4. Poderwij dziewoje, przeleć kawalera.

1.5K 104 48
                                    

Lekcje dobiegały końca, lecz ja nadal nie potrafiłem poukładać sobie niczego w głowie. Czy to wszystko naprawdę musi być takie problematyczne? Pomyśleć, że jakbyśmy nie poszli do tego sklepu, to w domu nic by mu się nie stało.

— Kirishima? — usłyszałem znajomy mi głos. Popatrzyłem na jego właściciela, odrywając się od pakowania książek do plecaka.

— Hm?

— Możemy no wiesz... pogadać? — zapytał, odwracając wzrok.

— Pewnie — oznajmiłem, wkładając ostatni zeszyt do torby i zarzucając ją na jedno ramię.

Oboje wyszliśmy z sali i w milczeniu udaliśmy się po kurtki. Pogoda dziś była bardzo porywista, a suche liście w kolorach brązu, roznosiły się po całym chodniku na wietrze. Bez kurtki raczej by się nie obeszło.

Po chwili oboje wyszliśmy i udaliśmy się ścieżką do głównej bramy. Chłopak przez jakiś czas unikał mojego spojrzenia i rozglądał się po krajobrazie, który malowała jesień. W końcu jednak zainicjował rozmowę.

— To w schowku na miotły... nie bierz tego do siebie. Te pieprzone słowa same nasuwały mi się na język i nie mogłem ich powstrzymać — wydusił na jednym oddechu. Spojrzałem na niego, cicho śmiejąc się z jego zakłopotania.

— Spokojnie — oznajmiłem. — Wiem, że to wczoraj to nie byłeś ty... tak samo dziś. Zazwyczaj tak się nie zachowujesz... — podrapałem się nerwowo po karku, patrząc na czubki swoich butów. — Powiedz, możesz poprawić tą kartkówkę?

— Mogę. A ty możesz nie zmieniać tematu? Gryzie cię coś przez ten cały czas.

— Po prostu... skoro ten dar działa w ten sposób na emocje, to... nie, to głupie, nie ważne.

— Zawsze mówisz głupie rzeczy, więc mów — stwierdził, zatrzymując się u podnórza bramy.

— No bo... ty coś do mnie czujesz? — zapytałem, niepewnie podnosząc wzrok na blondyna stojącego naprzeciw.

— C-co?! — wrzasnął, robiąc się trochę czerwony. Sam nie wiem czy ze złości czy ze zawstydzenia, lecz po jego minie chyba można uznać, że ze złości.

— Mówiłem, że to głupie — mruknąłem pod nosem i zacząłem iść w swoją stronę.

Po co w ogóle o to pytałem? Czego ja się spodziewałem? Że rzuci mi się w ramiona i powie „tak, Eijiro, kocham cię"? Marne marzenia. Marniejsze niż moje stopnie z matematyki.
Szedłem chodnikiem w kierunku swojego mieszkania, kopiąc przy tym kamień. Sam nie wiem dlaczego sobie na to zasłużył, ale leżał tak na chodniku, więc kto by go nie zaczął kopać? Zastanawiałem się czy Eiko już będzie w domu. Miałem zjeść coś na mieście, ale może mi się poszczęści ją zastać w mieszkaniu. W sumie, to i tak muszę się przebrać, choćbym miał coś jeść poza domem. Nie będę paradował po całym mieście w szkolnym mundurku.

W końcu znalazłem się pod moją klatką. W oknie ślęczała już ta od telewizora i wiadomości, które na nim idą 24/7. Pewnie czeka, żeby mnie przypilnować z zamykaniem drzwi. Niech tylko zacznie ze mną jakąkolwiek konwersacje, a nimi trzasnę.

— Witam młody panie Kirishima. — usłyszałem, gdy tylko pojawiłem się w zasięgu jej wzroku.

— Ta, dzień dobry — wymamrotałem, szukając kluczy w kieszeniach spodni.

— Jak ci minął dzień w szkole? Poderwałeś jakąś dziewoje? — zapytała z entuzjazmem.

— Chyba dobrze — odparłem, by ją zbyć i zacząłem przymierzać klucze do zamka.

We fucked, Bakugo || kiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz