13. Były dziedzic i jego plany na przyszłość

79 6 4
                                    

Liam wszedł do swojego pokoju w internacie tyłem, całą swoją uwagę skupiając na utrzymaniu dystansu między sobą, a Felixem, który najwyraźniej bardzo się stęsknił. Uderzył go rozprostowaną dłonią w spodnią część podbródka, gdy Felix nachylił się, by go pocałować. Nie usłyszał jednak charakterystycznego dźwięku uderzających o siebie zębów.

- Ugryzłem się w język - poskarżył się baseballista, a jego głos zniekształciła dłoń, którą zasłonił usta.

- Masz za swoje - odparł Liam i korzystając z tego, że chłopak wreszcie się od niego odlepił, wyciągnął klucze z zamka po zewnętrznej stronie drzwi.

- No ale, Liam, ja się tu stęskniłem.

Hetfield westchnął, rzucił torbę w kąt, klucze na biurko i podszedł do zasłoniętego białymi żaluzjami okna. Dopiero tutaj, w Oklahomie, dotarło do niego z pełną mocą, co się stało i jakie będzie to miało konsekwencje dla niego i całej rodziny. Odwrócił się i usiadł ciężko po ścianą.

Felix, który najwyraźniej wyczuł zmianę w jego nastroju, podszedł i przykucnął obok. Jego duże, piwne oczy błyszczały, podobnie jak falujące wokół twarzy i szyi włosy w kolorze miodowego brązu. Chciał pogłaskać Liama po farbowanej czuprynie, ale ten odepchnął jego dłoń.

- Aż tak źle? - spytał Felix niezniechęcony tym gestem.

- Gorzej - odparł Liam. - Najgorzej. Ojciec dowiedział się, że Jack jest gejem.

- No to rzeczywiście nie za ciekawie, ale głównie dla twojego brata perwersa.

Liam pokręcił głową. To nie zmieni wyłącznie życia Jacka, ale ich wszystkich. Całej rodziny, chociaż to określenie na wyrost. Ojciec zapewne, kiedy już wymaże dowody istnienia swojego pierworodnego oraz jego osobę z powierzchni Ziemi, będzie chciał dalej odgrywać swój teatrzyk przykładnej, amerykańskiej rodziny. Jednak już na wieczność będzie nad nimi wisieć ten cień. Zostali zbrukani i naznaczeni. Palce mieszkańców Amarillo już zawsze będą wskazywać na nich.

- Przynajmniej przez jakiś czas nie będę musiał jeździć na te weekendowe obiady - stwierdził. - Jack sam sobie nagrabił, ale najbardziej żal mi Matta.

- Środkowego syna? Dlaczego?

- Bo teraz to on zostanie dziedzicem. Wszystko spadnie na niego, a on się do tego kompletnie nie nadaje. Jack to złamas, ale ma silny charakter. Niby słuchał ojca, ale jak ten się tylko odwrócił, pokazywał mu „fucka" i robił, co chciał. A Matt... ojciec go stłamsi, rozbije na kawałki i ulepi od nowa według własnego widzimisię. Zostanie Jackiem - wersja dwa zero, tylko że z myślami samobójczymi.

Felix przysiadł na podłodze i oparł podbródek o kolano Liama. Posłał mu delikatny uśmiech. Hetfield nawet teraz traktował go chłodno i z dystansem, mimo że jakiś czas temu zbliżyli się do siebie tak, że już nie da się bardziej. Felix nie pozwolił się odgonić, bo wiedział z własnego doświadczenia, że nie ma nic gorszego od samotności, takiej prawdziwej, niewynikającej z braku innych ludzi, ale braku zrozumienia z ich strony. Bo samotnym można być nawet w Nowym Yorku albo Tokio.

- A gdzie ty w tym wszystkim jesteś? - spytał.

- Ja zostałem wyautowany, pomimo braku coming outu - prychnął Liam. - Trochę się do tego przyczyniłeś, panie baseballisto.

- No sorry...

- Nie... - Liam przyciągnął twarz Felixa do swojej, sam się pochylając. Pocałował go z kurczowo zamkniętymi oczami, starając się nie myśleć o tym, jak jest w tym słaby, a skupić na zatopieniu w ustach drugiego chłopaka. - Jest dobrze. Jest źle, ale jest dobrze. Jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

Texas Brothers [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz