7. Mieszkasz w moich myślach.

1.1K 81 23
                                    

Deszcz obijał się o wielkie szyby apartamentu, budząc mnie przy tym ze snu. Przetarłem oczy i z jeszcze zamglonym wzrokiem spojrzałem na okno. Cały widok był rozmazany w spływającym po szkle deszczu. Na sam widok tej pogody przypomniało mi się moje ostatnie spotkanie z Bakugo. Dalej miałem wyrzuty.

Przekręciłem się na drugi bok, zakrywając uszy kołdrą. Chciałem przestać myśleć. Iść jeszcze na chwile spać i się odstresować. Mogłem wczoraj iść na piętro. Nie słyszałbym wtedy tego cholernego deszczu, na pewno nie w takich ilościach.
Chociaż komu by się chciało po męczącym dniu wchodzić po schodach. Wróciliśmy wczoraj późno, bo okazało się, że w tej gównianej restauracji odbywał się koncert na żywo. Starsi tak się zasiedzieli, że do firmy wróciliśmy grubo po dwunastej. Nudziło mi się tam. Cholernie mi się tam nudziło, słuchając bolącego w uszy brzdękania skrzypców i mętnej gry na pianinie.

Wyszedłem po jakiejś godzinie. Moje uszy momentalnie odpoczęły od tych natrętnych dźwięków. Świeże powietrze po deszczu dostało się do moich nozdrzy, a w głowie zapaliła się lampka. Bakugo. Cholera. Nie potrafiłem nawet na moment o nim zapomnieć. Pomyśleć, że już tęsknie, a to dopiero początek. Musiałem odpocząć od myśli o nim, lecz za każdym razem gdy próbowałem, one i tak wracały. Mieszkał w mojej głowie jak i w moim sercu, choć zapewne tego nie wiedział. Co jeśli wrócę, a on będzie mieć kogoś? Co jeśli mnie znienawidzi i nie będzie chciał ze mną rozmawiać? Co ja w ogóle do niego czuje? Chwyciłem się za głowę. Eijiro, przestań. Przestań tyle myśleć.
Musiałem się przejść. Nie mogłem ustać w miejscu. Nie znałem tego miasta, lecz kogo to w tej chwili obchodziło? Porównując to miejsce z labiryntem moich myśli i uczuć, to to dla mnie pikuś. Szedłem przed siebie z rękoma w kieszeniach i głową w chmurach. Nie potrafiłem odgonić tych natręctw, one stały się nieodłączną częścią mojego życia, jak nawet nie mnie samego.

Nagle coś mignęło mi przed oczami. Te blond włosy... czy to możliwe? Zacząłem biec za jasnowłosym chłopakiem przez połowę miasta, pilnując, by czasem nie zniknął mi z oczu. Moje spodnie były do kolan mokre od kałuż, w które wdepnąłem z rozpędzeniem i zapewne wyglądałem jak zmokła kura. Nagle zatrzymał się przed jakimś starszym blokiem w ciemniejszym zaułku, więc schowałem się za rogiem. Bakugo nie robiłby nic tak podejrzanego. Chociaż? W pewnej chwili blondyn zaczął się rozglądać, ukazując mi swoją twarz. Moje rozczarowanie wybiło poza skale. Biegłem przez pół miasta za kimś, kto wyglądał jak Bakugo, ale nim nie był. Czego ja się spodziewałem? Zapominając w jakiej jestem sytuacji, w zirytowaniu kopnąłem kamień, który odbił się od bloku naprzeciw.

— Kto tu jest? — nagle rozbrzmiało echo.

Zamurowało mnie. Właśnie sobie uświadomiłem co zrobiłem. Słyszałem kroki i dźwięk ocierających się o siebie jeansów. Pierwsze wydawało mi się, że odgłosy znikały za zakrętem, lecz potem zaczęły się stopniowo zbliżać. Przywarłem do ściany, mrużąc oczy i modląc się w duchu, by nikt mnie nie zauważył. Nagle kroki ustały. Zdziwiony, otworzyłem oczy i lekko wychyliłem się zza budynku.

— Ktoś Ty?! — nagle blondwłosy chłopak szarpnął mnie za koszulę.

— On jest ze mną, Daisuke — nieznajomy mi głos rozbrzmiał za moim uchem, a jego właściciel po chwili pojawił się między nami.

— Ile razy Ci mówiłem, że masz nie mówić do mnie po imieniu? — odpowiedział spokojnie blondyn, puszczając mnie.

— Już będę pamiętać.

— Ciągle tak mówisz i nigdy nie pamiętasz. W każdym razie... po co ci... on?

— Do towarzystwa. Ty ostatnio jesteś zbyt zajęty — powiedział brunet, drugą cześć dodając trochę ciszej.

We fucked, Bakugo || kiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz