Rozdział 10 Trzeci sezon WSR - Azja

10 0 0
                                    

Najważniejsza rzecz z poprzedniego rozdziału - 8:35.

Już jesteśmy z Cataliną i Jorge w Dubaju! Jak zawsze, gdy jesteśmy w nowym miejscu, poświęcimy trochę miejsca na opis. Myślę, że na sam jego widok będziecie chcieli tu przyjechać. Normalnie jest tam bogactwo na bogactwie! Inaczej tego nie nazwę! Przejeżdżając takim konwojem (najpierw ja, za mną Catalina, na końcu Jorge) ulicami miasta widzimy nowoczesne, bardzo wysokie budynki wykonane w większości ze szkła, luksusowe pięciogwiazdkowe hotele, plaża i nawet nie niebieskie, a turkusowe morze. Wracają wspomnienia z Lazurowego Wybrzeża! Z atrakcji mogę dodać jeszcze wielkie centra handlowe, które pobieżnie przeglądamy, luksusowe jachty cumujące przy marinie i wyspy. Dowiadujemy się od Jorge, że jest ich kilka. Mówi nam, że jedna nazywa się Palma Jumeirah, a druga Palma Jebel Ali. Wszystkie razem tworzą Wyspy Palmowe. My będziemy spać w luksusowym hotelu Mövenpick na pierwszej z wysp. Jorge przed wyprawą sprawdził, jakie warunki tam panują. Wszystkie pokoje są w nowoczesnym stylu i mają balkony, przez które możemy spoglądać na Zatokę Perską. Jeśli chodzi o żarcie, to podają je aż z pięciu restauracji i popularniejszych barów. To się nazywa życie! Na tym mogę skończyć opisywanie tej nieziemskiej chawiry. Dosłownie chwilę później telefon (swoją drogą to Huawei Ascend P7) zaczyna wygrywać Paradise City. Pewnie ktoś chce do mnie zadzwonić. Ciekawe, kto? Przecież Jorge jest tu z nami, szef dzwoni wtedy, gdy tylko musi, a Tristan wie, że jestem zajęty. Na razie wolę poczekać z odebraniem, gdy dojedziemy na miejsce. Tym bardziej, że już prawie jesteśmy. Gdy już zaparkowaliśmy na parkingu porównywalnym z wielkością mojej dumy, okazało się, że zadzwonił do mnie... No nie zgadniecie, kto. Na pewno trudno będzie wam w to uwierzyć. Szanowni państwo, kochani moi, dosłownie przed chwilą starał się do mnie dodzwonić sam wielki mistrz Dubai VIP Saeed Nasser! Tak, to prawda. Zresztą jak wszystko, o czym tutaj mówię. Najlepsze jest to, że wcześniej z nim nie gadałem, ani nic. Pewnie dostał mój numer od Carla. Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Teraz zamierzam mu oddzwonić. Zresztą w takiej sytuacji trochę głupio byłoby nie pogadać z takim tuzem. Wróćcie, gdy dam wam znak.

* * * * *

Dobrze. Pamiętacie, jak w poprzednim sezonie dzwoniłem do europejskich gwiazd WSR, żebyśmy się spotkali w jednej z miejscowych restauracji? Tym razem to Saeed postanowił nas zaprosić. Mamy się za godzinę spotkać w ekstrawaganckim lokalu o nazwie The Beach. To znakomita okazja do osobistego zobaczenia wszystkich nowych i starych kierowców WSR. Oczywiście możliwość przyjścia ze swoimi kolegami z klubu wchodziła w grę. Pod warunkiem, że byli nimi kierowcy pokroju Jorge. Gdy mu o tym powiedziałem, był w tym samym stanie, co nieco wcześniej ja. Naturalnie zgodził się pójść ze mną. W tym miejscu muszę powiedzieć, że na swojej drodze spotykamy ogrom ludzi. Jedni byli biedni, drudzy zaliczali się do takiej klasy średniej, a inni tacy jak my. Normalnie jak w LA. Gdy weszliśmy do jadłodajni, wychodzi na jaw, że kilku osób z grona kierowców WSR brakuje. Nie widzimy tutaj gości z Euro Rand, DiviZero i Eliminacion. No cóż, najwyraźniej Europejczycy przyjdą ostatni. Albo Bruno i Felix z Trans America Pacers, bo ich też nie ma. Oprócz nich przy stole nakrytym białym obrusem ze złotymi deseniami znajdują się sami Azjaci. Najbliżej mnie siedzi jakiś Chińczyk z karnacją charakterystyczną dla ludzi z jego stron. Można powiedzieć, że znamy najstarszego kierowcę w stawce, bo wygląda tak, jakby miał jakieś 30 lat. Jest postawny i dość wysoki. No i ma na głowie czapkę. Z zielonym logiem jego klubu. Przedstawia się jako Zhi Huang. Okazuje się być niezwykle spokojnym i cierpliwym człowiekiem. On traktuje z wielkim sentymentem wszystko to, co jest tradycyjne. Przechodząc już do bardziej bieżących rzeczy, przepada za sztukami walki i sportami narodowymi swojego państwa. Czyli ping-pongiem, chociaż woli to nazywać tenisem stołowym. Jeden pies. Obok niego siedzi Australijczyk Barry Hutchinson. Już po jego image widać, że kocha surfing. No cóż, mają te swoje plaże i fale. Aż żal z nich nie skorzystać. Jego skóra jest opalona, a kasztanowe włosy ułożone w stylową grzywkę. Do tego ma brązowe oczy. No i w sumie powiedzieliśmy o nim wszystko. Robię facepalma. Wiecie czemu? Już na samym początku powinienem wam przedstawić Saeeda! Grrr! No trudno, lepiej późno niż wcale. Z przykrością muszę stwierdzić, że walka o zaszczytne miano najprzystojniejszego zawodnika WSR rozegra się między Callumem a nim. Od razu powiem, że nie ma żadnego nakrycia głowy. W zamian za to ma czarną marynarkę ze złotymi guzikami i sprzączkami. Jakby tego było mało wygląda jakoś tak:

Co naprawdę myślę o WSR? - Harrison CarterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz