Rozdział 14

19 1 0
                                    


Obudziła się w jego ramionach, lekko szturchnęła go w łokieć.

- Co?- powiedział nie otwierając oczu, a na jego twarzy pojawił się uśmiech spowodowany myślą, że już zawsze będzie się budził i zasypiał przy niej. Była całym jego światem, była jego własną zagadką, była jego nadzieją na lepsze życie.

- To dziś. Ślub Johna i Mary.- na jej słowa wyskoczył z łózka jak oparzony i szybko zaczął zbierać się.Kiedy wyszedł ona ubrała turkusową suknię sięgającą jej aż do kostek i białe szpilki. Wyszła i spojrzała po pokoju, Sherlock już stał w drzwiach czekając na nią. Kiedy zajechali na miejsce Sherlock odebrał sms, a ona spojrzała zaciekawiona przez jego ramię. „Tik, tak, Czas leci Sherlock, a ja nie jestem zbyt cierpliwy, masz czas do końca dnia żeby zniknąć, albo zabiję twoją ukochaną Lily- J.M". Zawrócił w stronę taksówki, a ona poszła za nim. Chciała zostać na weselu Johna i Mary i nie robić im przykrości, ale w tej chwili najważniejszą dla niej sprawą było to jak Sherlock poradzi sobie w tej sytuacji. Kiedy zajechali i weszli do mieszkania, a on opadł bezsilny na krzesło. Usiadła koło niego. Chwycił ją za rękę i spojrzał jej głęboko w oczy. Było w tym spojrzeniu coś co świadczyło o ufności jaką jej okazywał. Ona też ufała mu bezgranicznie. Wiedziała, że robi to bo ją kocha, bo chce ją chronić. Ostatni raz ich usta złączyły się, w pocałunku pełnym uczuć, tęsknoty jaką czuła wiedząc, że on za niedługo zniknie na jakiś czas, a z jej oczu popłynęły łzy. Otarł je dłonią tak delikatnie jakby bał się że ją zrani.

- Sherlock- zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.

- Wiem, ale muszę zniknąć. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało.- kochał ją, nie mógł pozwolić Moriartiemu jej skrzywdzić- nie będzie mnie zaledwie dwa lata.-dodał

- To jak wieczność.- powiedziała i znowu go pocałowała, a on odwzajemnił pocałunek, po jej ciele przebiegł przyjemny dreszcz i zapragnęła aby ta chwila trwała wiecznie. Jego ręce objęły jej talię i zacisnęły się na niej chcąc zatrzymać ją jak najdłużej przy sobie nie chcieli się rozstawać, lecz wiedzieli, że muszą. Powoli oderwali się od siebie patrząc, w swoje oczy, z tęsknota jakiej nigdy nie byli świadomi, a jaką czuli, w tym momencie.

- Wiem, ale muszę.- pierwszy raz widziała jak płacze. Z jego oczu popłynęły łzy.

- Ja wolę zginąć niż cię stracić.- powiedziała

- Nie tracisz mnie. Zniknę na dwa lata, a potem wrócę.-powiedział i ubrał płaszcz. Wstała i zaczęła ubierać swój płaszcz.- Co robisz?-dodał zakładając szalik.

- Albo znikniemy razem, albo żadne z nas.-powiedziała stanowczo.

- Lily- nigdy nie mówił do niej zdrobnieniem. Zawsze była nazywana Liliann lub Liliann Bridge. Zdziwiło ją jeszcze bardziej to co powiedział później- Kochanie, zrozum...nie możemy razem zniknąć bo wtedy Moriarty zrozumie, że to podstęp.

- Zostań jeszcze na chwilę.

- Dobrze.- z powrotem zdjął płaszcz i usiadł koło niej na łóżku po czym położył się i objął ją. Chwyciła jego ręce kurczowo chcąc żeby został jak najdłużej, a najlepiej żeby w ogóle nie odchodził- zostanę jeszcze chwilę.

- Chwilę?-zapytała, a głos drżał jej od płaczu. Przesunął dłonią po jej włosach.

- Zamknij oczy.-powiedział, a ona go posłuchała. Kiedy się obudziła jego już nie było. Na stoliku leżała kartka z wiadomością.

Wiem, że inaczej zatrzymałabyś mnie. Wrócę za dwa lata.

- S.H

Stanowczym ruchem podeszła do telefonu i wykręciła numer Mycrofta.

- Halo?-głos był znudzony

- Mycroft, jerzeli zaraz nie dasz mi porozmawiać z Sherlockiem gwarantuję ci, że choćbym miała wykopać drzwi do twojego apartamentu i rąbnąć cię w ten głupi łeb to zrobię to.-w jej głosie było słychać gniew.

- Z kimś mnie Pani pomyliła,u mnie go nie ma.-powiedział Mycroft.

-Nie łgaj mi tu. Umiem wyczuć kiedy ktoś kłamie.- powiedziała

- Kim jesteś?-zapytał

- Liliann Bridge, narzeczona twojego brata.-po tym zdaniu nastąpiło długie milczenie,a po chwili usłyszała znajomy głos.- Wracaj.-dodała

- Nie mogę- powiedział, a w jego głosie było słychać smutek.

- Dobrze w takim razie ja przyjdę do ciebie.-powiedziała

- Nie.-odłożyła słuchawkę , nie miała zamiaru go słuchać.

Nawet nie ubrała płaszcza. Wyszła w piżamie, było jej zimno, ale szła dalej. Wiatr muskał jej włosy, a policzki stały się czerwone. Było jej zimno, lodowato, ale musiała tam dotrzeć. Zapukała do drzwi,a kiedy jej otworzył upadła. Była słaba.

- W piżamie?- zapytał z niedowierzaniem i wziął ją na ręce.

- Musiałam tu dotrzeć zanim znikniesz.-powiedziała i zamknęła oczy. Jakby z daleka słyszała podniesione głosy Sherlocka i Mycrofta.

- Coś ty narobił? Ona cię osłabia.- mówił Mycroft

- Mógłbym to samo powiedzieć o twojej współpracowniczce.- Powiedział Sherlock roztrzęsionym głosem.

- Nie mieszaj do tego Anthey!- krzyknął Mycroft po czym dodał- poza tym ja nie byłem na tyle głupi, żeby się oświadczyć.

Poczuła jak Sherlock kładzie ją na kanapie. Chwyciła go za dłoń i otworzyła oczy. Obraz był zamazany. Jego dłoń dotknęła jej głowy.

- Pomóż nam.- słyszała jakby z oddali jego głos. Nagle ktoś podał telefon, ze słuchawki było słychać głos Johna, wszystko działo się tak szybko, świat zaczął wirować, a ona sama zapadła w ciemność. Kiedy się obudziła była zbyt słaba aby wstać jednak zauważyła, w koncie sali Sherlocka i Johna. Holmes podbiegł do niej od razu.

- Nie, nie wstawaj kochanie.-powiedział ujmując jej dłoń.

- Musicie iść.-powiedział nagle Mycroft, którego wcześniej nie zauważyła.

- Oczadziałeś? Widzisz, w jakim ona jest stanie?-zapytał Sherlock patrząc na brata niemal z obłędem, w oczach.

- Nie, Sherlock. Nie oczadziałem, wyjdźcie.-powiedział Mycroft otwierając im drzwi. Sherlock delikatnie wziął Lilian na ręce mimo jej licznych protestów. Gdy wyszli otoczyło ich zimne powietrze, które uderzyło, w ich twarze z impetem. Dotarli do domu i dopiero wtedy Holmes pozwolił jej stanąć na nogi.

- Zegnaj, pamiętaj, że zawsze cię kochałem i nie przestanę cie kochać.-powiedział i opuścił Baker Street zostawiając ją samą. Wybiegła za nim jednak jego już nie było. Zdała sobie sprawę gdzie mógł się udać. Biegła ile sił, w nogach. Znalazła go na dachu szpitala.

- Jest inne wyjście.-powiedziała przez łzy.

- Nie ma innego wyjścia.-odpowiedział po czym skoczył, upadła na kolana i przeraźliwie wrzasnęła, w boleści. Podeszła do krawędzi i powoli wystawiła jedną nogę za, zachwiała się i spadła. Przed jej oczami pokazały się wszystkie chwile jakie razem przeżyli. Uderzyła z głuchym łoskotem o płytki chodnika i wydała ostatnie tchnienie. Tymczasem Sherlock nie wiedział, że jego plan pociągnął za sobą tak ogromne straty. Gdy usłyszał trzask z powrotem wrócił na miejsce gdzie miał rzekomo nie żyć. Widok jaki zobaczył sprawił, że ogarnęła go rozpacz. Lilian leżała na chodniku bez życia, z rozwaloną głową, krew ściekała po jej bladej twarzy, a usta były sine.

- Nie!-wrzasnął z boleścią, w głosie. Wszedł jeszcze raz na dach szpitala i tym razem skoczył naprawdę. Nie mógł znieść boleści życia bez niej. Gdy spadł na chodnikowe płyty wydał ostatni oddech.  

The Queen of the mind palaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz