Rozdział 11

25 1 0
                                    


Po jakimś czasie spędzonym, w Holmes House Lilian i Sherlock bardzo się do siebie zbliżyli. Przez pierwsze kilka dni prawie nie wychodził z pokoju, Pani Holmes przynosiła im jedzenie, a on opowiadał jej o sprawach kryminalnych jakie rozwiązał, czytał jej „bridgertonów", zmieniał jej opatrunek, i spał przy niej. Dopiero po miesiącu gdy wreszcie wstała na nogi mogli trochę od siebie odpocząć jednak Holmes dalej pilnował ją bojąc się czy aby rana z powrotem się nie otworzy. Siedziała, w fotelu, sama, w ciemnym pokoju oświetlana jednie przez kominek, Państwo Holmes wyszli na zakupy, a Sherlock gdzieś się rozpłynął. Patrzyła się, w płomienie myślami będąc przy tych wszystkich dniach gdy byli nierozłączni. Nagle na swoim ramieniu poczuła czyjąś dłoń, znajomy zapach cytryny i mięty sprawił, że momentalnie go rozpoznała.

- Jak się czujesz?-zapytał biorąc rękę, z jej ramienia.

- Lepiej.-odpowiedziała po czym wstała, z fotela i podeszła do niego. Stali przed sobą, w ciszy przez jakąś chwilę. Nagle Holmes nieśmiało i delikatnie dotknął jej talii i owinął wokół niej swoje ręce, jej oddech przyśpieszył, źrenice się rozszerzyły. Złożył na jej ustach delikatny z początku pocałunek jednak gdy go odwzajemniła zdawał się całkiem ich pochłaniać. Jego dłonie powędrowały na jej plecy, a jej ręce wczepiły się, w jego koszulę. Byli sobą urzeczeni, odchyliła się do tyłu pozwalając mu złożyć delikatne pocałunki na swojej szyi, i w tym momencie drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Pani Holmes.

- Sherlocku Wiliamie Scott Holmes. Teraz się będziesz tłumaczył.-powiedziała starsza kobieta wskazując Holmesowi kuchnię.

- Ja też?-zapytała Lilian.

- Ty młoda panno nie masz, z czego. To on ma z czego bo nazwał cię tylko współlokatorką.-fuknęła Pani Holmes, a Sherlock jak potulny baranek ruszył za nią do kuchni. Lilian roześmiała się serdecznie. Usiadła, w fotelu z powrotem i tak czekała dopóki Holmes nie wróci. Jednak nagle usłyszała trzask drzwiami, a Pani Holmes rzuciła salwę przekleństw. Zaciekawiona wyszła, z pokoju i pokierowała się do kuchni.

- Co się stało?-zapytała widząc Panią Holmes, w stanie furii.

- Sherlock nigdy nie był zwyczajny, zawsze bał się uczuć. Ty naprawdę go otworzyłaś, on cię kocha, ale się tego boi. Spróbuj go znaleźć, w ogrodzie, zazwyczaj tam się chowa.-powiedziała Pani Holmes, a Lilian wyszła z domu i pokierowała się, w stronę ogrodu, który był imponujący. Szybko znalazła Holmesa, ale coś jej nie grało, coś było nie tak.

Sherlock leżał skulony pod wierzbą płaczącą. Wyglądało jakby nie żył.

Uklękła szybko i sprawdziła co się stało. Holmes miał gorączkę i cały się trząsł, nie wyglądało to jednak na przeziębienie. W, łokciu widniało świeże wkłucie po strzykawce.

Z trudem podniosła Sherlocka i zaniosła do sypialni. Otworzył oczy, ale nie dał rady wstać, tylko spojrzał na nią z mieszaniną strachu i zadowolenia. Nigdy nie widziała go, w takim stanie. Usilnie zaczął wpatrywać się, w sufit jakby coś tam obserwował. Mruczał sam do siebie. Sama zaczęła trząść się z przerażenia.

- Coś ty zrobił?- powiedziała siadając koło niego i ujmując go za rękę.

- Moriarty- powiedział i zasnął. Położyła się koło niego i usnęła prowadzona zapachem cytryny i mięty i jego miarowym oddechem. Obudził ją dźwięk padających filiżanek. Zerwała się na równe nogi i zobaczyła jak Pani Holmes zbiera z ziemi potłuczone kubki. Ku jej zdziwieniu Sherlocka już nie było.

- Gdzie jest ten idiota!- wrzasnęła powodując u Pani Holmes jeszcze większe zdziwienie. Nagle w drzwiach pojawił się Sherlock, a ją opanowała złość.

The Queen of the mind palaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz