| aby adekwatnie wybrać sobie nowe imię i nazwisko

825 83 93
                                    

— Zdajesz sobie sprawę, że w sierpniu mało którzy studenci uczęszczają na wykłady, prawda? I że doświadczenie zawodowe datowane na dwieście lat wstecz raczej nie zostanie przyjęte dobrze?

— Ale to dobry plan. Byłem już przecież wykładowcą.

— Ale w tych czasach nie przyjmuje się randomowych gości z ulicy na takie posady.

— Może i masz nieco racji. Ale spróbować nie zaszkodzi.

— Żeby jeszcze wezwali policję, bo podejrzanie bredzisz? Nie.

Siedzący na kanapie razem z Ludwiką i Juliuszem, Adam doszedł do wniosku, że poeta zawsze, ale to zawsze, jest niedoceniany we własnym domostwie. Nawet jeżeli poeta jest najbardziej rozpoznawalnym polskim artystą, Pierwszym Wieszczem, synonimem słowa pisanego, et cetera, et cetera. Uznali wyjątkowo kolektywnie, że przydałoby się choć nieco zasilić budżet swoich gospodarzy, choćby ze zwykłej wdzięczności, a co było lepszą opcją niż znalezienie tymczasowej pracy? No właśnie. Tak więc od jakiejś godziny szukali adekwatnych pomysłów, a od czterdziestu minut Arkuszewska starała się mu wyperswadować ideę z pracą na uniwersytecie. Nieskutecznie.

— Znasz jakiegoś wykładowcę czy jak?

— Adam, Ludwika właśnie studiuje. Dwa lata.

— Ale to nie znaczy, że zna tajniki tej profesji, wie, jak to wygląda, co się liczy przy podejściu do młodzieży…

— Tata jest profesorem literatury i pracuje na uniwerku w Warszawie. Jak u niego będziemy, możesz się o to spytać.

— Dobra. Może faktycznie nie będę aplikować na wykładowcę, nie wiem czy młodzi ludzie w tych czasach doceniliby prawdziwą naukę, wyłożoną w profesjonalny sposób, a jednocześnie tak na luzie i na totalnej chillerze.

Ludwika heroicznie powstrzymała chichot na śmiertelnie poważny ton głosu Mickiewicza; przecież właściwie zrobił to, o co jej od początku chodziło. Zamiast tego odetchnęła z pewną ulgą i przybrała na twarz lekki uśmiech.

— Pewnie, Adam, my Ci wierzymy. A masz jeszcze jakieś inne pomysły?

— Może przewodnik? Juliusz mówił, że oni nie robili nic, poza wychwalaniem mnie pod niebiosa. Ogarnę.

— Korekta, mówiłem że robili to i to było drażniące. Poza tym trzeba mieć chyba jakiekolwiek pojęcie o reszcie zamku. Masz jakiekolwiek pojęcie o reszcie zamku?

— Oczywiście że tak! Musiałem się po nim trochę włóczyć, nie siedziałem cały czas na swoim pomniku i w krypcie. Zanim się pojawiłeś, to spędzałem całe dnie próbując jakoś dogadać się z królami. Nie szło. Może się peszyli.

Słowacki przewrócił oczami z wyrazem twarzy mówiącym wyraźnie nie obchodzą mnie Twoje dziwne hobby, Adamie, ale w istocie zaczął się nad tym nieco zastanawiać. On sam dopiero pod koniec spoczynku w Paryżu doznał pewnej nudy, ale to bardziej przez fakt, że żaden z jego dawnych znajomych już nie żył; same wnuki i dzieci. Ale wciąż mógł się odnaleźć, szukać rodzimego języka, co jakiś czas przyuważył, że ktoś czyta jego dzieła… Pierwsze sześć lat serią zupełnych przypadków starał się wpadać na swojego największego rywala i z satysfakcją odnotował, że nie wygląda już tak butnie i imponująco jak wtedy, kiedy miał się z kim kłócić. Adam posiwiał już wcześniej, zapewne przez to co Celina potrafiła powiedzieć podczas napadów choroby, ale teraz srebro włosów wydawało się jeszcze bardziej uwydatnione. Twarz mu pociemniała, poprzecinana nowymi zmarszczkami i bruzdami, a z oczu zniknął ten igrający w nich zawsze płomyczek cynizmu i dowcipu.

Oczywiście, odwiedzał też innych znajomych. Zygmunta, Chopina (a raczej jego miejsce pochówku), Norwida, ale zdecydowanie częściej patrzył na Mickiewicza. Tak jak za życia, wtedy też nie potrafił się od niego oddalić. Usilnie powtarzał sobie że przecież go nie cierpi, że drugi poeta napawa go wstrętem i innymi negatywnymi emocjami, a zaraz potem zastanawiał się, gdzie mógłby teraz być, bo jest ciekaw czy jego oczy nie zmieniły jeszcze koloru. Wydawały się gasnąć, więc może niedługo cały błękit (z drobnymi, zielonkawymi plamkami bliżej źrenicy) zastąpi szarość, czająca się zawsze przy brzegu tęczówki? Intrygował go ten upadek wieszcza. Czy sam też tak gasł? Tak widocznie? Nie wiedział.

𝐂𝐀𝐃𝐀𝐕𝐄𝐑𝐀. 𝐬𝐥𝐨𝐰𝐚𝐜𝐤𝐢𝐞𝐰𝐢𝐜𝐳 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz