Rozdział 9

461 46 1
                                    

Mimo, że Londyńska pogoda nie zachwycała, to coraz bardziej było widać nadchodzącą wiosnę. Śnieg padał tylko w styczniu, temperatura zaczęła się powoli podnosić. Turyści nadal nosili zimowe kurtki i buty, ale rodowici Londyńczycy przerzucili się już na cienkie wiatrówki i lekkie buty.

Cały zespół Bring Me The Horizon siedział w studiu, które mieściło się w ogromnym wieżowcu. Wszyscy starali się pracować nad nową piosenka, którą zamierzali nagrać i zaraz wysłać do wytwórni. Potrzebowali nowych kawałków na płytę, a prawie wszystkie piosenki, które od nich wychodziły wydawały się płytkie. Mężczyźni nie wiedzieli dlaczego nagle stracili wenę, ale bardzo im się to nie podobało. Zapewne szło by im o wiele lepiej, gdyby osoba, która pisała najlepsze teksty nie olała ich. W czasie gdy współpracownicy Olivera główkowali, on wyciągnął się na miękkiej skórzanej kanapie i spał, cicho pochrapując.

- Obudźcie go, bo jak ja to zrobię to nie będzie wcale przyjemne - warknął Matthew nie wytrzymując w końcu.

- Może po prostu wyślijmy go do domu? Nie wygląda najlepiej - zauważył Jordan.

Była to prawda. Oliver był bardzo blady i miał cienie pod oczami, jakby nie spał kilka nocy z rzędu. 

- Ej Ol! - Lee rzucił w przyjaciela kulką z papieru i trafił w czoło.

Oliver zamrugał i zaraz zakrył twarz ramieniem.

- Spadać, dupki - odezwał się zduszonym głosem.

- Chrapiesz, stary.

Z głośnym westchnieniem podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał dookoła. Wszędzie było pełno pudełek po chińskim jedzeniu, kubków po kawie, oraz innych śmieci, których nie chciało im się posprzątać. Członkowie jego zespołu siedzieli na miękkich pufach, albo z blokiem w ręce, albo z gitarą na kolanach.

- Cholera - przetarł twarz ręką - chyba trochę mi się przysnęło.

Starał się napisać coś razem z chłopakami. Wymyślili pierwsze dwa wersy, Lee ciągle grał je od początku na swojej gitarze. Oliver starał się wyglądać na skupianego, ale jego myśli ciągle gdzieś uciekały.

Nie widział Hannah przez dziesięć dni. Nie był to dla niego przyjemny czas. Ciągle pracował, albo siedział w studio, albo w mieszkaniu przy laptopie. Spędzał czas z chłopakami, a gdy w końcu miał trochę czasu w samotności, pracował nad nowymi projektami ubrań. Był wykończony, a nadal myślał o tym, że tak dawno nie widział Pixie. Czuł, że to ona ładowała go energią, więc teraz gdy jej przy nim nie było, czuł się jakby sflaczał. 

Po kolejnej godzinie mężczyźni zgodnie stwierdzili, że idzie im do dupy. Tuż przy wyjściu Matt rzucił propozycję pójścia do klubu. Mimo, że Oliver nie miał siły, zgodził się. W tamtym momencie potrzebował alkoholu i swoich przyjaciół. Musiał sobie odpuścić na chwilę myślenie o pannie Snowdon, bo inaczej oszalałby. 


Mieli dwa takie swoje miejsca, które różniły się do siebie całkowicie. Głośny klub w centrum, gdzie podawali tak mocne trunki, że po wypiciu dwóch człowiek zaczynał bredzić, oraz drugi cichszy, gdzie zazwyczaj chodzili aby napić się piwa. Tego wieczoru wybrali opcję numer jeden. Spotkali się przy swoim stałym stoliku po dziewiątej i zamówili to co zawsze. 

Oliver jakoś szczególnie nie śledził przebiegu rozmowy, dopóki nie przeszli na temat jego samego i jego nowej laski.

- Ona nie jest moją nową laską - oznajmił brunet, pijąc szkocką. 

- Jasne - prychnął Matthew. - Zabrał ją do Sheffield. I gdybyście zobaczyli jak on się do niej ślini. No po prostu łazi za nią, a jego język ciągnie się po ziemi. No i te posty! Jezu, Oliver co ty odpierdalasz? Nam mówisz, że to nie jest twoja laska, ale chyba cały świat już wie, że się z  kimś spotykasz.

SleepwalkingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz