Rozdział 7

23 1 0
                                    


Gdy zszedł na dół zatrzymała go Pani Hudson. Nie chciał spojrzeć jej w oczy, nie potrafił nikomu spojrzeć, w oczy po tym co zrobił.

- Nie chciałem jej skrzywdzić.-załkał, a Pani Hudson podeszła do niego i objęła go serdecznie.

- Wiem synku, wiem. Może wyjedziecie do twoich rodziców za miasto? Tam byłaby bezpieczna.-powiedziała Pani Hudson tonem matki. Bardzo było jej żal Sherlocka i tego jak cierpi. Mimo że nie był jej biologicznym dzieckiem traktowała go jak swojego syna.

- Ona nie chce mnie znać.-załkał znowu Sherlock, jego serce pękło na pół.

- Nie, ona cię kocha skarbie, ale jest zagubiona.-powiedziała Pani Hudson. Sherlock odetchnął głęboko i zamknął oczy chcąc uspokoić się na tyle aby, w pełnej gotowości mógł stanąć przed Lilian. Widział przed oczami tylko roześmianą i promienną twarz Lilian, brązowe oczy świeciły radością, a nie nienawiścią i smutkiem. Chciał ją znowu taką widzieć, taką jaką ją poznał. Otworzył oczy po chwili i ruszył jasno oświetlonym korytarzem, po drewnianych, lekko skrzypiących schodach do salonu gdzie ją zostawił. Gdy wszedł otworzył usta żeby obwieścić wszem i wobec pomysł Pani Hudson, ale od razu je zamknął widząc, że Lilian zasnęła. Nogi miała wyprostowane, na kolanach widniały otwarcia i sińce. Ręce rozrzuciła niedbale po kanapie, na dłoniach widać było rany, a na nadgarstkach otarcia po linie. Natomiast na niezmąconej spokojem twarzy widniały sińce i lekkie rany. Podszedł do niej powoli i przyjrzał się jej. Jednak nienaturalna bladość jej cery zaniepokoiła go, po jej czole spływały krople zimnego potu. Nie było to dobrą oznaką. Ze strachem lekko odwinął koc, którym była przykryta i ledwo powstrzymał okrzyk przerażenia gdy zobaczył na jej brzuchu krwawą plamę. Odlepił bluzkę, która przyschła od krwi. W, tym momencie jej twarz wykrzywił grymas bólu i już zaczęła otwierać oczy.

- Szz..-uciszył ją po czym pogładził po włosach. Była zbyt słaba, żeby go rozpoznać. Na powrót zamknęła oczy rozchylając lekko usta. Bał się o nią straszliwe, nie chciał jej stracić. Sięgnął po bandaż i lekko owinął jej talię uciskając ranę tak jak nauczył go Watson. Nie chciał jej zostawiać, wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Była jednocześnie tak krucha i tak silna. Delikatnie położył ją na łóżku, poruszyła się nieznacznie, jej twarz znowu wykrzywił grymas bólu. Powoli położył się obok niej i ujął jej dłoń. Nie wiedząc kiedy zasnął jednak spał na tyle czujnie, że każdy najmniejszy ruch i każdy najmniejszy odgłos jaki wydała momentalnie go budził i stawiał do pełnej gotowości. Od dziś poprzysiągł sobie za cel chronić swoją Lilię.

The Queen of the mind palaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz