9. Bang i bang

59 6 6
                                    

Jack z dwóch klubów wybrał ten, w którym grali mniej agresywne techno. Niestety niedobory w bitach odbijano sobie występami drag queen. Usiadł przy barze, plecami do sceny, aby chociaż nie widzieć tych maszkaradeł. Za ladą stał młody, nieopierzony jeszcze chłopak ubrany od pasa w górę jedynie w rozpiętą, naszpikowaną cekinami kamizelkę. Fioletowe włosy stylizował w zawadiacki lok na czole, a gładkość jego twarzy wspomagana była podkładem. Jack otaksował sylwetkę chłopaka i skrzywił się jeszcze bardziej niż dotychczas. Nie lubił wychudzonych ciotek na ciągłej diecie, którzy nigdy nie widzieli siłowni od środka. Młody barman, mylnie interpretując zainteresowanie mężczyzny, posłał mu kuszące spojrzenie. Jack tylko łypnął na niego z ukosa, co wysłało chłopaka na drugi koniec baru. Zdążył upić ledwie łyk ze swojego drinka, gdy rytmiczna muzyka za jego plecami ucichła.

- A oto przed wami królowa Teksasu i seksapilu, niezastąpiona Lady Corn!

- Jeszcze tych chłopobab zabrakło - syknął Jack po usłyszeniu zapowiedzi i pociągnął solidny łyk ze szklanki.

Od kilku dni miał parszywy humor, czy raczej przebywał w stanie permanentnego wkurwienia. Chodzeniem do barów usprawiedliwiał swoje picie, zasłaniając prawdę sloganem, że przecież pijacy piją w domu.

- Więc mamy tu jeden z przykładów geja ksenofoba? - Usłyszał głos po swojej lewej. - To zadziwiająco częste w tym środowisku.

Jack odwrócił głowę i ujrzał postawnego, czarnego mężczyznę z diamentowym kolczykiem w lewym uchu. Siedział dwa krzesła od niego, ubrany w prążkowany garnitur. Jego przystojną twarz przyozdabiał szeroki uśmiech na wydatnych ustach.

- Owszem, jestem pedałem. Więc z definicji podobają mi się faceci, a posiadanie penisa to jeszcze za mało, żeby uzyskać to miano. Gardzę więc przegiętymi ciotami - Jack specjalnie dwa ostatnie słowa wypowiedział głośniej, by dotarły do barmana - oraz wszystkimi innymi babochłopami. Masz coś do tego?

Mężczyzna w odpowiedzi zaśmiał się perliście i uniósł w stronę Jacka szklankę wypełnioną jakimś czerwonym drinkiem.

- Każdy ma prawo do swoich własnych przekonań - stwierdził. - Takie jest moje przekonanie.

Zaraz potem wstał, przesiadł się bliżej i wyciągnął ku Jackowi prawą dłoń.

- Tom. Tom Goodman - przedstawił się.

Jack zastanowił się chwilę i uśmiechnął się półgębkiem. Uścisnął mężczyźnie dłoń. Rasistą akurat nie był.

- W takim razie ja muszę przedstawiać się tylko dla formalności - stwierdził. - Jack Hetfield.

- W rzeczy samej. - Uśmiechnął się mężczyzna.

- I co? Zamierzasz wykorzystać to odkrycie przeciw mojemu staremu? - spytał Jack.

W sumie, gdy o tym myślał, zastanawiający był fakt, że nikt dotąd nie doniósł Benjaminowi Hetfieldowi o gejostwie jego pierworodnego. Zawsze przecież istniała szansa, że w jednym z klubów, do których chodził Jack, w tym samym czasie mógł znaleźć się jakiś pucyglanc karoserii albo księgowy. Nie krył się też specjalnie z Joshem i to jakiś cud, że nikt oprócz Matta ich nie przyuważył w czerwonym deVille. A może wiedzieli wszyscy? Jack często miał wrażenie, że on podobnie jak cała reszta odgrywa jedynie rolę nadaną mu przez Benjamina Hetfielda. Że orbituje wokół niego niczym planeta wokół gwiazdy. Może wiedzieli wszyscy, ale nikt o tym nie mówił, bo zaburzyłoby to równowagę ich świata. Świata, w którym centrum znajdował się Benjamin Hetfield.

- Wtedy zagrałbym tak samo, jak twój ojciec - stwierdził Tom Goodman. - Wszystko przestałoby mieć wtedy sens.

- Jeden musi być tym dobrym, a drugi złym - zgadł Jack.

Texas Brothers [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz