| aby zawsze pomagać twoim przyjaciołom w kryzysie

689 76 68
                                    

Adam nazwał się w myślach niedorozwiniętym tępakiem po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch minut. Musicie wiedzieć, że to aż trzy razy więcej, niż zazwyczaj. A może i cztery? Szczerze mówiąc, miał inne rzeczy nad którymi mógł myśleć. Ale z drugiej strony, matematyka tego rodzaju wydała mu się nagle o wiele przyjemniejsza niż własny idiotyzm, kretynizm i wszystko inne w tym rodzaju. A co takiego wywołało ten nieszczęsny stan rzeczy?

— Teraz na rondzie, drugim zjazdem.

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Albo spytaj o coś retorycznie, a jakiekolwiek nawiązanie do odpowiedzi samo się zjawi. Tak głosi drugie prawo Newtona (nad fizyką również nie miał zamiaru się rozwodzić). Odpowiedzią na wszelkie jego pytania był teraz Juliusz Słowacki, którego nadal melodyjny, ale nieco przygaszony głos co jakiś czas informował Ludwikę, w którą stronę muszą się udać. Ten sam Juliusz Słowacki, z którym dosyć mało przyjemnie porozmawiał i zrobił mu coś niebywale idiotycznego dwa dni temu i od tamtej pory nie mógł zdobyć się w żadnym stopniu na odwagę do działania. Jasne, wziął pod uwagę rady ojca Arkuszewskiej — złoty człowiek, naprawdę —, ułożył w myślach miliony możliwych scenariuszy wydarzeń i ładnych zdań rozpoczynających pojednawczą rozmowę, ale za nic nie mógł wcielić tych planów w życie. To nie była nawet kwestia otoczenia — Leopold i jego córka kilkukrotnie zapewniali mu to, że znalazł się z drugim wieszczem sam na sam w pustym domu na okres czasu z pewnością wystarczający na dyskusję i przeprosiny. Po prostu nie był w stanie zacząć rozmowy z takim… Innym niż zwykle poetą. To go martwiło, nawet bardziej niż to, że sam pewnie widniał znowu na wielkiej czarnej liście arcywrogów Juliusza. To, że jego towarzysz już nigdy nie przestanie być taki nieswój.

Słowacki, natomiast, od parudziesięciu ładnych kilometrów nie myślał o niczym w ogóle, jedynie pamiętając żeby pomóc studentce z nawigacją. No thoughts, head empty, żeby zacytować klasyka. Może po prostu jego mózg nie był w stanie roztrząsać wiadomego drażliwego tematu po raz miliardowy, bo nie oszukujmy się, nikt ani nic nie byłoby w stanie. Przeanalizował to z każdej możliwej perspektywy, jednak z przewagą tych pesymistycznych i dotarł do kilku interesujących wniosków. Pierwszym, i chyba najważniejszym z nich było to, że sam nie był bez winy w całej sytuacji, jeżeli patrzymy na całokształt. Tym bardziej jeżeli do puli dołożyć fakt ignorowania przez niego osoby Adama, co mogło dodatkowo sprawę pogorszyć. Starszy z nich już wydawał się mniej żywiołowy i optymistyczny niż zwykle, a o jego żartobliwszych docinkach, kojarzonych przez Juliusza z dobrym humorem wieszcza, nie było już mowy.

To jest Juliusz. Juliusz widzi, że tworzy jeszcze trudniejszą sytuację, ale nie stara się nic z tym zrobić. Juliusz jest głupi. Nie bądź jak Juliusz.

— Skręć tu w prawo, a potem wjedź na…

— Limanowskiego, dzięki, Julek. Dziesięć, piętnaście minut i powinniśmy być w domu.

— A. Okej.

Faktycznie, pod kamienicą w której rezydowali przez pół wakacji, zaparkowali niecałe trzynaście minut później. Pod drzwiami czekał już, jak zwykle radosny i wyglądający jak personifikacja jakiejś wesołej piosenki, Cyprian. Jak przekazał im wczoraj w pełnym entuzjazmu i wykrzykników SMS—ie, zdał praktyczny test na prawo jazdy i był aktualnie w siódmym niebie. Zaproponował nawet że po nich podjedzie, ale zrezygnował z pomysłu, kiedy Ludwika nadzwyczaj delikatnie uświadomiła mu, że oni też wracają autem. Nie zepsuło mu to jednak humoru, bo nadal roztaczał wokół siebie aurę przeklętych pozytywnych wibracji. I zapewne chciał się nimi podzielić z całą trójką swoich mniej lub bardziej załamanych przyjaciół.

— Wika! Pan Mickiewicz! Pan Słowacki! Żyjecie po podróży? Boeuf Stroganov II chyba się za wami stęsknił, co jakiś czas chodził do Ciebie spać, Wika, ale wiesz jak to jest z kotami. A, i panie Mickiewicz, jeden dzieciak który brał u pana korki nie zdał poprawki z "Balladyny" w widowiskowy sposób i miał dostać kolejne korepetycje w trybie natychmiastowym, to podobno był tragiczny przypadek, więc mogłem tak jakby przejąć pańskiego ucznia. Ale to chyba git, to najwredniejszy gówniak z jakim pracowałem.

𝐂𝐀𝐃𝐀𝐕𝐄𝐑𝐀. 𝐬𝐥𝐨𝐰𝐚𝐜𝐤𝐢𝐞𝐰𝐢𝐜𝐳 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz