6.

888 91 41
                                    

Blondyn usiadł wygodnie w nogach łóżka bruneta z gitarą na kolanach.

- Ta piosenka przypomina mi o tobie Gogy. - uśmiechnął się delikatnie i zagrał pierwsze akordy. Po chwili dołączył jeszcze swój głos.

I am not the only traveler

Who has not repaid his debt

I've been searching for a trail to follow
again

Take me back to the night we met

Grając spoglądał na twarzyczkę przyjaciela. To, co czuł do tego chłopaka... Sam tego nie rozumiał.

And then I can tell myself

What the hell I'm supposed to do

And then I can tell myself

Not to ride along with you

Zaśpiewał piosenkę do końca i położył się ostrożnie obok George'a. Zaczął coś gadać nie wiadomo czy do siebie, czy do niego. Był wycieńczony po prawie nieprzespanej nocy. Nawet nie widział, kiedy zmożył go sen.

★★★

Obudziła go kilka godzin później mama bruneta.

- Idź do domu kochanie. Przesiedziałeś tu prawie cały dzień. - powiedziała łagodnie. Blondyn wolał jeszcze zostać, ale jednocześnie nie chciał się sprzeczać z kobietą.

- Pa Gogy... - szepnął ściskając lekko jego chłodną rękę. Zabrał gitarę i wyszedł. Pogoda dopisywała i on sam o dziwo też czuł się dobrze, co w ostatnich dniach stawało się rzadkością. Z każdym dniem widok przyjaciela - w takim, a nie innym stanie - mniej go zaskakiwał. Trzeba żyć w nadziei.

★★★

Wieczorem - jak codzień - przyszedł do ,,zamku" i usiadł na balkonie patrząc na zachód słońca. Niby zwyczajne zjawisko, nic specjalnego, ale dla Dreama oznaczało coś więcej. Przypominało mu George'a i wszystkie spędzone z nim chwile. Różowawe chmury przywodziły na myśl rumieńce chłopaka, pomarańczowe odcienie kojarzyły mu się z ciepłem, jakie biło od jego przyjaciela. Gdy patrzył zaś na słońce coraz bardziej chylące się ku horyzontowi, widział w nim uśmiech - najcudowniejszy ze wszystkich.

Niestety - każdy zachód się kończy. Zapada noc. Po części tak jest też z życiem. Za dnia odczuwamy radość, jesteśmy jak słońce, ale im później tym gorzej się czujemy. Ból i wspomnienia powracają codziennie ze zdwojoną siłą i nieważne jak dobry by nie był dzień, noc zawsze wyciąga na wierzch ludzkie koszmary. Otacza nas, zamyka niczym w szklanej pułapce. Może tego nie przyznajemy, ale boimy się tej nocy. Chcielibyśmy, aby trwał wieczny dzień, jednak słońce musi ustąpić miejsca księżycowi. Takie jest życie: dobre momenty czasem ustępują miejsca złym i na odwrót - taka kolej rzeczy.

Z zapadnięciem zmroku Dream momentalnie posmutniał. Słońce zgasło, tak jak jego osobiste słoneczko - George. Nawet, kiedy w dzień patrzył optymistycznie, to w nocy nie potrafił odnaleźć w sobie żadnej iskierki nadziei. Wyrył tylko na ścianie kolejną linię - kolejny dzień bez niego. Wracał po raz kolejny sam przez ciemny las oświetlany tylko nikłym światłem księżyca, wypatrując z utęsknieniem lamp ulicznych i jasnych okien w domach. Ludzie siedzący w nich byli szczęśliwi tak, jakby ich życie było stale oświetlane przez ciepłe, letnie słońce. Nad blondynem roztaczała się ciemność, którą mógł rozświetlić tylko George. Chłopak zaczął się wtedy na poważnie zastanawiać co tak naprawdę czuje do swojego przyjaciela. Dlaczego za każdym razem patrząc w jego piękne brązowe oczy na twarzy pojawiał mu się uśmiech? Czemu tak uwielbiał go przytulać, przebywać z nim, a za każdym razem stojąc obok chciał go pocałować? Nie wiedział. A może wiedział, tylko nie chciał dopuścić do siebie tej myśli? Wiedział, tylko nie potrafił się sam przed sobą do tego przyznać? Prawdopodobnie.

Przekroczenie progu pokoju oznaczało ból. Opadł na łóżko nie widząc sensu życia. Ile będzie musiał czekać? A co jeśli będzie czekał bardzo długo, a George... Nie, nawet nie potrafił o tym pomyśleć. Nie przeżył by czegoś takiego. Jego jedyną odskocznią w takich momentach była muzyka. Włączał ją i znajdował się w innym świecie. Znikały emocje, wspomnienia, liczyła się tylko ta chwila, tylko ta jedna piosenka. Nucił w głowie znajomą melodię próbując uspokoić oddech. Starając się przekonać samego siebie, że wcale nie umiera. Tak wiele myśli go dręczyło sprawiając wrażenie, jakby płuca przestawały funkcjonować a serce podchodziło do gardła tłucząc się szaleńczo.   Dream czasami lubił swoje ataki paniki. Trudność sprawiał mu każdy oddech, czuł jakby się dusił.  Miał wrażenie, że umiera i bał się tego. Płakał, trząsł się, myślał, że to koniec. Trwało to często bardzo długo, ale później  ustępowało. Nie było już nic. Pustka? A może po prostu spokój? To uczucie wypełniało go całe. Coś jakby ulga. Właśnie to uczucie kochał, bo nie musiał dłużej się męczyć. A później po prostu zasypiał i budził się następnego pięknego ranka.

Znowu świeciło słońce.

~ last sunset ~  dnf ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz