Xie Lian odwrócił się w stronę osoby, która dopiero przybyła z przepraszającym wzrokiem.
– Feng Xin bardzo mi przykro, ale czy możemy przełożyć naszą rozmowę na inny dzień? – Złotooki spojrzał na swojego kuzyna, po czym ponownie na nowego przybysza. – mam teraz kilka spraw na głowie, a nie chcę was już dłużej tu przetrzymywać.
– Moglibyśmy przełożyć, ale osoba na zewnątrz raczej nie podziela mojego zdania. – Powiedział Feng Xin, po czym zaczął się wycofywać w stronę drzwi. – będziemy czekali na dworze. – i wyszedł.
Zaraz po opuszczeniu sklepu przez znajomego Xie Lian podszedł do starszej kobiety ciągnąć za sobą kuzyna i zmuszając go by przeprosił za zachowanie oraz jeszcze raz przepraszając i dziękując, że nie wezwała policji.
Hua Cheng w tym samym czasie zmierzał w stronę kasy by zapłacić za zakupy, a gdy doszedł do lady Xie Lian w tym samym momencie pospiesznie opuścił sklep ciągnąć za sobą Qi Ronga.
– Dużo się dziś u nas działo. – powiedziała kobieta z uśmiechem, kasując produkty.
– Racja, zwykle jest tu bardzo spokojnie. – Odpowiedział Hua Cheng, podając wyznaczoną sumę pieniędzy starszej kobiecie oraz, pakując zakupy do torby.
Zaraz po opuszczeniu sklepu Hua Cheng usłyszał głos Xie Liana i jego przyjaciela, więc postanowił to sprawdzić. I akurat usłyszał fragment ich rozmowy.
To nie, tak że podsłuchuje.
Po prostu chciał sobie stanąć za rogiem, miejąc idealny widok na Xie Liana.
– Więc – mówi Xie Lian, krzyżując ręce na piersi, gdy odchyla się z powrotem na kanapie, – jak długo was dwoje nie będzie?
– Tylko dwa tygodnie – mówi Feng Xin. – Musimy tylko załatwić jakieś sprawy w oddziale w Nowym Yorku, ale cóż, wiesz, jak czasami pan Idealng potrafi być, więc nie zdziwię się jak coś się przedłuży. Szczególnie jeśli tu też chodzi o ciebie.
– Ból na tyłku – Mruknął Mu Qing.
Feng Xin rzuca mu zabójcze, zimne jak lód spojrzenie. – Nie bądź surowy.
Hua Cheng szczerze nawet nie chce o tym myśleć jak tamta dwójka się jeszcze dogaduje i pracuje bez zabicia się nawzajem. Już kilka razy ich widział, gdy przyszli po Xie Liana by go odebrać za każdym razem towarzyszyły temu kłótnie i krzyki, a raz zaczęli w siebie czymś rzucać po tej akcji z rzucaniem dyrektor oznajmił, że mają zakaz wstępu na teren uczelni i że jeśli jeszcze raz ich zobaczy nie zawaha się wezwać policji.
– Czy jesteś… pewien, że wszystko będzie dobrze… z wami? – spytał Xie Lian, wpatrując się uważnie w Feng Xin
– Oczywiście – mówi Feng Xin. – Dlaczego mielibyśmy nie?
– Tak – Mu Qing kiwa głową, – dlaczego mielibyśmy nie?
Xie Lian wpatruje się w nich.
– W porządku – mówi, kiwając głową Xie Lian. – Więc wyjeżdżacie jutro wieczorem? Chcielibyście, żebym zrobił wam coś na wynos?
– Nie! – Feng Xin mówi szybko, a Xie Lian marszczy brwi. Potem Feng Xin kaszle raz, dwa, trzy razy, po czym potrząsa głową i przykleja wymuszony uśmiech na jego rysach. – Dziękujemy za ofertę, Xie Lian, ale um. Możemy po prostu kupić przekąski podczas drogi albo na lotnisku!
– Och, jesteś pewien? – pyta Xie Lian
– oczywiście! – — mówi Mu Qing, szybko, kiwając głową. – W stu procentach pewny!
– Nigdy w życiu nie byłem bardziej pewnie nastawiony do niczego – kiwa głową Feng Xin.
– Dokładnie tak. – Zgadza się Mu Qing
Hua Cheng zauważył, że jest jedna rzecz, z którą się nie zgadzają. By Xie Lian robił jedzenie.
Xie Lian pewnie świetnie gotuje tylko nie chcą oni by zawracał sobie dla nich głowę
Xie Lian marszczy brwi. – No dobrze. Ale daj mi znać, jeśli chcesz, żebym coś ugotował, dobrze? To żaden problem.
Potem Xie Lian się promiennie uśmiecha.
I o boże Hua Cheng, mimo że tyle razy widział uśmiech złotookiego dalej nie może się napatrzeć na jego dołeczki, które powstają podczas szerokiego uśmiechu.
Ma nadzieję, że to kiedyś ja będę powodem tego uśmiechu.
Ale zaraz potem twarz Xie Liana poważnieje, gdy odwraca się w stronę Qi Ronga.
– Masz mi coś do powiedzenia? – Złotooki zapewne chciał wyglądać strasznie, ale mimo to, jak się starał to wyglądał przeuroczo jak naburmuszony króliczek, który nie dostawał wystarczającej uwagi od właściciela.
– Kuzyn– przerwał mu Xie Lian.
– Powiedz mi pierw, jakim cudem ty opuściłeś akademik o tej godzinie? Przecież oni tam wszystko monitorują. Nie myśl sobie, że nie wiem, że to niepierwszy raz… Boże święty czasem się zastanawiam, jakim cudem cię stamtąd jeszcze nie wywalili! – Xie Lian zaczął swój monolog, wymachując rękami, po czym się uspokoił. – Módl się, aby tamten chłopak nie zgłosił napadu. I o tej godzinie nowenno cię do akademiku nie wpuszczą! Przenocujesz więc u mnie. – powiedział, po czym zaczął ciągnąć swojego kuzyna w jedną z alejek.
Hua Cheng nie miał zamiaru ich śledzić. Okolica była spokojna, więc nie miał się czego obawiać.
Ale mimo to dla pewności i tak poszedł za nimi.
Nikt nie czekał na niego w domu.
A mienie pewności, że dwójka dotarła bez żadnych problemów była o wiele lepsza, niż zastanawianie się przez pół nocy czy aby na pewno bezpiecznie dotarli do domu.
Tak więc Hua Cheng ruszył w bezpiecznej odległości by ich odprowadzić do domu.
Gdy wyszli z alejki skręcili w prawo i szli tylko kilka minut prosto przed siebie, po czym dotarli do jednego z bloków, do którego weszli.
Misja zakończona sukcesem.
Już się odwrócił i miał zmierzać w stronę swojego domu, gdy usłyszał za sobą głos.
![](https://img.wattpad.com/cover/274472211-288-k730277.jpg)
CZYTASZ
to tylko moje szczęście || HuaLian ||
RomanceHua cheng podniósł swoje oczy, które do tej pory były opuszone i patrzały na własne buty, by spojrzeć, na modela którego będzie miał wyrzeźbić. Po szeptach już słyszał, że obaj chłopcy są dosyć "przystojni" ale to słowo nie mogło opisać osoby która...