Nadeszło jutro, które magicznie przemieniło się w dziś. Biegałem po szkolnych korytarzach, próbując znaleźć gdzieś blondyna, który nie zaszczycił nas swoją obecnością na pierwszej lekcji. Nigdzie go nie było. Przeszukałem każdy zakamarek szkoły, kiedy inni zajadali się śniadaniem. Stres ściskał mój żołądek, więc nawet nie odczuwałem głodu na myśl o tym, że teraz każdy coś konsumuje.
Bezsilnie osunąłem się wzdłuż najbliższej ściany na podłogę, lądując na zimnej powierzchni, która przyprawiła mnie o małe dreszcze. Czyżby jednak stchórzył? Nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Nie zrobiłby tego. On nigdy nie tchórzy. Coś musiało się najwyraźniej stać.
Nagle poczułem jak urządzenie w kieszeni moich spodni zawibrowało. Wsunąłem dłoń w kieszeń i je wyciągnąłem. Co do spodni i ogólnie całego mundurku, to Eiko mi go wyprasowała i zostawiając go w salonie, przyczepiła do niego kartkę z napisem „Idź jutro do szkoły. To nie prośba."
Nawet nie zdążyłem zerknąć na wyświetlacz, a na korytarzu rozniósł się głośny i nieprzyjemny dla uszu dźwięk dzwonka. Przysięgam, że jeśli w naszym pokoleniu zaczną narastać problemy ze słuchem, to będą spowodowane one właśnie tym.
Pokiwałem bezsilnie głową i od niechcenia wstałem, patrząc na nowego sms'a. Ku mojemu zdziwieniu był on od Bakugo. Nie myśląc więcej, odblokowałem telefon i wszedłem w wiadomość jak najszybciej się dało. „Czekam na boisku". Tak brzmiał sms od blondyna.
Nerwowo rozglądnąłem się wokół siebie, nie zauważając nikogo na korytarzu. Moje nogi same rwały się, by wybiegnąć ze szkoły. Pozwoliłem emocjom przejąć kontrole i już po chwili biegłem do głównego wejścia ile sił w nogach. Na zakręcie prawie się wywaliłem, ale nie zważając na to, wyleciałem z budynku niczym petarda i już po chwili byłem na umówionym miejscu.
Wielka i wolna przestrzeń. Naokoło tylko krzaki. Nikogo nigdzie nie było. Poczułem się oszukany. Mój wzrok wędrował od prawej do lewej, próbując wyłapać gdzieś blond czuprynę, której za cholerę nie mogłem nigdzie wypatrzeć.
Nagle poczułem szturchnięcie. Jakaś dłoń przylgnęła do mojej szyi i zaczęła się zaciskać, powodując u mnie przerażenie. Mój oddech stawał się coraz płytszy, a coś w środku podpowiadało mi, że tak właśnie skończę. Zacząłem się wyrywać i próbować odsunąć od swojej szyi dłoń nieznajomego, lecz to na nic. Palce na mojej szyi zaciskały się mocniej i mocniej. Moje drapanie i szarpanie było na nic. Czułem, że już niedużo mi brakuje, by stracić przytomność.
Gdy już zaczynałem czuć, że się dusze, uścisk się poluzował, a ja bezwładnie opadłem na ziemie, nabierając zachłannie powietrze do ust. Kaszlałem, trzęsąc się i nawet nie próbując podnieść wzroku na osobę, która właśnie chciała się mnie pozbyć. To nie mógł być Bakugo. Co jak co, ale on by tego nie zrobił. Jest zdolny do dużo rzeczy, ale na pewno nie do czegoś takiego.
— Wstawaj — usłyszałem nagle szorstki i znajomy mi głos, na co osłupiałem. To nie mógł być on. To nie była prawda. Skąd miał telefon Bakugo?
W szoku podniosłem głowę, by upewnić się, że wzrok mnie nie myli. Nie mylił. To on. We własnej osobie. Czarny, długi płaszcz okrywał jego cało aż do kolan, ciemne włosy rozwiewał lekki powiew, a na jego twarzy widniało to zawadiackie spojrzenie. Przełknąłem głośno ślinę, przypominając sobie co się między nami działo jakieś pare dni temu. Znalazł mnie. Jakim sposobem?
— A.. A.. — zacząłem, lecz chłopak mi przerwał.
— A- A- AZUSA! — wrzasnął, jakby z siebie zadowolony.
— Czego chcesz?! — warknąłem, podnosząc się z ziemi i obdarowywując go spojrzeniem pełnym
nienawiści.— Jest mi strasznie przykro, że tak się zachowujesz. Chciałem ci tylko oddać twoją laleczkę, która wczoraj się trochę zgubiła, ale chyba będę musiał zastosować metodę coś za coś, skoro nie chcesz po dobroci. — odparł, udawając rozczarowanego i zdruzgotanego.
CZYTASZ
We fucked, Bakugo || kiribaku
FanfictionWeźcie przestańcie to czytać, bo mi wstydXD 040423 --- - Znowu to robiliśmy - odparłem, przenosząc wzrok z sufitu na blondyna leżącego obok. - Co? - Pieprzyliśmy się, Bakugo. --- • traumy i inne gówna, wiecie jak jest • 18+ • boyxboy/yaoi • wulgarny...