Rozdział 2

2.9K 166 20
                                    

Piątek, 5 Czerwca 1998

Dziś na śniadanie jest to, co najbardziej lubię. Ciastka z dyni, zamawiane specjalnie skądś, gdzie jest na nie sezon. Najlepsze dżemy i bułeczki. Jajka, fasola, kiełbaski.

I to wszystko smakuje jak popiół.

Ojciec czyta gazetę z nieruchomymi oczami. Matka wstaje, by przejść się po pokoju, trzymając w dłoni filiżankę i spodek. Wpatruję się w ciasteczka na moim talerzu.

Nottowie zostali zabrani wczoraj. I Goyle. Ojciec Pansy. Pansy prawdopodobnie została wzięta na przesłuchanie, ale wiem, że podczas inspekcji jej różdżki nie znajdą żadnych Niewybaczalnych. Zostanie szybko zwolniona.

— Dlaczego czekali? — szepcze matka. — Dlaczego jeszcze nas nie zabrali?

— Żeby zobaczyć, czy uciekniemy — odpowiada ojciec i przewraca stronę.

Szkoda, że tego ​​nie zrobiliśmy. Lata temu. Żałuję, że nie zostałem wysłany do Durmstrangu, tak jak chciał tego ojciec.

— Pamiętaj — mówi — możecie poprosić o obecność jednego z członków Wizengamotu podczas waszego przesłuchania. — Unosi filiżankę. — Biuro Aurorów musi spełnić taką prośbę. Gorąco polecam...

— Dziękuję, Lucjuszu — mówi matka, wytrzeszczając oczy kiedy spogląda za okno. — Ale już mam dość twoich rekomendacji.

Trzask.

Hix, jeden ze skrzatów ogrodowych wpada do pokoju.

— Mistrzu Malfoy — piszczy, otwierając szeroko oczy. — Oni tutaj są.

Ojciec zamyka gazetę. Matka kończy herbatę i chwyta serwetkę, przyciskając ją do ust.

Wpatruję się w swoje śniadanie i zastanawiam, czy jeszcze kiedyś zobaczę przed sobą tyle jedzenia.

Ojciec wstaje, a my wychodzimy za nim z jadalni, kierując się do holu wejściowego. Stoimy w linii prostej, twarzą do drzwi. Czuję, że ojciec zwraca się w moją stronę.

— Bądź silny, Draco. To nie będzie trwało wiecznie.

— Nie wiesz tego — mówię.

— Nie musisz odpowiadać na żadne pytania, dopóki członek Wizengamotu nie będzie dla ciebie dostępny. Pamiętaj o tym — mówi, prostując rękawy. — Jeśli będziesz mnie potrzebował, musisz do mnie napisać...

— Czego mógłbym od ciebie potrzebować? — syczę do niego.

Czuję na sobie jego wzrok, gdy kieruję swoje oczy ku frontowym drzwiom. Matka ściska mnie za rękę, gdy te się otwierają z eksplozją i około dwudziestu Aurorów wpada przez nie do środka. Nasze różdżki wylatują z kieszeni – nie moja, ale używam tej od mamy – i zaklęcie uderza w moje nogi, więc upadam na kolana. Unoszę ręce w górę, tak jak robią to moi rodzice.

Wszyscy krzyczą różne rzeczy, a ja staram się podążać za wskazówkami. Widzę, że najpierw zajęto się moim ojcem. Nałożyli na niego kajdany, po czym wyprowadzili na zewnątrz. Potem przyszła kolej na matkę. Na to patrzy się o wiele trudniej.

Potem przychodzi i moja kolej, a młody, zaledwie dwudziestopięcioletni Auror skuwa moje nadgarstki. Być może pamiętam go z Hogwartu. Kiedy podnosi mnie na nogi, jego pięść wbija mi się w brzuch tak szybko, że nawet nie wiem, co się stało. Powietrze znika z moich płuc i zginam się w pół, widząc migające pod powiekami plamy światła.

Ciągnie mnie do przodu i przysuwa moją głowę do swojej twarzy, z pięścią we włosach i kwaśnym oddechem na moim nosie.

— Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Malfoy.

[T] Wszystkie niesłuszne wybory | All The Wrong Things | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz