Rozdział 1 Nowy kierowca

14 2 1
                                    

Okej, już po spotkaniu, więc najwyższa pora wracać do domu. Jak zwykle wychodzę ostatni. Przy otwieraniu drzwi do Z28 słyszę dzwonek telefonu, który znajduje się w kieszeni moich skórzanych, czarnych spodni. To początek Paradise City. Po wyciągnięciu go i odebraniu połączenia okazało się, że dzwonił do mnie właściciel naszego klubu Roger Johnson i kazał mi natychmiast przyjechać do naszej kwatery. Uff, mam niezłe szczęście. Zanim wam powiem, czemu, najpierw muszę schować telefon i wsiąść do auta.

                 * * * * *

Okej, więc tak: nasza baza jest niedaleko. Tak dokładniej to kilka kilometrów stąd. O ile w większości przypadków jego połączenia są niespodziewane, o tyle tym razem domyślam się, a nawet wiem, czemu do mnie zadzwonił. Prawdopodobnie musiał obejrzeć TEN FILM. Dlaczego pogrubiłem dwa ostatnie wyrazy poprzedniego zdania? Dlatego, że od razu przypomniał mi się genialny kierowca zielono-białego Chargera z czerwonymi deseniami i orłem pożerającym węża na dachu. Z tego gościa to dopiero był patriota. Co dopiero ze mnie. Okej, ale to nie wszystko, jeśli chodzi o film. Z tego, co pamiętam, typ, który wrzucił go na YT, napisał, że jest amatorem. Większość ludzi, która próbowała dostać się do nas, też można tak określić. Trzeba jednak przyznać, że zyskał sporą popularność, bo jakieś 3,5 tysiąca ludzi dało mu łapkę w górę. Nie dziwię im się. Pewnie dla tego gościa to jest niesamowity fejm. Już widzę jego minę, gdy to widzi na swoim komputerze. Znając życie pewnie spytacie, kiedy koleś wrzucił film do internetu. Ja na to: kilka dni temu. Koleś tak dał czadu, że obejrzeliśmy go razem z kolegami. Zajefajny występ kierowcy w białym Mustangu w czarno-czerwone pasy docenili wszyscy. Szczególnie dobrze pochwalił go Jorge mówiąc, że mógłby nam się przydać w klubie. A takie słowa można uznać za zaszczyt. No i dojechaliśmy na miejsce. Już z zewnątrz można poznać, że to jest nasza kwatera. Na zewnątrz jest przecież godło ukochanego klubu. Poza tym to jest jeden z najnowocześniejszych budynków w okolicy. Przejdźmy jednak do wizyty u szefa. Opis bazy będzie później. Kiedy po wcześniejszym zapukaniu do drzwi wchodzę do gabinetu Johnsona (wygląda tak jak powinien wyglądać gabinet takiego szefa jak on: certyfikaty, nasze puchary, dyplomy, itd.) widzę go siedzącego na wygodnym fotelu i oglądającego coś na komputerze. Gdy z automatu usiadłem na krześle (długie rozmowy w obecności szefa to klasyka gatunku), mówi mi, żebym wstał. Dodaje, że spotkanie potrwa rekordową chwilę. W takim razie robię to. Szef wie, że prowadzi długie rozmowy, więc nigdy nie mówi, że potrwają tylko parę minut. Tyle dla mnie powinno trwać spotkanie bossa. Więc mu wierzę. Wtedy poprosił mnie o podejście bliżej i spojrzenie na monitor marki LG. Co ja na nim widzę? Miałem rację. Roger Johnson puścił wyścig Nowicjusza (rewelacyjny amator niestety nie zdradził, jak się nazywa, więc tak na niego będę na razie wołać). Gdy oglądałem jego zmagania w Chicago po raz trzeci, patrzyłem uważnie na to, co wyrabiał na trasie. Szef tymczasem uśmiechał się. A on nie cieszy się zbyt często. Kiedy film się skończył, powiedział, żebym wrócił na swoje miejsce. Dodał, że rozmawiał z pewnym inwestorem. Nazywa się Patrick Callahan i zaproponował szefowi ciekawą ofertę. Inwestor wystawi jego kierowcę do wyścigu wstępnego w naszym klubie. W tej chwili to ja się jaram. Zgadnijcie dlaczego. Tak, macie rację. Kierowcą Callahana ma zostać Nowicjusz. Z chęcią przeżylibyśmy podobne emocje, co podczas starcia z tym kolesiem w Chargerze. W końcu od czasu tego gościa nikt lepszy nam się do wyścigów wstępnych nie trafia i podczas nich wieje nudą. Nie to, że ci po nim byli leszczami. To po prostu nie ten poziom umiejętności. Szef o dziwo nie powstrzymuje mnie. Gdy w końcu skończyłem się cieszyć, oznajmia mi drugą część umowy Callahana. Mianowicie zaproponował nam coś nietypowego. O co chodzi? Ja też jestem ciekawy. Szef szefów wyjaśnia, że udział w serii wyścigowej. Od razu zastanawiam się. O jaką serię może chodzić? To co prawda byłby kolejny krok w przód w mojej karierze, ale na tą chwilę bym się tak nie cieszył jak ze starcia z Nowicjuszem. Na razie tamci mają kilkukrotnie mniejszą ilość fanów od nas. To się nam zwyczajnie nie opłaca. Ale gdyby zdobyli większą popularność, to bym się zgodził na udział. Na razie z uwagą słucham szefa. Callahan nazywa swoje zawody WSR. W rozwinięciu World Series Racing. Tam kierowcy z całego świata mieliby okazję spotkać się na jednym torze i razem ścigać się w wielu wyścigach. To naprawdę byłoby super. W końcu ruszyłbym w podróż dookoła świata. O czymś takim marzy każdy z nas. Mógłbym pościgać się wieloma brykami. Tutaj pan Callahan nie podał, jakie klasy mogłyby tam uczestniczyć, więc mogę spodziewać się wszystkiego. Supersamochody, turystyczne, drifterskie, europejskie, hot hatche, roadstery... To tylko niektóre z nich. Na pewno byłoby tam mnóstwo dyscyplin. Dla gościa, który ściga się tylko w jednej kategorii (jeśli nie liczyć pojedynków) to super sprawa. No i mógłbym zostać mistrzem świata. To jest najlepsze. Ach, ale byłoby super... Jednak na razie wyścig z Nowicjuszem jest ważniejszy. Jeśli pokaże się z dobrej strony (za ten wynik zgodnie uważamy czołową trójkę) to może rozważymy wraz z kolegami dołączenie do projektu Callahana. Szef oznajmia mi, że jutro poznam się z Nowicjuszem tuż przed wyścigiem wstępnym. To samo powiedział wcześniej Callahanowi. Potem powiedział o WSR to samo, co ja o nim myślę (dodał tylko reklamę New Union na całym świecie oraz ogromny szmal, którego część będzie dla mnie) i oznajmia mi, że mogę już wyjść z jego gabinetu. Kiedy jestem prawie przy wyjściu, szef szefów zatrzymuje mnie. Mówi mi, jak nazywa się kierowca Callahana. Uff! Myślałem, że do jutra będę musiał z tym czekać! Okazuje się, że to Carl Lehmann. Jest też druga rzecz, dla której mnie zatrzymał. Mało brakowało, a straciłbym okazję na opisanie jego wyglądu. To dość ważna persona, skoro sam Callahan z nim rozmawiał. No i z chęcią się zgodził na wyobrażanie go. Jest średniego wzrostu, ma okulary i fajny przedziałek. No i trochę mu zmarszczki widać. Jest ubrany jak typowy szef. Jeśli jest tutaj miłośnik bród i wąsów, to go rozczaruję, bo Roger nie ma zarostu. To jest swoją drogą dobry moment, by opisać naszą kwaterę. Bądź co bądź wstęp tam mają tylko członkowie 3E (elity elity elit, duże E - prestiż), rezerw oraz oczywiście obsługa. Po wyjściu z gabinetu Rogera (spoko, wcześniej się z nim pożegnałem) omijam obrazki przedstawiające nas i nasze auta. Teraz jestem na drugim piętrze. Sam budynek ma ich pięć. Tak, dobrze myślicie, nasza kwatera nie jest biurowcem. Pewnie myśleliście, że jest inaczej, co? W końcu to 3E. Co w takim razie z bajeranckim wyglądem tego miejsca? Tutaj macie rację. Kiedy schodzę na dół po schodach z hartowanego szkła, widzę fontannę. Woda wylewa się z dzioba orła na samym szczycie. Na basenie znajdują się wygrawerowane litery NU. Aha i cała konstrukcja jest srebrna. Obok niej znajduje się pomnik założyciela naszego klubu Vincenta Pillowa. On to dopiero miał klasę. Wspominałem już, że wszystkie szyby w tym budynku są kuloodporne? Nie? A mówiłem o toaletach, przy których zawsze mamy papier wielowarstwowy z motywem naszego godła? Na pewno nie wymieniłem ekstrawaganckiego bufetu szwedzkiego (we wtorki są kurczaki z KFC!), pokojów wypoczynkowych z solarium, salonem gier, basenem, SPA, kinem, lodowiskiem i kto wie, czym jeszcze. Tak, za dobre umiejętności mamy fajne atrakcje. Nie mogę się doczekać oprowadzenia tam nowego. Na razie wychodzę stąd i wsiadam do Chevroleta. Kierunek: dom.

Co naprawdę myślę o WSR? - Harrison CarterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz