Jack, najstarszy syn właściciela największej sieci salonów samochodowych na południe od Kansas, przejechał pomiędzy rzędami Cadillaców, wzburzając przy tym tumany pyłu. Zatrzymał swojego Vipera, którego najchętniej wymieniłby na jakieś BMW klasy S, na betonowym podjeździe przed rodzinną willą i dał sobie jeszcze czas na głęboki oddech. W końcu, z ociąganiem wykaraskał się z, jak to mawiał ojciec, dumy współczesnej amerykańskiej motoryzacji i pomasował się po karku. Był zbyt wysoki na to, aby trzygodzinna podróż w tym szpanerskim wozie nie dała mu się we znaki. Poprawił jeszcze nisko upięty blond kucyk i nacisnął klamkę drzwi wejściowych do piętrowej willi z dwóch rodzajów czerwonej cegły. Przywitał go uśmiech jego macochy, córki japońskich imigrantów, która krzątała się po kuchni. Miała stamtąd dobry widok na salon, do którego bezpośrednio prowadziły frontowe drzwi.
– Cześć, mamo – przywitał się Jack po wejściu do kuchni i pocałował ją w policzek. Z racji dużej różnicy wzrostu mógł jej łatwo zajrzeć przez ramię do garnków na piecyku. – O, zupa z batatów. Wiesz, jak dopieścić swoich mężczyzn.
– Oczywiście! – Zaśmiała się kobieta, mrużąc przy tym swoje skośne oczy. – Boję się, że jak nie będę idealną amerykańską panią domu, to mi cofną obywatelstwo! – zażartowała.
– Ojciec nigdy by na to nie pozwolił – odparł Jack. – No właśnie. Zwołał tą całą tajemniczą naradę rodzinną, a nie ma go w domu?
Misaki nabrała łyżką zupy, podmuchała i podstawiła pod nos Jackowi.
– Pojechał rano do starego Johnsona. Chyba znów się wykłócać o cenę transportu lawetą, ale mówił, że wróci na obiad.
Jack pokiwał ze zrozumieniem głową i posmakował zupy.
– Pyszna. Mam wrażenie, że lepiej rozumiesz amerykańską kuchnię niż nie jedna blond pani domu – pochwalił. – A gdzie Matt i Liam? Widziałem samochód Matta na podjeździe.
– Och, Matt przyjechał niedługo przed tobą – odparła Misaki. – Bierze prysznic na górze. A Liam... Cóż, nie wiem, czy będzie. Nie daje znaków życia ostatnio.
Kobieta widocznie posmutniała, a Jack pomyślał, że wypada ją pocieszyć. Jednak był już zmęczony całą tą szopką, którą musiał odstawiać, ilekroć przyjeżdżał do domu, no i nie przepadał za swoimi przyrodnimi braćmi, więc tylko powiesił swoją marynarkę na krześle.
– Skoro nie ma jeszcze ojca i Liama, to idę się przejść – oznajmił i wyszedł z domu.
***
Flagowy salon Hetfielda sprzedający nowe i używane samochody jedynie amerykańskich marek znajdował się przy Route 66 w pobliżu Amarillo w Teksasie. Południowe słońce odbijało się od wypolerowanych przez mniej lub bardziej legalnych imigrantów karoserii rzędów nowiutkich Cadillaców, Chevroletów i Pontiaców poustawianych na parkingu przed budynkiem. Za to za oszkloną bryłą salonu rozciągało się niemal bezkresne pole używanych samochodów, poczynając od tych z zaledwie kilkoma tysiącami kilometrów na liczniku, a kończąc na zerdzewiałych szkieletach. I właśnie tam, za dającą się policzyć w tysiącach sztuk flotą samochodów, znajdowała się willa właściciela tych majętności, Benjamina Hetfielda. Jack, pierworodny syn z pierwszego małżeństwa zatrzasnął drzwi wejściowe i sięgnął do kieszeni szarych, garniturowych spodni po paczkę papierosów. Już z zapalonym papierosem w swoich szerokich ustach podwinął rękawy czarnej koszuli i ruszył wzdłuż rzędu starych samochodów przeznaczonych na części. Ustawienie i kolejność aut wciąż się zmieniała, choć starano się zachować segregacje na starsze i nowsze sztuki. Jack szukał konkretnego auta, mianowicie czerwonego Cadillaca deVille z siedemdziesiątego trzeciego, z charakterystycznymi pasami wzdłuż maski. Był pewien, że akurat ten samochód będzie stał w tym samym miejscu, co zawsze. Znalazł go dość prędko i uśmiechnął się na jego widok. Samochód został przeznaczony na części. Nie miał już silnika, przednich siedzeń i szyby, a jednak jego karoseria była wypucowana woskiem na błysk. Oparł się tyłkiem o lewy reflektor i w spokoju kontemplował papierosa. Spojrzał jeszcze w dół, na swoje pokryte pyłem buty i się skrzywił. Nienawidził tego zadupia, tych ograniczonych ludzi i ich głupoty. Uniósł głowę, dopiero gdy na jego skórzane buty padł cień. Rudy, piegowaty chłopiec w ciemnoniebieskim kombinezonie mechanika wlepiał w niego swoje błękitne oczy. Jack przyjrzał mu się krytycznie bez słowa. Długie, miedziane wręcz włosy miał nieuczesane, a całą jego twarz pokrywały piegi. Na szczęście nie wyglądało to tak tragicznie, jak u siostry bliźniaczki chłopaka. Ona miała tak dużo piegów, że aż zlewały się w większe plamy. Przypominało to jakieś chorobowe wybroczyny i było obrzydliwe zdaniem Jacka. Na szczęście u chłopaka większość piegów znajdowała się na nosie i pod oczami, a reszta twarzy była nimi rzadziej usiana.
CZYTASZ
Texas Brothers [boyxboy]
RomanceTo moje pierwsze opowiadanie BL opublikowane na blogu. Najbardziej spójne fabularnie, ale też chyba najmroczniejsze, mocno skupiające się na psychologii bohaterów. Kryminał i romans. Opis: Opowiadanie BL łączące romans, kryminał i komedię pełną czar...