

- Każdy król potrzebuje następcy - Klaus przeniósł wzrok na swego brata i uśmiechnął się. - powiedz Sophie Deveraux, że mamy umowę. 

It's always gonna be you || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz