9. Kats, nie jesteś zły?

960 86 57
                                    

Nie miałem pojęcia gdzie jedziemy, czy chociażby do kogo jedziemy. Szpital nic mi nie mówił, bo nikt z mojej rodziny w nim nie przebywał. Bynajmniej do dziś.

Od razu po zaparkowaniu, mężczyzna z pośpiechem wysiadł z auta i popędzał mnie aż pod same drzwi od budynku. Wtedy jeszcze śmiałem myśleć, że chodzi o tą milutką panią z recepcji, bo o kogo innego mógłby się aż tak zamartwiać. Skoro mają romans, to logiczne, że musi jej pilnować, nie? Choć moje myślenie było błędne, a uświadomiła mi to rozmowa mojego ojca z pielęgniarką.

— Gdzie ona jest?! — wrzasnął ciemnowłosy, wpadając z pośpiechem do budynku.

— Pana nazwisko..?

— Kirishima.

— Sala operacyjna.

— W którą stronę? — odparł poważnie, lecz z widocznym zdenerwowaniem.

— Proszę opanować nerwy. Nie jestem w stanie pana tam wpuścić — powiedziała spokojnie blondynka, gestykulując rękami.

— To moja żona — na całym holu zapanowała cisza, przez którą echo dobitnie odbijało te słowa. Jego.. kto?

Momentalnie osłupiałem. Moje nogi zrobiły się jak z waty, a całe ciało oblewał gorąc i chłód na zmianę. Jego żona. Moja mama. Powiedziałem jej takie okrutne słowa, a teraz nawet nie wiem, czy wyjedzie stamtąd żywa. Jestem durniem. Cholernym durniem.

Znów zrobiłem coś głupiego. Znów nie pomyślałem. Dlaczego zawsze zrobię coś bez namysłu, a potem męczą mnie wyrzuty? Dlaczego jestem aż taki głupi?!
Chwyciłem się za głowę, kurczowo ją ściskając i zgrzytając zębami. To nie może być prawda. Pomylili ją z kimś. Przecież.. no tak, przecież chciała mi coś powiedzieć, gdy wtedy jej wszystko wygarnąłem, ale jej nie wysłuchałem. Powiedziałem, co myślałem i najzwyczajniej w życiu zostawiłem ją samą z tym wszystkim. Przez całe życie była dla mnie oparciem, a teraz odstawiam takie szopki, zamiast jej się odwdzięczyć. To tak cholernie niemęskie.

— Eijiro, usiądź — natłok myśli w mojej głowie rozwiał ten sztywny i pozbawiony emocji głos.

Spojrzałem na mężczyznę, który przed chwilą szalał, bo zadzwonili do niego w sprawie żony, a teraz spokojnie siedział na krześle przy ścianie. Jego wzrok już nie był pełny przerażenia, a wyraz twarzy nie dawał po sobie znaków jakiegokolwiek uczucia. Wszystko wróciło do normy w tak szybkim czasie. On naprawdę nie ma uczuć.

Usiadłem obok niego, choć nie uśmiechało mi się siedzieć obok kogoś, kto już zapomniał co właśnie się stało. Jakim sposobem tak szybko się opanował? Nie wyglądał nawet na zmartwionego, choć przed chwilą był w stanie kupić ten cały budynek i pozwalniać każdego, kto go nie słucha.

Moja głowa przywarła do zimnej ściany. Nie miałem pojęcia czemu moja rodzicielka się tutaj znajduje. Nie wiedziałem o co chodzi ani co się dzieje. Żyłem nadzieją, że ktoś w końcu wybiegnie zza drzwi, za które nikomu nie można wchodzić i opowie o całej sytuacji. I tak aż do szesnastej, o której zaczynało robić się ciemno.

Przez szklane wejściowe drzwi można było zauważyć lampy, które niedawno się zapaliły i cienie stojących koło nich ławek. Siedzieliśmy tu już z pare godzin, a jedyne czego się dowiedziałem, to to, że nie mogą narazie udzielić żadnych informacji. Szpitalny zapach przyprawiał mnie o mdłości, a moja głowa wydawała się być cięższa niż zazwyczaj. Czułem, że powoli odpływam, choć wcale nie było mi wygodnie.
Nagle coś mnie szturchnęło. Powoli otworzyłem oczy i uniosłem jeszcze lekko zamglony wzrok na sylwetkę kogoś przede mną. Czy to był..? To niemożliwe.

— B-Bakugo? — wymamrotałem sennie.

— A co myślałeś, że cię tu tak zostawię? — prychnął blondyn.

We fucked, Bakugo || kiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz