24. Naleśniki i trup w dywanie

40 5 5
                                    

To wszystko była wina mężczyzny, który teraz opierał się o ścianę, jakby nic się nie stało. To jego fiuta miał w ustach Jack. To była wstrętna myśl, która zagnieździła się w umyśle Josha i za nic nie chciała go opuścić nawet na chwilę, ale to nie ona bolała najbardziej. Santa Boy już taki był - zepsuty i zgniły. Wszystko czynił z pełną świadomością i premedytacją. Dlatego to nie jego zdrada bolała najbardziej. Nie tylko Josh spisał go już na straty. Większość społeczeństwa to zrobiła. Josh, który wciąż stał w progu mieszkania, popatrzył na Saszę. Chciał być wściekły, a czuł tylko żal.

To było znacznie gorsze, wolałby po prostu dostać w twarz albo w jaja. Miał się tłumaczyć, że nic nie powiedział, bo Santa Boy mu tak kazał? - rozmyślał Sasza. To było żałosne. Oszukał tego biednego dzieciaka z przyczepy. Był pieprzonym tchórzem.

- Tylko się nie popłaczcie, cipki. - Santa Boy chwycił Josha za ramię. Wciągnął go do mieszkania i zamknął za nim drzwi. - Nie wiem jak wy, ale mnie naszła straszna chęć na naleśniki.

Wyminął w przedpokoju Saszę i wszedł do małej kuchni z kwadratowym stolikiem na środku. Papierosa zgasił w zlewie i zaczął przeglądać ubogą zawartość lodówki.

- Ohyda - jęknął Sasza, który widział z przedpokoju, co robił mężczyzna.

- Tak? A co powiesz na to, że zdarza mi się też pluć do tego zlewu. - Santa Boy odwrócił się w jego stronę z dwoma jajkami w dłoni. - I co tam tak stoicie, jak te cioty? Chodźcie tu.

Sasza i Josh popatrzyli po sobie, a potem weszli do kuchni. Wciąż żaden z nich nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Było tak, jak mówił Santa Boy. Dwie, przestraszone cioty.

- Jeden tu, a drugi tu.

Santa wskazał dwa krzesła po przeciwnych stronach stolika, na którym postawił miski. Do jednej wbił jajka i podał Joshowi ubijaczkę.

- Ty ubijasz - nakazał - a ty robisz polewę.

Położył przed Saszą truskawki w plastikowym opakowaniu oraz jogurt.

- A ty nie zamierzasz nic robić? - zaprotestował Sasza, jednak posłusznie otwierając pudełko.

- Ja zrobię kawę - oznajmił i sięgnął po torebkę z ziarnami i młynek z górnej szafki za swoimi plecami.

Mielili, ubijali i rozgniatali w ciszy. Atmosfera panująca w kuchni była co najmniej dziwna. Niezadane pytania wisiały w powietrzu. Josh ocknął się z letargu, gdy paskudny tatuaż znalazł się tuż przed jego oczami, gdy Santa nasypał mąki do miski.

- Nie przyszedłem tutaj, aby robić naleśniki.

- Tak? To po co przyszedłeś? - spytał Santa Boy. - Jeśli z nadzieją, że to może nie okaże się prawdą, to cię zawiodę. Jeśli po moją skruchę, to też nie masz na co liczyć. Jeśli po jego skruchę, to możesz odejść ukontentowany. Nie miej do niego żalu. To ja tutaj jestem potworem.

- Miło, że jesteś tego świadomy - syknął Sasza - ale nie musisz mnie bronić jak dziecka. Ja po prostu jestem tchórzem, wiem to nie od dziś. Bałem się, jak zareagujesz. A później jeszcze stało się to z ojcem Hetfielda. Wiedziałem, że jeśli się dowiesz, to odejdziesz. A ja chciałem, żebyś został. Chciałem dać ci dom. To głupie, ale wyobraziłem sobie, że tak mogę odpokutować. Nie proszę cię o wyba...

- Wybaczam ci - wszedł mu w słowo Josh.

Popatrzył na Santę Boy'a. Na jego twarzy igrał trudny do zdefiniowania uśmiech.

- Mnie też zamierzasz wybaczyć? - spytał muzyk z kpiną w głosie.

- Ty nie u mnie powinieneś szukać wybaczenia - odparł Josh i wrócił do mieszania ciasta. Zrobiły się grudy. - Podaj maślankę i proszek do pieczenia. I sodę.

Texas Brothers [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz