14. Każdy kogoś gra.

721 81 21
                                    

...i wtedy zjechała na pobocze, zatrzymując samochód. — Kurwa. Słuchaj. Albo mi mówisz co do cholery się dzieje, albo wysiadasz tu i teraz — powiedziała z nerwami.

Bez słowa chwyciłem za klamkę od drzwi auta, chcąc wyjść, lecz w tej chwili ciemnowłosa zablokowała mi możliwość otworzenia ich. Spojrzałem na nią z zapytaniem, nie wiedząc o co jej w tej chwili chodzi.

— Nie wyjdę, jeśli nie otworzysz — odparłem.

— Nie otworzę ich. Gadaj. Jestem twoją pieprzoną siostrą, a ty odpierdalasz taki cyrk. Martwię się o ciebie. Chodzi o mamę?!

— Nie. — spuściłem wzrok.

— Więc o co? — westchnęła.

— Ja.. — zacząłem, lecz wahałem się czy powiedzieć prawdę. — Ojciec wysłał mnie do jakiegoś gwałciciela.

— Do kogo kurwa? Imię i nazwisko. Chętnie mu pokaże gdzie jest jego miejsce.

— Ale-

— Ale co?

— Nie chce tam wracać. Jedźmy do domu, proszę.
Po tych słowach ciemnowłosa odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie z współczuciem. Chyba tylko ona mi została. Jedyna osoba na tej ziemi, która potrafi ze mnie wszystko wyciągnąć i pocieszyć, kiedy naprawdę trzeba.

— Co on ci jeszcze zrobił? — zapytała po chwili. — Ojciec. Co ci zrobił?

— Nic. Wystarczyło tylko to, że mnie tam wywiózł i kazał łazić na te pieprzone lekcje.

— Pójdziesz do psychologa. — odparła, znów zapalając silnik.

— Nie chce.

— To nie była propozycja. Postaram się też coś wymyślić, żebyś nie musiał mieszkać z ojcem. — powiedziała, po czym wjechała z powrotem na trasę.
Mój wzrok utkwił na butach, które ubrałem w pośpiechu i nawet nie zawiązałem. Tkwiłem w transie, słysząc tylko przytłumione szumy aut. Nawet nie wiem o czym myślałem, bo moją głowę zakrzątało pełno niezrozumiałych rzeczy.
Wracam do domu. Ale czym był dom bez kochających rodziców? Dom to nie tylko budynek, ale też ludzie, którym na tobie zależy. Problem w tym, że moja definicja tego słowa brzmiała całkowicie inaczej. Cztery puste kąty. To nadawało się idealnie.

Mimo tego, że powinienem być teraz szczęśliwy, bo w końcu wracam do siebie, czułem się źle. Tak bardzo o tym marzyłem. Tak bardzo tego chciałem. Ale prawda była taka, że miałem wyrzuty sumienia. Zostawiłem tam mamę, której nie odwiedziłem, bo już nie chodzi mi o ojca i jego humorki. On już znalazł sobie pocieszenie w swojej pracownicy. Cały czas chodziło o to, że moja rodzicielka jeszcze chwile temu żyła, a ja miałem ją odwiedzić. Jednak los planował dla nas inny przebieg zdarzeń. Planował rozstanie. Rozstanie bez zbędnych słów czy łez. Krótkie i nagłe.

To haniebne życie planuje dla mnie same rozstania. Bawi się w teatrzyk, pisząc same czarne scenariusze, a ja jestem bezbronną marionetką, którą pomiata. Bo życie to taki teatr, prawda? Każdy kogoś gra. Jedni głupa, a drudzy optymistę, trzeci znowu klauna. Taka jest kolej rzeczy, jak to powiedziała moja mama, zanim zamknęła oczy na wieczność.

Westchnąłem przeciągle, opierając głowę o okno i przyglądając się autom, które nas mijały lub tym, które mijała Eiko. Każdy jechał, chcąc osiągnąć wyznaczony sobie cel i wzbić się wyżej, a ja wracałem do punktu wyjścia. Nie wiem gdzie będę mieszkać, kiedy ojciec wróci, bo na pewno nie zamierzam wracać do Tokio. Ani mi się śni tam jechać drugi raz. Uciekłem stamtąd i nie zamierzam tego powtarzać.
Ale nikt nie wiedział co strzeli mojemu ojcu do głowy tym razem. Może on po prostu chce się mnie za wszelką cenę pozbyć i dlatego to robi, bo nie widzę innego powodu. Przeszkadzam mu w romansie ze żmiją, więc chce mnie odepchnąć na bok, bym przestał torować mu drogę.

We fucked, Bakugo || kiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz