Rozdział 4 Pierwszy sezon WSR - Ameryka

5 0 0
                                    


Hejka. Zanim zaczniemy rozdział, musimy omówić pewną rzecz. Po zobaczeniu długości tego filmu od KidKobona pewnie już wiecie, o co chodzi. Wyjaśniam wam od razu, że nie musicie go oglądać w pełnej okazałości. Dałem go wam, ponieważ jest w nim scena, którą chciałem umieścić pod poprzednim rozdziałem, ale Wattpad powiedział nie. Już bez większego owijania w bawełnę daję tutaj dokładną minutę, w której pojawia się to, co jest najważniejsze dla fabuły: 10:45. Byłbym zapomniał o jeszcze jednej rzeczy. Skoro już wyścigi New Union z Carlem dobiegły końca, to zamierzam bardziej się skupić na pokazywaniu wyścigów bez pokazywania jego kolejnych ruchów. Z wyjątkiem chwil, w których Carter zostaje przez niego wyprzedzony. Skoro omówiliśmy już wiekopomną chwilę dla WSR, to przejdźmy już do właściwej części rozdziału.

Jesteśmy w WSR! Jeszcze jakiś czas temu powiedziałbym, że to plotka wyssana z miejsca, gdzie światło nie dochodzi. Teraz to są oficjalne wieści dla fanów New Union i tej serii wyścigowej! Tym samym dołączamy do Carla, Bruno i reszty. Jestem niezwykle podjarany możliwością ścigania się z Brazylijczykiem w Silvii i pewien, że czuje to samo, co ja. W końcu Carl również go przekonał do wspólnego ścigania pokonując go w dwóch finałach z rzędu i ćwierćfinale. Tak, w ostatnim pojedynku w Kalifornii trafili na siebie najwcześniej jak to tylko możliwe. Po załatwieniu największej gwiazdy Pacers miał autostradę do kolejnego zwycięstwa. Z kim by się nie zmierzył w półfinale i finale, i tak by go pokonał. Niby możecie pisać, że nie szanuję skilla kolegów Bruno, ale na swoją obronę mogę dodać, że dobrze znam styl jazdy Lehmanna. I tak się stało po pokonaniu w finale Diego Ayali. Ten kierowca w żółto-czarnym Mustangu zdecydowanie nie jest tak dobrym kierowcą, co jego legendarny imiennik piłkarzem. Co ciekawe wszystkie gwiazdy Pacers poodpadały na samym początku. Pewnie palili w swoich wozach blanty do piątej rano i leżeli w rurze. Co dopiero ich krzyż, który im nawalał podczas zmagań. Ach... Wracając jednak do teraźniejszości, to wspomnę, że pierwszy wyścig World Series Racing odbędzie się w Chicago. Jeszcze nie zaczęliśmy się na dobre ścigać i od razu pierwsze zdziwko. Wyobraźcie sobie, że nikt nie zna trasy wyścigu! W jej miejscu pojawiło się tajemnicze słowo Liveroutes. Callahan widząc nasze zdziwienie wyjawił nam, dlaczego nie dał nazwy żadnej znanej nam trasy. Oznajmił, że będzie się zmieniać podczas wyścigu. Musimy zatem liczyć tylko na swoją intuicję. System żywych zombie... tras będzie miał za zadanie wyzwolić z dotychczasowych wyścigów to, co najlepsze. Już na samym początku mamy pod górkę. Pewny jest też fakt, że naszym fanom coś takiego przypadnie do gustu. Zastanawiacie się, jak wygląda sama zmiana trasy? Spoko, tutaj Callahan ma wszystko pod kontrolą. Nawet przedstawił nam, z czym to się je. Po prostu specjalnie na tą serię przyjadą ekipy budowlańców. To one zdejmą bandy w turboszybkim tempie, dzięki czemu w każdej chwili będzie można zmienić trasę dosłownie wszędzie. Skoro już obgadaliśmy tą kwestię, to przejdźmy już do kolejnej, którą będzie koniec wyścigu. Przyznam się bez bicia, że bez Patricka wyjaśniającego system Liveroutes mózg by mi eksplodował. Tymczasem on załatwił to tak, że ustalił liczbę kilometrów do przejechania, by ukończyć wyścig. Jak widać, nasz dżentelmen wzorował się na lekkoatletyce. Teraz wszystko jest jasne. W pierwszej serii WSR w historii nie czeka na nas nic innego niż stary dobry wyścig ze stale zmieniającą się trasą. Niby coś, co doskonale znamy, ale jednak nie do końca. Na tym w sumie możemy zakończyć opis spotkania z Callahanem, na którym formalnie podpisaliśmy kontrakt mówiący o tym, że dołączamy do WSR. Niestety nie było tam członków konkurencyjnego klubu, bo tamci zrobili to samo wcześniej. No nic, poznamy bliżej Bruno przed zawodami.

* * * * *

Tydzień później spotykamy się z Trans America Pacers w najlepszym pubie w Chicago. Nazywa się Tapster. Słynie z mocnych napojów i świetnej obsługi, którą przed chwilą zobaczyliśmy. Sam lokal też wygląda znakomicie. Są tam automaty z legendarnymi wisienkami, bokser z gruchą i mnóstwo dużych stołów. Poza barmanem nie ma tutaj żadnych kelnerów. Możecie być trochę zdziwieni, ale zapewniam was, że od początku nie chodziło mi o tamtych ludzi. W tym miejscu sami decydujemy, ile wypijemy piwa, wina lub cydru. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że płacimy za to tylko raz! To właśnie tutaj poznamy i napijemy. Może nie za wszystkie czasy, bo pierwsza seria wyścigów już za dwa dni, ale i tak będzie zarąbiście! Przejdźmy jednak do rzeczy i dowiedzmy się trochę o gościach z Pacers. Po nalaniu sobie czternastu szklanek piwa (stawialiśmy wspólnie z Silvą jako gwiazdorzy swoich klubów) idziemy do stołu. Chyba nie trzeba wspominać, że wtedy poznaliśmy się z widzenia. Jeśli chodzi o karnację, to mogę powiedzieć, że jest typowa dla ludzi jego narodowości. Czyli jest Pardo jak w mordę strzelił. O specjalnej nazwie dowiedziałem się później od Bruno. W sumie to by się zgadzało patrząc na to, kto go spłodził. Okej, miałem go przedstawić pod kątem wyglądu, a nie rozwodzić się o jego kolorze skóry. Ma czarne włosy ułożone w dredy i niebieskie oczy. Jest nas tak dużo, że w sam raz mieścimy się przy największym ze stołów. Oznajmiam tamtym, że najpierw my zaczniemy. Bruno mówi, że dobrze. Opowiadam więc, kim jestem, swoją historię z wyścigami i Z28 oraz co lubię robić najbardziej. Kiedy kończę mówić, występuje duża wrzawa wśród ludzi z innego klubu. Po chwili odzywa się jakiś brunet z piegami, że też lubi Bonda i Englisha. Co najlepsze inni też mówili, że kochają akcje Johnny'ego. To super, że w Pacers też są fani filmów szpiegowskich! Ciekawe, co im się podobało w Johnny English Reaktywacji i Skyfallu, a co nie! W międzyczasie przedstawiał się Jorge. Kiedy skończył, już tłumnie nie mówili. Gdy ostatni z nas opowiedział co nieco o sobie, w wiekopomnym dla nas momencie Bruno idzie do klopa. Chyba miał wypuścić świstaka na wolność. Gdy wrócił, przedstawił się (ma 27 lat, kończy w czerwcu) i zaczął mówić swoją historię. Bruno pochodzi z rodziny, która kiedyś naprawdę nie miała w życiu łatwo. Zaczął od dziadków, którzy cierpieli skrajną nędzę. Jak wszyscy doskonale wiecie, takie ubóstwo panuje na przykład w brazylijskich fawelach i murzyńskich wioskach. My skupimy się na tych pierwszych. Koniec końców udało im się z niej wyjść dzięki łutowi szczęścia i uwielbieniu do siatkówki. Andresa Silva umiała naprawdę dobrze grać w siatkówkę. Zaczynała w Rampa Bamba Belo Horizonte. Na dźwięk nazwy klubu naprawdę chce mi się śmiać. Nie mogę uwierzyć, że lokalny klub tak się nazywa! Jednak dla zachowania przyzwoitości nie zrobiłem tego. Ale było blisko. Większość moich kolegów jest w podobnej sytuacji. Bruno widząc nasz wyraz twarzy oznajmia, że możemy się pośmiać. W końcu sam kiedyś nie był lepszy. Podczas długiego śmiechu tworzyliśmy parodie Rampy Bamby. Tak dobrze nam to wychodziło, że wszyscy z Pacers cisnęli bekę. Nawet Bruno, który pewnie wiedział, że tak będzie. Kiedy w końcu skończyliśmy, popijamy sobie co nieco. Wtedy Bruno kontynuuje historię. Andresa dzięki uporowi i ciężkiej pracy zapracowała na transfer do Minas Tenis Clube. Wygrała tam mistrzostwa Brazylii i klubowe mistrzostwa Ameryki Południowej. W swoim ostatnim sezonie w Brazylii wybijała się na tle zespołu. To zaprocentowało powołaniem do reprezentacji Brazylii na mistrzostwa Ameryki Południowej, gdzie jej kadra zdobyła dwa srebrne medale, i panamerykańskie igrzyska. Tam wywalczyła brąz. W drugich mistrzostwach była największym odkryciem. Czemu nie pierwszych? Bo odniosła kontuzję w jednym z meczów. Poważną. Tak czy siak po udanych zawodach z kadrą dostała mnóstwo ofert. Ostatecznie wybrała Reggio Emilia, gdzie została kilkukrotną mistrzynią Włoch i zdobywczynią Pucharu Challenge. Silva wyjaśnił, że to trzeci poziom rozgrywkowy europejskich pucharów. Czyli w kraju wymiatały, a na arenie europejskiej były średnie. Bruno wiele razy rozmawiał z babcią na temat wyboru akurat tego klubu. Zawsze mu odpowiadała, że z powodu klimatu. Od kiedy zobaczyła plażę Copacabana na pierwszych wakacjach, to marzyła o zamieszkaniu w miejscu, który swoją atrakcyjnością jest podobne do tamtego. Kiedy dostała ofertę od niezłego klubu we Włoszech, podjęła decyzję o podpisaniu kontraktu. Co ciekawe rozważała też poziom sportowy. Najchętniej zostałaby w Brazylii, ale wiedziała, że wtedy nie rozwijałaby się. Liga włoska natomiast była i nadal jest jedną z najmocniejszych w Europie. Wracając jednak do historii, to nie skupiajmy się już na gromadzeniu przez nią kolejnych trofeów z reprezentacją, bo to ją nam rozmyje. Ważniejsze jest to, co się tam stało. Otóż w Reggio wyszła za Luigiego Verdiego. Był szefem kuchni. Razem doczekali się dwójki dzieci: syna Giuseppe i córki Any. To drugie dziecko jest matką Bruno. W takim razie jak można wyjaśnić fakt, że miszcz opowiadający ciekawą historię jest Brazylijczykiem? No i skąd u niego taki kolor skóry? Na drugie pytanie mogę odpowiedzieć jednym słowem: biologia. Dla dociekliwych: Ana odziedziczyła kolor skóry po Andresie. Tak samo było z gwiazdą Pacers. Wracając do pierwszego: gdy tylko Ana dorosła, podjęła decyzję o powrocie do Belo Horizonte. Zrobiła to dla babci, która już dawno zakończyła bardzo udaną karierę i marzyła o powrocie do ukochanego kraju. Swoją drogą mama Bruno była ciekawa państwa, o którym do tej pory słyszała tylko i wyłącznie z opowieści takich jak Bruno. Tym razem jednak mieli tyle pieniędzy (Luigi i Giuseppe pojechali z nimi), że nie musieli mieszkać w zbutwiałej dzielnicy nędzy. Stać ich było na dom jednorodzinny o solidnych fundamentach. Kilka lat później Ana wyszła za Edwarda Tarkowskiego. Wtedy urodził się Bruno. Przez długi czas nic nie wskazywało na to, że będzie ścigać się razem z nami. Co więc się stało, że jednak rozmawia tu z nami? Wystarczy w zupełności, że powiem to krótko: śmierć babci. Ze starości. Dziadek zginął kilka dni wcześniej z tego samego powodu. Po tych wydarzeniach i pogrzebach z nimi związanymi Anie przyszedł do głowy pomysł podróży za granicę. Muszę przyznać, że z mamy Bruno jest podróżniczka jakich mało. Urodziła się we Włoszech, kawał życia spędziła w Brazylii i jeszcze jej było mało. Ojciec Bruno zaproponował jej, by przenieść się do Stanów. Miał tam rodzinę, za którą tęsknił. Uważał, że na pewno pokochają córkę słynnej siatkarki. Ana zgodziła się na propozycję Edwarda i przeprowadzili się do Nowego Jorku. Tam też żył od kilku lat Bruno. Później poszedł do pracy o zgrozo jako mechanik, gdzie zarobił wystarczająco dużo pieniędzy na Silvię. Tak, moi mili, przed chwilą powiedział, że jest jajcarzem jakich mało. Po długim i wymagającym treningu zdecydował się dołączyć do Pacers. I dokonał tego tak ja - za pierwszym razem. Okazuje się, że lubi siatkówkę, karnawał i samochody JDM. To by się zgadzało, jeżeli spojrzeć na omówioną dosłownie przed chwilą historię jego rodziny i wóz, którym jeździ. To wszystko, co powiedział nam Bruno. Następnie przedstawił się koleś z szarymi oczami i czarnymi włosami, ale trochę inaczej ułożonymi, bo schludnie. Aha i posturę ma dosyć smukłą. Felix Wilson (tak się nazywa członek Pacers, którego teraz omawiam) jest podobny do Bruno pod jeszcze jednym względem. On też nie ma zarostu. Dowiedzieliśmy się, że jest na co dzień optymistycznie nastawiony do życia i lubi jeździć na snowboardzie. W takim razie może nauczyć Ricka freestylu na tym ustrojstwie. Resztę kolegów Bruno sobie odpuszczę. Głównie dlatego, że nie interesuje mnie za bardzo to, co mają do powiedzenia. Oprócz tego gościa, co lubi Jamesa Bonda. Earl Harper, bo o nim mowa, poza filmami akcji przepada za grami komputerowymi. Nie zdziwicie się za bardzo, jeśli napiszę, że lubi wyścigowe. W wolnych chwilach jedzie sobie bolidem Red Bulla w karierce. O innych kolegach Bruno (poza Ayalą, bo jego już znamy) warto wiedzieć tyle, że nazywają się Louie Sable, Carlos Alvarez i Jason Smith. Po przedstawieniu się przez ostatniego kierowcę naszych rywali pijemy dalej.

Co naprawdę myślę o WSR? - Harrison CarterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz