- Zasnęła - powiedział szeptem Kai, kiedy do sypialni weszła Ronnie.
- Zadziwia mnie twoje podejście do dzieci. Słyszałam o tobie kilka słów od moich rodziców i nie były to komplementy - odparła przymykając drzwi po wyjściu z pomieszczenia.
- Cóż, co mogę powiedzieć... lubię zaskakiwać - uśmiechnął się szczerze. - A ty? Co zamierzasz zrobić z tą dziewczyną?
- Z Daviną? Wypuszczę ją przy następnym zjawisku... do tego czasu chyba zdążę otworzyć oczy Kol'owi - usiadła obok Parker'a.
- Więc to wszystko dla chłopaka? I w dodatku Mikaelson'a? Musisz być naprawdę zakochana - zdziwił się.
- Zmienił moje życie... był przy mnie kiedy było mi ciężko.
- Ale teraz go nie ma... - rzekł. - Taka dziewczyna jak ty nie powinna czekać na chłopaków. To oni powinni czekać na ciebie - spojrzał jej głęboko w oczy.
- Napijmy się czegoś, tak na dobry sen - zaproponowała aby zmienić temat.
- Już o tym pomyślałem - zaśmiał się sięgając butelkę czerwonego wina zza poduszki.
W TYM SAMYM CZASIE W NOWYM ORLEANIE
"Kochana Veronico" - Kol napisał na kartce papieru po czym szybko skreślił. - Kto w dzisiejszych czasach pisze "kochana Veronico", to żałosne - zgniótł kartkę i rzucił za siebie, aby zacząć pisać od początku.
" Ronnie...
Nie do końca wiem jak zacząć ten list, może powiesz, że to głupie, bo mam ponad tysiąc lat i na pewno nie jeden pisałem. To prawda... w życiu napisałem mnóstwo listów, lecz żaden z nich nie był do ciebie. Dziewczyny, która zmieniła moje życie, zmieniła mnie, co wydawało się niemożliwe. Minął dzień odkąd Davina zniknęła. Pierwsze co zrobiłem to zadzwoniłem do ciebie. To mam już we krwi. Dzwonienie do ciebie w trudnych sytuacjach, aby usłyszeć twój kojący głos. Podobno docenia się coś, dopiero po straceniu tej rzeczy. Wczoraj straciłem dziewczynę, a i tak nie tęsknię za nikim innym, tylko za tobą. Powinienem szukać sposobu na sprowadzenie Daviny ale... ale to ciebie chcę sprowadzić z powrotem do mojego życia... to ciebie chcę widywać codziennie po przebudzeniu. Myślałem, że kocham ją... lecz teraz, gdy wyjechałaś dostrzegłem coś innego. Kochałem w niej to, że przypominała mi ciebie i że pomogła mi sprowadzić ciebie. Wciąż chcę ją ściągnąć do tego świata bo czuję, że muszę to zrobić, ale zaufam ci i zrobię to z twoją pomocą w trakcie kolejnej pełni.
Nie wiem czy to co powiem cokolwiek zmieni, lecz nie mam już nic do stracenia. Nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytasz, ale chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo cię kocham. Za każdym razem, gdy cię widzę moje serce przyspiesza. Twój dotyk, twój uśmiech, twój głos i każda twoja cecha działają na mnie, jak nic innego. Przyciągasz mnie, nawet, kiedy nie jesteś obok. Wkradasz się do moich snów, każdej nocy. Kilometry, które myślałem, że coś zmienią w moich uczuciach, jeszcze bardziej nasilają moje uczucia. Nie wiem jak przestać o tobie myśleć 24/7. W sumie to nawet nie chcę. Mam nadzieję, że masz tak samo...
Kocham cię zawsze i na zawsze,
twój na zawsze, Kol"Odłożył długopis na bok po czym zaczął czytać swój list od początku.
- Co ty do cholery napisałeś... to się nie klei - krzyczał sam na siebie.
- Do kogo ty mówisz? - zapytała przechodząc Rebekah.
- Siebie... już nie można? - dyskretnie schował kartkę papieru do szuflady biurka.
- Tylko zapytałam... wyluzuj bracie.
POZA MIASTEM
Kai i Ronnie bawili się razem świetnie. Rozmawiali na różne tematy przy butelce wina... może dwóch, które mają swoje dno. Gdy Parker poszedł, aby skorzystać z toalety, pijana już Veronoca postanowiła wykorzystać chwilę na odpoczynek... w dość leśnych warunkach, z których nie korzystała często. Zmieniła się w wilkołaka tuż po przekroczeniu progu drzwi.
Pijany wilkołak.... tego jeszcze nikt nie widział i raczej nie zobaczy jeśli akurat w tym momencie nie będzie w lesie.
- Skończył się papier toaletowy... - Kai nie zauważył nieobecności nowej przyjaciółki wychodząc z pustą rolką po papierze toaletowym. - Ronnie? - rozejrzał się po salonie, w którym ostatnio rozmawiał z dziewczyną. - Ronnie! - starał się mówić nie za głośno, aby nie obudzić dziecka. - Veronica!! - wyszedł z domu.
Dopiero, gdy nadepnął na coś, co nie było chodnikiem zrozumiał o co chodzi. Natknął się na ubrania Martin leżące tuż przy schodach tarasu. Wziął ubrania do ręki i spojrzał na znajdujący się niedaleko las.
Upewniwszy się, że Hope jeszcze śpi, zamknął drzwi i ostrożnie wszedł na teren lasu. Starał się iść jak najciszej potrafi, aby nie przywołać innych, leśnych zwierząt.
Po kilku minutach podążania ścieżką, dotarł do małego jeziorka w samym środku lasu. Odbijał się w nim blask książyca, gwiazd i... i wilk.
- Ronnie... to ty? - podszedł bliżej zwierzęcia. - To ja, Kai - mówił cicho aby nie przestraszyć wilka. - Nic ci nie zrobię... po prostu przemień się - mówił jakby było to coś łatwego.
Parker odsunął się o kilka kroków, aby dać swobodę dziewczynie. Zwierzę napiwszy się wody z jeziora odwróciło się w stronę chłopaka i zaczęło iść w jego stronę, zmieniając się w połowie.
Wstawiona trybryda nie rozumiała, że właśnie nowo poznany chłopak, z którym mieli coś ku sobie, zobaczył ją kompletnie nagą tuż po przemianie.
Kai na początku był zaskoczony zachowaniem Veronicy. Jednak po chwili podszedł do niej, spojrzał jej głęboko w oczy. Uniósł rękę powoli do góry i zgarnął jej długie, brązowe włosy za ucho tym samym odsłaniając twarz dziewczyny.
Opuszczając rękę, sunął delikatnie dłonią o ciało dziewczyny, co przyspieszyło bicie jej serca. Parker złapał ją za rękę i powoli zaczął ją prostować, aby później móc położyć na jej rękach złożone ubrania.
- Ubierz się, jest zimno - powiedział troskliwie, po czym odwrócił się, by Martin czuła się bardziej komfortowo. Po chwili ciszy, którą rozweselał dźwięk świetlików, Ronnie szturchnęła chłopaka, aby zasygnalizować mu, że jest już ubrana i może się odwrócić.
- Chodźmy do domu - odparła krótko, pijanym głosem.
Wyruszyli w stronę domu, który był kilka metrów dalej. Gdy wyszli z lasu i teren zmienił się na równy, trybryda potknęła się z wiadomego powodu (w końcu dwie, puste butelki wina o czymś świadczą).
- Uwaga! - krzyknął Kai ratując dziewczynę przed upadkiem.
Ich twarze znalazły się naprawdę blisko siebie. Dzieliło ich tylko kilka milimetrów przestrzeni. Jego niebieskie oczy odbijały się w jej ciemnych, brązowych oczach. Jego zła strona, której tak wszyscy się bali, przy niej znikała. Nawet gdyby chciał być dla niej tym ironicznym, podłym Kai'em Parker'em, który zabił całą rodzinę... nie mógł. Jej upadek był idealnym pretekstem do pocałunku, który nie wyjdzie z jego strony.
Nie rozumiał dlaczego. Jeszcze nigdy nie doświadczył tego uczucia, które zabijało jego złą stronę od środka, co mu się nie podobało.
Kiedy wreszcie doszli do domu, Kai odprowadził Ronnie do samego łóżka. Cały ciężar jej ciała i samo jej ciało spoczywało na jego umięśnionych rękach. Położył ją na łóżku i był gotowy odejść.
- Kai - zawołała, co spowodowało, że chłopak się wrócił.
- Tak? - zapytał już zmęczonym, śpiącym głosem.
Veronica nie odpowiedziała, po prostu wychyliła się z łóżka, przybliżyła się do Parker'a i go pocałowała.
Ujęła jego twarz w swoich rękach, a on swoje ręce położył na jej talii, powoli sunął ją niżej. Niby był zaskoczony, a jednak w głębi duszy miał nadzieję, że ten moment w końcu nadejdzie.
CZYTASZ
It's always gonna be you || Kol Mikaelson
VampirosDruga część dylogii 𝙏𝙝𝙚 𝙑𝙖𝙢𝙥𝙞𝙧𝙚 ~I've always put my family first and that's just the way it is~ _______________________________________ ©️ IKStranger - 𝑙𝑖𝑝𝑖𝑒𝑐/𝑔𝑟𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛́ 2021 ✔︎