Rozdział 2

27 2 0
                                    


Kiedy byli w połowie drogi zauważyli trzy, cztery karetki i straże pożarne jadące na Baker Street. Zanim John zrozumiał co się dzieje, ona już pędziła najszybciej jak mogła, mimo, że Holmes był dupkiem to jednak czuła, że jest w nim coś więcej i nie zasługiwał na tak przedwczesną śmierć. Jakiś policjant odsunął ją, ale ona wyrwała się i popędziła przez rozwalony budynek. Wbiegła do mieszkania najszybciej jak się da i znieruchomiała. Wszystko było w jak najlepszym porządku, a Sherlock jakby niby nic siedział sobie i rozmawiał z jakimś mężczyzną.

- Do jasnej cholery.- powiedziała zdyszana, spoglądając z zniecierpliwieniem na Holmesa. Oczekiwała od niego wyjaśnień jakim cudem Baker Street nie ucierpiało, w wybuchu. Chroni je jakaś tajemnicza kopuła czy co?

- Opanuj się Lilian.-powiedział Sherlock nawet na nią nie patrząc. Najwyraźniej nie doczeka się wyjaśnień, ale frustracja zachowaniem Holmesa była silniejsza od zdrowego rozsądku.

- Opanuj się?! Opanuj?! Ja ci dam opanuj. Myślałam że nie żyjesz! Czy ty naprawdę myślałeś, że nikogo nie obchodzisz?! Jesteś dupkiem, ale to nie znaczy, że wszyscy mamy cię gdzieś!- krzyknęła, podeszła do niego i z całej siły dała mu w twarz. Ku jej zadowoleniu na jego twarzy pojawił się wyraz szoku. Wreszcie zobaczył, że nie jest nikim. Zaraz jednak poczuła gdzieś głęboko wyrzuty sumienia. Spod przymkniętych powiek spojrzała ukradkiem na Holmesa, który miał wzrok wbity, w ziemię. Najwyraźniej przesadziła.

- Złotą rybkę, tak?- powiedział drugi śmiejąc się, podszedł do niej - Mycroft Holmes, starszy brat Sherlocka.

- Lily Bridge.-powiedziała i uścisnęła dłoń Mycrofta. Był niższy od Sherlocka i o ile to możliwe bił od niego jeszcze większy chłód. Zaczęła się zastanawiać czy to aby nie rodzinna cecha Holmesów.

Nagle do pokoju wbiegł John, widząc zszokowaną minę Sherlocka zatrzymał się i ze zdumieniem spojrzał po wszystkich zgromadzonych w pokoju po czym zszedł na dół do Pani Hudson, a Mycroft opuścił pokój.

- Przepraszam, ale po prostu martwiłam się.-powiedziała widząc jak Sherlock ociera rozwaloną wargę z której ciekła krew. Nie wiedziała co zrobić. Sherlock nagle zwrócił, w jej stronę wzrok, a w jego oczach po raz pierwszy nie zobaczyła chłodu, a coś na wyraz współczucia.

- Nic nie szkodzi, to ja powinienem cię przeprosić.-powiedział po jakimś czasie przerywając napięcie między nimi jakie narastało potęgowane ciszą.

- Nie rozumiem skąd, w tobie taka nagła zmiana.-powiedziała siadając na fotelu naprzeciwko.

- Zaufałem ci gdy stało się jasne, że nie wiedziałaś o wybuchu.-powiedział Holmes po czym zamilkł. Ona natomiast była tak zdziwiona, że nie dała rady niczego powiedzieć. W, zamian tego wpatrywała się, w niego z wyrazem osłupienia, na bladej twarzy. Oświetlało ich tylko nikłe światło kominka, tworzyło to niezapomniany nastrój, tajemnicy jaka ich otaczała ze wszystkich stron. Po długim czasie odezwał się Holmes, tym razem, w jego głosie nie słyszała już wrogości, a jedynie zwyczajny ton głosu jakim zwracał się do Lestrada.-Nie mów, że aż tak cię to zdziwiło. Doprawdy czasem jesteś przekomiczna. I skończ rozdziawiać buzię.-powiedział po czym zwrócił wzrok, w stronę kominka. Płomienie tworzyły swoisty teatr, w który nieustannie były wpatrzone oczy Holmesa, a osłupienie na twarzy Lilian zniknęło. Siedzieli, w ciszy będąc wsłuchani, w dźwięki przyrody zza otwartego okna i trzaskanie kominka. Po jakimś czasie Lilian wstała z fotela i zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Gdy zamknęła je za sobą osunęła się powoli po ścianie i wpatrzona, w pusty pokój zastanawiała się co tak właśnie tu robi i kim tak naprawdę jest Sherlock Holmes.

The Queen of the mind palaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz